19 września 2018

Rozdział 2



"Pamiętaj, że prawdziwy facet to taki, który zmazuje ci szminkę na ustach, a nie tusz na rzęsach." ~ Kowalska Edyta

***


Byliście kiedyś w sytuacji, kiedy idziecie chodnikiem, korytarzem czy innym jakby nie patrzeć publicznym trotuarem wśród mijających Was ludzi? Głupie pytanie. To może inaczej: czy tylko ja mam ciągłe wrażenie, że coś jest ze mną nie tak, kiedy idę i więcej niż jedna osoba otaksuje mnie spojrzeniem? Zastanawiałam się czy to przypadłość powszechna, czy tylko mój mózg się w tej sprawie buntuje. Gdybym zwierzyła się z tego mojej terapeutce pewnie usłyszałabym coś o fobiach społecznych, albo wątłym poczuciu własnej wartości. Dobrze, że nie mam terapeutki, bo chyba musiałabym przyznać jej rację. Kiedyś nie miałam z tym problemu. Potem przyszedł okres dojrzewania i mózg stwierdził, że pójdzie zwiedzać manowce. Chyba przeżył tam ciężkie chwile, bo kiedy wrócił nic nie było takie jak dawniej. Ciekawym zjawiskiem stał się mój podświadomy sposób kupowania ubrań. Wiele rzeczy mi się podobało i wiedziałam, że mogę się w nich wyróżniać i wyglądać świetnie. Wiecie co na to mój przyjaciel mózg? ‘Kochana, w tym mogą chodzić piękne, wysokie i popularne laski, nawet się nie waż’. Tak więc kupowałam najnudniejsze i najbezpieczniejsze ciuchy jakie znalazłam. O ironio, im gorzej wyglądałam, tym lepiej się czułam. Koszmar, co nie dziewczyny? Teraz jestem starsza, a mało się zmieniło. Dalej nie lubię, jak patrzy na mnie więcej niż dwie osoby na raz. Nienawidzę być oceniana, chociaż wiem, że sama często robię to innym. Sami wiecie, jak trudno tego nie robić (nawet YouTube jest pełny filmów ‘try not to judge challenge’). Na szczęście, jak wszystko dobrze pójdzie, mam całe życie, żeby nad tym pracować.
Był poniedziałek. W standardowym poniedziałkowym humorze człapałam na matematykę. Przy sali stało już sporo ludzi z mojej klasy. Kilkoro z nich skinęło, niektórzy pomachali. Klasowi idioci wykazali nadmierne zainteresowanie, co przypomniało mi, że przecież mamy dziś sprawdzian. Uśmiechnęłam się do nich krzywo. Żeby mi ktoś tak dawał ściągać, jak ja to robię.. Ale ludzie! Przecież karma podobno wraca! Dosyć wygodna wymówka dla nadgorliwie miłych, dających się wykorzystywać osób. Usiadłam niedaleko drzwi i wyjęłam swoje notatki. Swoją drogą moje notatki to jedna z cenniejszych rzeczy na szkolnym czarnym rynku. Co rok sprzedaje je za niewiarygodnie duże pieniądze. Serio. Zaczęło się od wrzucenia na specjalnego Instagrama paru zdjęć w jaki sposób je robię i jak są szczegółowe. Wystarczyło, że ktoś ze szkoły to zobaczył i pokazał innym. A teraz sprzedaje je temu, kto zaproponuje więcej. Audrey-mała-biznesmenka i niesamowita moc internetów.
Moim planem po zajęciach było udanie się do biblioteki, by oddać okupowane przeze mnie stosy książek. Myślę, że biblioteki są niedoceniane. Rozumiem, że najnowsze książki lepiej się czyta ze względu na fabułę z nowinkami technicznymi i odniesieniami do ostatnich wydarzeń w świecie kultury. Niemniej jednak, kiedy wypożyczacie książki z biblioteki po pierwsze zaoszczędzacie mnóstwo pieniędzy, a po drugie nie ryzykujecie, że gdy książka jednak okaże się gówniana, wydaliście je na darmo. Zawsze marzyłam o ogromnym regale z książkami od podłogi do sufitu (jestem w tym sama? Nie sądzę). Nawet kupiłam kilka książek w tym celu, a potem okazało się, że może dwie z nich chciałabym przeczytać ponownie za jakiś czas. A co z pozostałymi? Mają się kurzyć stojąc smutne i niechciane na moim regale marzeń? Myślę, że nic nie chce się tak czuć, a ja mam małe wielkie serduszko i nie zamierzam ich krzywdzić. Poza tym, kiedy przeczytacie nową książkę i jest kosmicznie wciągająca, jaracie się jak pochodnia, że zaraz wciągniecie następny tom, a Internet mówi, że następna część wyjdzie może za rok, czy nie czujecie wtedy głębokiego rozczarowania i bezsensu życia (ja)? Z bibliotekowymi książkami to się tak często nie zdarzy, trust me.
Nasza szkolna biblioteka nie ma wielu fanów, dzięki czemu mogę tam spędzać długie przerwy z moją paczką. Czasem w coś gramy, a czasem po prostu dyskutujemy o dziwnych rzeczach (mówiłam, że jestem nerdem?). Dziś mieliśmy przedyskutować, co będziemy oglądać na następnym wieczorze filmowym, który ma się odbyć u Kornelii (spokojnie, do opisu każdego osobnika z mojej paczki jeszcze kiedyś dojdziemy).
Byłam spóźniona, bo po drodze kupiłam wodę w automacie, więc teraz szłam w stylu Korzeniowskiego (ja mam niestety większą dupę). Wkroczyłam na ostatnią prostą, gdy zza rogu wypadła "kochana" pani Suszyńska- znana w mojej szkole jako Zmarcha (chyba łatwo się domyślić czemu). Jest to dyrektorka, chemiczka, no i rzecz jasna pomarszczony potwór. Nie lubi mnie od dnia, w którym dowiedziała się, że istnieje. Przeszkadza jej położenie moich rodziców, moje imię, którego nie umie wymówić.. i kto ją wie co jeszcze. Ogromną przyjemność sprawia jej dokuczanie i docinanie mi. Chyba powinnam to gdzieś zgłosić, ale któż ośmieli się tknąć Panią Dyrektor? System nauczania i oświaty ssie. Po ostatnich zajęciach zaprosiła mnie do biurka i kazała mi napisać referat z chemii na jakiś kosmiczny temat. Odparłam, że z wielką przyjemnością go dla niej napiszę. W jej oczach widziałam, że za chwilę zacznie zmieniać kolory, więc pożegnałam się i ulotniłam. Tym, że nie wiem, jak napiszę ten referat postanowiłam pomartwić się później. W przypadku Zmarchy, jak niczego innego na świecie, pragnę by teoria o karmie była prawdą.
Wracając do domu mijało mnie dużo młodych ludzi, co było alarmujące, bo na tej ulicy zazwyczaj nikogo nie ma. Sytuacja wyjaśniła się, gdy doszłam do nocnego klubu. Przed wejściem do lokalu leżał chłopak. Miał może osiemnaście lat. Był cały poobijany, a krew lała mu się z nosa. Po reakcji ludzi stwierdziłam, że chyba jest nieprzytomny. No to robi się interesująco. Obudziła się we mnie opiekunka świata i okolicznych wsi. Zastanawiałam się chwilę, bo przerażało mnie, że mam się wychylić i ściągnąć na siebie uwagę tego tłumu. Jednak tam leży człowiek, któremu nikt nie raczy pomóc, więc czy moje psychiczne upośledzenie ma wygrać? Zrobiłam krok w przód czując, jak pocą mi się ręce. Jeden do zera dla mnie, mózgu. Podeszłam do grupki i przepchnęłam się bliżej. Nie obeszło się bez komentarzy ludzi, którzy zaczęli karuzelę plotek, dopowiadając sobie prawdopodobny tok wydarzeń.
— Mogliby się Państwo odsunąć? Patrzenie się na niego raczej nie pomoże zakładając,
że nie jest jakimś superbohaterem — zdobyłam się na ironie.
Kółko zgromadzonych rozstąpiło się, a ja przykucnęłam przy chłopaku. Delikatnie sprawdziłam obrażenia, po czym kazałam jakiejś pani w fioletowym bereciku wezwać pogotowie. Pani od EDB była by ze mnie dumna. Chłopak zaczął się trochę wiercić.
— Cześć, czy jesteś superbohaterem? — spytałam poważnym głosem.
— Moje super moce i ja ostatnio się nie lubimy — odparł równie poważnie. Uśmiechnęłam się 
w duchu.
— Oh, no właśnie tak mi się wydawało. Pewnie ten drugi wygląda gorzej, co nie? — ironizowałam, powtarzając stary tekst z filmów.
On spojrzał na mnie spod wpół zamkniętych powiek (w sumie nie wiem czy dałby radę normalnie je otworzyć, bo w tamtym momencie mało przypominały oczy), zatrzymał wzrok i na wpół zdziwiony i rozbawiony nie odezwał się ani nie ruszył do przyjazdu karetki. Ratownicy zapakowali go, a ja widząc, że już nie jestem potrzebna, schyliłam się po swoją torbę mając zamiar wrócić do swoich planów. Nie zdążyłam dobrze ruszyć w drogę, a jeden z ratowników zwrócił się do mnie.
— To pani chłopak?
— Eeee..
Zaskoczyło mnie to na tyle, że nic innego nie powiedziałam. Spojrzałam na poszkodowanego chłopaka, który zrobił to samo. Nie uśmiechało mi się jechać z obcym facetem do szpitala na Bóg wie jak długo. Ogarnęłam się i miałam powiedzieć, że nie, lecz usłyszałam tylko:
— Na co czekasz? Wskakuj do rydwanu Wonder Woman.
Ratownik uznał to chyba za potwierdzenie i popchnął mnie lekko w stronę środka. Usiadłam koło niego, nie bardzo wiedząc do dalej. 
— A więc jesteś moją nową dziewczyną. Kto by pomyślał, że to będzie takie łatwe — powiedział mi na ucho przystojniak i słodko się uśmiechnął.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz