Dni szybko mijały i nie
zdążyłam się obejrzeć, a dzień wyjazdu Artura stał się rzeczywistością. Przez
ostatnie dni spędzaliśmy ze sobą każdą wolną chwilę. Zaczynałam się
przyzwyczajać do obecności drugiej osoby w moim skromnym, nudnym życiu. Tego
dnia przyjechał do mnie kilka godzin przed wyjazdem, żeby się pożegnać.
Leżeliśmy na łóżku i planowaliśmy, jak odbijemy sobie Sylwestra.
— No dobrze, a co
powiesz na weekend we dwoje gdzieś z daleka od miasta? Znam fajne miejsce,
byłem tam kilka razy z rodzicami — zaproponował, bawiąc się moimi włosami i
patrząc mi w oczy.
— Nie mam kasy —
zaśmiałam się.
— Ja mam.
— Artur, nie będziesz
wydawał na mnie swoich oszczędności, bądźmy rozsądni.
— Nie chcę być
rozsądny! Chcę tam jechać i koniec, postanowione — stwierdził, a gdy zobaczył,
że zaczynam protestować zakrył mi dłonią usta i zaczął łaskotać. Zaczęłam wić
się na łóżku, próbując uwolnić się od jego szarżujących po moim brzuchu palców.
Żeby pozbyć się dłoni zakrywającej mi usta, wystawiłam język i zaczęłam ją
obśliniać. Obleśne, ale zadziałało.
— Fuuj! — roześmiał się
i wytarł ślinę w moją bluzkę.
— To nie było mniej
ohydne — skrzywiłam się.
— Cóż, stało się —
odpowiedział, wzruszając ramionami.
— Dobrze, pojedziemy w
to twoje miejsce.. — powiedziałam, przewracając oczami. Artur wyrzucił obie
ręce w górę, a następnie klasnął z podekscytowaniem.
— Ha! Zobaczysz, będzie
świetnie.
Roześmiałam się tylko i patrzyłam na
jego dołeczki powstałe od ogromnego uśmiechu. Położyłam głowę na poduszce,
zwijając się w kulkę.
— Co ja będę robić
przez całe dwa tygodnie? — westchnęłam.
— Umierać z tęsknoty za
mną — wzruszył ramionami i również położył się, przyciągając mnie do siebie
tak, że nasze nosy praktycznie się stykały.
— A tak poza
umieraniem? To na pewno będzie wyczerpujące, nie mogę tak cały czas.
— Spotkasz się ze swoją
paczką? Nadrobisz zaległości? — zaproponował.
— No tak, zapomniałam,
że są jeszcze oni — wymamrotałam zawstydzona swoją beznadziejnością.
— Audrey – najlepsza
przyjaciółka jaką świat widział — zaśmiał się.
Zakryłam twarz dłońmi i jęknęłam.
— Ale jestem okropna...
Usłyszałam cichy śmiech, a zaraz potem
poczułam jak Artur odsuwa mi dłonie i odsłania twarz, żeby na mnie spojrzeć.
Miał nieprzeniknioną minę. Wodził wzrokiem po mojej twarzy, nic nie mówiąc.
Odsunął mi kosmyk włosów, który niesfornie opadł mi na policzek. Jego kciuk
sunął powoli, wyznaczając trasę od mojego ucha do ust. Serce dostawało
palpitacji, a oddech uwiązł mi w gardle. Przez parę sekund tylko spoglądał mi w
oczy, a potem zobaczyłam na jego twarzy moment podjęcia decyzji. Zanim zdążyłam
się zastanowić, czego ona dotyczy, nachylił się i delikatnie musnął wargami
moje wargi. Przestrzeń wokół nas przestała istnieć. W tym momencie liczyliśmy się
tylko my. Poczułam jak dreszcz ekscytacji i przerażenia jednocześnie, przebiega
mi wzdłuż kręgosłupa. On jednak przysunął się jeszcze bliżej i ujął moją twarz
w obie dłonie. Spojrzał mi prosto w oczy i z ustami oddalonymi od moich o może
niecały centymetr powiedział:
—
Za chwilę cię pocałuję, Audrey, proszę, nie zeświruj, okej?
Teraz już w ogóle nie oddychałam.
Zdołałam tylko, na oparach i pod wpływem przekroczonego stężenia CO2 w płucach,
lekko skinąć głową.
Znów zbliżył się do mnie i, z o wiele
większą pewnością, nasze usta się spotykają. Zaczyna się niepozornie, lecz
jednak po chwili coś się w nim zmienia. Czuję jak przesuwa językiem wzdłuż
miejsca, gdzie łączą się moje wargi, jakby prosił, bym wpuściła go do środka.
Rozchylam je, wydając z siebie mimowolne westchnienie. Przez całe życie
wyobrażałam sobie swój pierwszy, prawdziwy pocałunek. Czy ten spełniał moje
oczekiwania? O tak.
Kładę się na plecach, delikatnie ciągnąc
go za sobą, nie przerywając ani na chwilę. Mam wrażenie, że trwamy tak przez
wiele godzin. Ręka Artura już jakiś czas temu przeniosła się z moich policzków
na talię. Postanawiam wykonać szalony ruch i oplatam go nogami w pasie. Widzę,
że spodobał mu się mój pomysł, więc przybijam sobie mentalną piątkę.
Nagle drzwi do mojego pokoju otwierają
się z hukiem i do pokoju wkracza Alice.
Jak poparzeni odrywamy się od siebie, a
Artur, próbując ze mnie zejść, nie zauważa, że wkracza na za wąską część łóżka.
Nie trzeba długo czekać, by usłyszeć dźwięk zderzenia się jego ciała z podłogą.
— Hmmm... — Alice
przygląda nam się z rozbawioną miną — jak widzę przyszłam nie w porę.
— My też to widzimy —
odpowiadam, gromiąc ją wzrokiem — możesz sprawdzić, czy nie ma cię w innym
pokoju? — pytam, udając że nie mam pojęcia jak czerwona w tym momencie jest
moja twarz.
— Nie bardzo. Nie
przyszłam tu rekreacyjnie, Audrey.
— W takim razie
streszczaj się, co?
— Mama kazała
przekazać, że kupiła ci te najgrubsze podpaski, o które prosiłaś — widzę, jak
chytrze spogląda na Artura, mówiąc to.
Mimo, że jestem pewna pełnej świadomości
mojego chłopaka w tych sprawach i tak robi mi się niesamowicie głupio.
— A tobie te czopki na
mózg też kupiła? — pytam słodko.
— Śmieszne. — krzywi
się w przedrzeźniającym uśmiechu i wychodzi.
Wpatruję się parę sekund w miejsce,
gdzie stała. Słysząc jak Artur ponownie gramoli się na łóżko, postanawiam
skierować na niego moją uwagę.
— Skoro wydało się jak
cennych rzeczy zostałam posiadaczką, zgodzę się na podział 80/20. W końcu,
wydaję mi się, że potrzebuję tych zapasów bardziej niż ty — próbowałam obrócić
wszystko w żart.
— Szczodrość to twoja
główna zaleta? — spytał ze śmiechem i położył się opierając głowę na dłoni.
— Nie, duże serduszko —
odpowiedziałam.
— Moje ostatnio narzeka
na nadmiar wrażeń.. — powiedział opuszczając wzrok i wygładzając kołdrę.
— Ojej, a to czemu? —
spytałam zdziwiona.
On westchnął ciężko i niemalże szeptem
powiedział:
— Bo kocham cię, Audrey
Campbell.
***
Boże Narodzenie
zbliżało się wielkimi krokami. Wszędzie słyszałam ‘Last Christmas’ i
inne tego typu grudniowe przeboje. W powietrzu czuć było świąteczną gorączkę.
Był ostatni weekend przed świętami, a mi został tylko tydzień nauki, by
rozpocząć blisko dwa tygodnie laby. Siedziałam w swoim pokoju, robiąc wstęp do
bożonarodzeniowych generalnych porządków. Segregowałam ubrania - te, których
już nie lubię pakowałam w karton przeznaczony dla dzieci z pobliskiego domu
dziecka. Robiliśmy tak co rok. Mama od małego uczyła nas, że święta to nie
tylko choinka i stosy drogich prezentów, ale przede wszystkim czas dla rodziny
i poczucie wspólnoty. Wielu ludzi nie ma tyle szczęścia, co my, dlatego tak
ważne jest, by nie myśleć tylko o sobie. Gdy pudełko było już pełne, a moja
szafa zaczęła w końcu wyglądać zdrowo, zawołałam tatę, by zaniósł je do
samochodu.
Usiadłam na łóżku, żeby zobaczyć co
nowego w Internecie. W tym samym momencie poczułam wibracje, a na ekranie
wyskoczył znaczek nowego SMSa.
„Dalej czekam. Może jutro po szkole?
Całuski, dupek”
Takie wiadomości ignorowałam od ponad
tygodnia. Nie dlatego, że nie byłam zainteresowana spotkaniem z Kacprem
(wierzcie mi, BYŁAM). Po prostu nie czułam, by było to uczciwe względem Artura,
tym bardziej, że nie doczekał się z mojej strony wyznania miłości. Rozumiecie?
Miałam wyrzuty sumienia. Wiedziałam, że go zraniłam, nie odwzajemniając
wyznania. Niby od razu powiedział, że wszystko w porządku i że cierpliwie
poczeka, aż będę gotowa, ale i tak było mi z tym źle.
Może przesadzałam, a Kacper po prostu
chciał mnie przeprosić i na tym koniec? W takiej wersji wychodziłam na totalną
zołzę. Ale z drugiej strony, co jeśli liczy na coś więcej?
Audrey,
jak to się stało, że nagle masz problemy takiego pokroju?
Odłożyłam komórkę na szafkę nocną i
chwyciłam za notatnik, w którym zaczęłam tworzyć rymowane życzenia dla każdego
członka rodziny. Kiedyś napisałam takie dla mamy, potem prosili o nie wszyscy,
a teraz to po prostu tradycja. Nie mogłam jednak się skupić, ciągle wracając
myślami do czekającego na odpowiedź SMSa.
Na
pewno chce tylko przeprosić. Nie bądź wywłoką, Audrey.
Ponownie chwyciłam za telefon i szybko
wystukałam krótką odpowiedź, klikając ‘wyślij’ zanim zdążę się rozmyślić.
Od
samego rana towarzyszyło mi podekscytowanie pomieszane z niepewnością. Zrobiłam
wyjątkowo staranny makijaż (pokusiłam się nawet o eyeliner!) oraz wyjątkowo
długo wybierałam stylizację. Nic ze sobą nie grało tak jak wyobrażałam to sobie
w głowie, więc gdy byłam już mocno spóźniona, machnęłam z rezygnacją ręką i
włożyłam ulubione, czarne rurki i ceglasty, oversizowy golf. Włosy zgarnęłam w
wysokiego kucyka i popędziłam na dół w przelocie chwytając torbę. Na śniadanie
zostało mi pięć minut, więc praktycznie wepchnęłam całą kanapkę z pomidorem do
ust i z chomikowymi polikami poleciałam na zajęcia.
W szkole ciągle przyłapywałam się na
ciągłym traceniu wątku, bądź gapieniu się w przestrzeń. Gdyby ktoś zapytał
mnie, co robiłam dziś w szkole, nie potrafiłabym odpowiedzieć na to pytanie.
Zadzwonił ostatni tego dnia dzwonek, więc popędziłam się ubrać i cała
roztrzęsiona stanęłam na szkolnym parkingu rozglądając się za znajomym Jeepem.
Na placu panował chaos – wiele klas kończyło zajęcia i rozchodziło się do domów
właśnie o tej porze. Stanęłam na uboczu koło grupki dziewczyn, uważnie
lustrując parking. Niecierpliwie postukiwałam nogą w miejscu.
— O ja cie, dziewczyny,
a co to za facet? — pisnęła z przejęciem jedna z dziewczyn obok.
— Wygląda znajomo —
odpowiedziała druga.
— Ta, jakby z gazety,
czy coś w tym stylu — zawtórowała trzecia.
— O MÓJ BOŻE! A czy to
nie ten koleś, który ma ojca w więzieniu? No wiecie, ten który nie chciał
zaznawać? — powiedziała nagle trzecia. Odwróciłam się zaskoczona, najpierw
zerkając na dziewczyny, a następnie na miejsce, w które nachalnie się wpatrują.
Szybko okazało się, że mają rację. Na uboczu, lecz ciągle w dosyć centralnym
punkcie parkingu, opierając się o wóz, stał Kacper. Nonszalancko taksował
spojrzeniem każdego, kto go mijał. Jakby poczuł mój wzrok, bo nagle spojrzał
prosto na mnie, a moje serce zrobiło fikołka. Ruszyłam niepewnie w jego
kierunku. Czułam na sobie zafascynowany wzrok trzech dziewczyn, lecz nie
śmiałam się odwrócić. Kiedy znalazłam się koło niego, odchrząknęłam i
powiedziałam:
— Spodziewam się najlepszych
przeprosin w historii wszechświata, skoro miałeś tyle czasu.
— Spodziewaj się
niespodziewanego — powiedział i wzruszył barkami.
— To znaczy? — spytałam
zdezorientowana.
On jednak zbył moje pytanie i ruszył w
stronę miejsca kierowcy.
— Wsiadaj — usłyszałam.
Zaśmiałam się z niedowierzania i
chciałam stuknąć się w czoło, lecz był do mnie plecami i na niewiele, by się to
zdało.
— Czyli wcale nie
chciałeś mnie przeprosić? Dobrze rozumiem?
— Nie będę nikogo
przepraszał za bycie sobą — powiedział ponad dachem samochodu — wsiadaj.
— Chyba żartujesz,
nigdzie z tobą nie jadę — złożyłam ręce na piersi na wyraz mojego zdecydowania.
— Czyli nie chcesz się
dowiedzieć, co było nie tak z twoim inspirowanym moim życiem opowiadaniem? —
spytał, robiąc cudzysłów w powietrzu przy słowie „inspirowany”. Tu
mnie miał. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Byłam cholernie ciekawa,
co takiego ma mi do powiedzenia. To mogła być jedyna taka okazja. A kimże
jestem, by jej nie wykorzystać?
Jęknęłam cicho, wyrażając tym swój ból
porażki, lecz chwyciłam za drzwi i wgramoliłam do wnętrza samochodu. Nawet
przez myśl mi nie przeszło, jak bardzo będę potem tego żałować.
_____________________________________
Cześć wszystkim!
Przepraszam, że tyle to trwało, ale
niestety sesja-depresja pochłonęła trochę mojego czasu. Mam nadzieję, że teraz
już wszystko wróci na właściwe tory.
x
Nadszedł więc czas wyjazdu Artura. Zobaczymy, jak nasza para przetrwa tę rozłąkę. Audrey będzie miała przynajmniej czas na zastanowieni się nad swoimi uczuciami, bo o ile Artur wydaje się być ich pewny, tak dziewczyna wciąż się waha. Niby dobrze czuje się w tym związku i jest szczęśliwa, ale może czegoś jej brakuje? Albo po prostu potrzebuje czasu, aby oswoić się z nową dla niej sytuacją.
OdpowiedzUsuńNie ma to jak kochane rodzeństwo. 🤣 Ono po prostu zawsze musi nas skompromitować. Bez tego by się nie obyło... Audrey więc najadła się trochę wstydu przez siostrę, ale jakoś z tego wybrnęła.
Kacper tak długo nie dawał za wygraną, aż Audrey w końcu uległa i zgodziła się na spotkanie. Co jakoś nieszczególnie mi się podoba. Z tego może nie wyniknąć nic dobrego, co sugeruje koniec rozdziału. Dlatego też z jeszcze większą ciekawością czekam na kolejny. 😊