"Zwykli ludzie są najlepsi na świecie:
oto powód, dlaczego Bóg uczynił ich tak wielu."
~Abraham Lincoln
***
Przez ostatni tydzień
długo myślałam, o czym takim mogłabym Wam na wstępie pomarudzić (chyba dobrze
mi to szło do tej pory). Na szczęście Twitter to niekończące się źródło
inspiracji. Dziś nadszedł czas, abyście dowiedzieli się, że słaba ze mnie
patriotka. Serio, staram się jak mogę, ale to chyba nie jest mi pisane. Nie
jaram się meczami (oglądałam mistrzostwa w czerwcu, bo w sumie wszyscy oglądali
— w ekonomii nazywa się to teorią owczego pędu). Nie jestem nacjonalistką.
Nie uważam, że nasz kraj jest lepszy od innych, ani też że nie powinno się z
niego wyjeżdżać. Jestem zdania, iż ludzie mają prawo dążyć do tego, by żyć na
swoim wymarzonym poziomie. Jeżeli nie są szczęśliwi tu, to niech będą
szczęśliwi za granicą. Osobiście nigdy nie myślałam o zamieszkaniu w innym
kraju. Nie czuję takiej potrzeby. Głęboko wierzę, że znajdę swoje miejsce na
Ziemi, założę rodzinę, spłodzę syna i posadzę drzewo (chociaż to chyba dotyczy
facetów). Nienawidzę roztrząsania tematu wojny. Nie mogę znieść tego,
że polskie kino nie potrafi zrobić filmu innego niż głupia komedia romantyczna
albo kolejny wojenny gniot. Ileż można? Uczcie o tym w szkołach, ale nie
zamęczajcie milionów dorosłych.
To znaczy, żeby była jasność — szanuję, to ile ludzi poświęciło swoje życie, aby teraz świat wyglądał, jak wygląda. Chcę jedynie zaznaczyć, że to byli zwykli ludzie, którzy nie puszą się pewnie teraz w niebie, że są zajebiści i oczekują codziennego wychwalania. Lubię myśleć, że pragną byśmy po prostu nie popełniali tych samych błędów i nie doprowadzili do kolejnej takiej tragedii. Tylko z tą nauką na błędach to już u człowieków różnie bywa. U mnie też. Dobrym dowodem na to było wbiegnięcie prosto pod samochód na szkolnym parkingu w środę po południu, chociaż wiem z doświadczenia, że bieganie wśród aut bez używania głowy to nie jest najlepszy pomysł. Pewnie liczycie na plot twist z potrąceniem mnie przez samochód. Dzięki, miło z Waszej strony. Nie ma to, jak oddani czytelnicy. Muszę Was jednak rozczarować, ponieważ auto zatrzymało się dosłownie centymetr od moich kolan. Jak to się mówi? Całe życie przeleciało mi przed oczami. Nie była to jakaś ciekawa retrospekcja, ale jestem przekonana, że lepiej żyć nudno niż nie żyć w ogóle. Jako, że był to okres magicznego tygodnia Audrey, kierowcą okazał się być Artur. Ha, tak przewidywalne, że aż boli (czy to już czas na mój urlop od bloga?). Spostrzegłam to, gdy tylko skończyłam seans zatytułowany ‘moje życie’ wyświetlany przed oczami. Zerknęłam wtedy oszołomiona na miejsce kierowcy. On wyglądał na totalnie przerażonego. Nie ruszaliśmy się przez chwilę, sama nie wiem czemu. Tak wyszło.
To znaczy, żeby była jasność — szanuję, to ile ludzi poświęciło swoje życie, aby teraz świat wyglądał, jak wygląda. Chcę jedynie zaznaczyć, że to byli zwykli ludzie, którzy nie puszą się pewnie teraz w niebie, że są zajebiści i oczekują codziennego wychwalania. Lubię myśleć, że pragną byśmy po prostu nie popełniali tych samych błędów i nie doprowadzili do kolejnej takiej tragedii. Tylko z tą nauką na błędach to już u człowieków różnie bywa. U mnie też. Dobrym dowodem na to było wbiegnięcie prosto pod samochód na szkolnym parkingu w środę po południu, chociaż wiem z doświadczenia, że bieganie wśród aut bez używania głowy to nie jest najlepszy pomysł. Pewnie liczycie na plot twist z potrąceniem mnie przez samochód. Dzięki, miło z Waszej strony. Nie ma to, jak oddani czytelnicy. Muszę Was jednak rozczarować, ponieważ auto zatrzymało się dosłownie centymetr od moich kolan. Jak to się mówi? Całe życie przeleciało mi przed oczami. Nie była to jakaś ciekawa retrospekcja, ale jestem przekonana, że lepiej żyć nudno niż nie żyć w ogóle. Jako, że był to okres magicznego tygodnia Audrey, kierowcą okazał się być Artur. Ha, tak przewidywalne, że aż boli (czy to już czas na mój urlop od bloga?). Spostrzegłam to, gdy tylko skończyłam seans zatytułowany ‘moje życie’ wyświetlany przed oczami. Zerknęłam wtedy oszołomiona na miejsce kierowcy. On wyglądał na totalnie przerażonego. Nie ruszaliśmy się przez chwilę, sama nie wiem czemu. Tak wyszło.
W końcu podreptałam sztywno do drzwi
pasażera, otworzyłam je i zdobyłam się na pytanie:
— Słuchaj, możemy
przełożyć moją śmierć pod kołami na jutro? Znów mi zimno i mokro, a ty
stajesz się specjalistą od naprawiania tej sytuacji... — nie
doczekałam się nawet spojrzenia. Artur siedział sztywno z dłońmi
mocno zaciśniętymi na kierownicy. Nie chciałam dalej moknąć, więc sama
zdecydowałam, że wsiądę. W środku od pewnego czasu pracował nawiew, wobec tego
zdążyło się zrobić dosyć ciepło. Wystawiłam zmarznięte dłonie na działanie
ciepłych podmuchów. Poczułam się niezręcznie, dlatego jedną ręką dźgnęłam
Artura w udo. Spojrzał na mnie nieobecnym wzrokiem.
— Oj ogarnij się, nic
się nie stało. Zahamowałeś. Miałam farta. Czy możesz zawieźć mnie do domu? —
spytałam spokojnym głosem, starając się załagodzić sytuację. On tylko
zmarszczył brwi i powoli ruszył z miejsca. Nie odzywaliśmy się całą drogę, a ja
czułam coraz większe zdenerwowanie. Kiedy w końcu podjechaliśmy pod mój dom,
uszczęśliwiona chwyciłam za klamkę, aby jak najszybciej zwiać. Poczułam nagły
uścisk na ramieniu. To jego dłoń mocno chwyciła mnie, zatrzymując na miejscu.
Patrzył na mnie gniewnym wzrokiem.
Oj — pomyślałam.
— Zdajesz sobie sprawę
z tego, co mogłoby się stać, gdybym nie zdążył zahamować? — zapytał
przerażająco spokojnym głosem, który nie pasował do wyrazu oczu.
— Ale zahamowałeś. Nic
się nie stało — odpowiedziałam lekceważąco. Chciałam, żeby przestał się
wreszcie tak przejmować.
— Kurwa, Audrey! Mogłem
cię zabić, a ty mówisz, że nic się nie stało? Żarty sobie robisz?!
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, więc
odwróciłam głowę, spoglądając za okno. Nerwowo bawiłam się rękawami płaszcza.
Artur głośno westchnął i dynamicznie przeczesał włosy ręką. Zrobiło mi się
przykro, że jest wkurzony przeze mnie.
— Przepraszam...
naprawdę mi przykro — wymamrotałam z pochyloną głową — przez ten deszcz i chłód
nie zwracałam uwagi na to, czy ktoś jedzie.
— A tak w ogóle, to co
robiłaś w szkole o tak późnej porze? Zajęcia już dawno się skończyły.
— Mam koło
programowania... — nie wiem czemu, ale zrobiło mi się głupio, że jestem takim
nerdem. Ale hej! Przecież w sumie dyplomatycznie mnie wywalili, więc może nie
aż takim?
— Programujesz? —
zdziwił się Artur.
— Już nie. Wywalili
mnie dziś. To znaczy uprzejmie zaproponowano mi zmianę koła zainteresowań w
trosce o moje samopoczucie na zajęciach — uśmiechnęłam się krzywo. Głupio było
mówić otwarcie o porażkach, ale w tej sytuacji musiałam czymś zbyć pogadankę na
temat ostrożności i tak dalej. Artur wyglądał na trochę zdziwionego i
rozbawionego. Miałam nadzieje, że szybko przejdzie mu złość na mnie. W domu
czekał na mnie referat dla Zmarchy, który jak na razie składał się tylko
ze strony tytułowej, dlatego wzięłam swoją torbę i ponownie chwyciłam klamkę.
Odwróciłam się jeszcze, aby podziękować za szoferowanie.
— Gdzie ci się tak
śpieszy? Taki zabiegany człowiek jesteś? — spytał.
Wytłumaczyłam mu w skrócie, co mnie
czeka, a on głośno się roześmiał.
— Nie uwierzysz jakie
szczęście cię dziś spotkało. Tak się składa, że cały tamten rok miałem
rozszerzoną chemię z Suszyńską. Tę babę lubi już chyba tylko liga ochrony
przyrody.
Zaśmiałam się i pokiwałam mu na zgodę.
— Więc wiesz co mnie
czeka — odpowiedziałam smutnym, dramatycznym głosem.
— Poczekaj na to, co
usłyszysz dalej. Otóż, pisałem referat na bardzo podobny temat. Mam go na
laptopie. Wystarczy, że trochę pozmieniasz i gotowe. Mogę ci nawet pomóc, jeśli
nie masz nic przeciwko... — miałam wrażenie, że zaraz usłyszę niebiański chór i
fanfary jednocześnie.
— Jaja sobie robisz?!
Nawet nie wiesz, jak mnie teraz uszczęśliwiłeś człowieku! — krzyknęłam
zachwycona.
***
Jak wiele może wydarzyć się w ciągu tygodnia? W moim przypadku
zdecydowanie za dużo. Po incydencie z Kacprem chodziłam lekko oderwana od
rzeczywistości. Zastanawiałam się jak to jest, że przez całe życie nic się nie
dzieje, a tu nagle pojawiają się jeden z drugim i cały porządek świata zostaje
zburzony. Jedyną rzeczą, którą byłam w stanie robić z pełnym
zaangażowaniem, to leżenie i analizowanie mojej dziwnej sytuacji. Kacper jest
czarujący i tajemniczy. To chyba wpisane jest w naturę kobiet, że lecą do złych
chłopców, jak ćmy do światła. Byłam ciekawa, co przede mną ukrywa. Nie
obchodziło mnie własne bezpieczeństwo. Ba! Nawet przez myśl mi nie przeszło, że
może on być dla mnie jakiegokolwiek rodzaju zagrożeniem. Chciałabym porozmawiać
z nim jeszcze raz, lecz oprócz imienia nie wiedziałam o nim niczego. O ironio on
wiedział o mnie całkiem sporo — gdzie mieszkam, jak się nazywam, jak wygląda
moja mama.. Przyznacie, że to całkiem poważny pakiet informacji. Możliwe, że
już więcej go nie zobaczę.
Cóż, zostaje jeszcze Artur. O nim też nic nie wiem, oprócz tego, że chodzi do mojego liceum i że jest rok starszy. On również wie gdzie mieszkam. Czy ja w dwa dni zdążyłam wpuścić do domu dwóch randomowych facetów? Gdyby mama wiedziała już bym nie żyła. Swoją drogą historia, którą postanowiłam jej sprzedać wyszła całkiem przekonująco. Według niej Kacper to brat koleżanki z klasy, która sama jest beznadziejna z matmy, więc poprosiła o pomoc dla niego. Brzmi normalnie i wiarygodnie, co nie? Natomiast o Arturze nie wspomniałam nawet słowem. Czego rodzice nie wiedzą to ich nie zaboli, a ja będę żyć dalej. Artura przelotnie widywałam na szkolnym korytarzu. Brakowało mi odwagi, żeby podejść i się przywitać, więc tylko zerkałam i szybko odwracałam głowę, gdy widziałam, że on również na mnie patrzy. Było w tym coś ekscytującego (no wiecie.. wzbudzać w kimś zainteresowanie i w ogóle). Z tym jeszcze sobie radziłam. W końcu nie wymagało to kontaktu ani rozmowy (to już wyższy skill komunikacji międzyludzkiej, którego nie mogę wbić od.. no.. lat). Za każdym razem, gdy spotykaliśmy się wzrokiem miękły mi kolana. Nigdy nie uważałam, że ten tekst jest jakiś specjalnie wiarygodny, a tu proszę bardzo – toż to czysty fakt. Z resztą, zaczęłam rozważać, czy częstotliwość z jaką widuję go na przerwach już nie zdążyła mi ich trwale uszkodzić.
Cóż, zostaje jeszcze Artur. O nim też nic nie wiem, oprócz tego, że chodzi do mojego liceum i że jest rok starszy. On również wie gdzie mieszkam. Czy ja w dwa dni zdążyłam wpuścić do domu dwóch randomowych facetów? Gdyby mama wiedziała już bym nie żyła. Swoją drogą historia, którą postanowiłam jej sprzedać wyszła całkiem przekonująco. Według niej Kacper to brat koleżanki z klasy, która sama jest beznadziejna z matmy, więc poprosiła o pomoc dla niego. Brzmi normalnie i wiarygodnie, co nie? Natomiast o Arturze nie wspomniałam nawet słowem. Czego rodzice nie wiedzą to ich nie zaboli, a ja będę żyć dalej. Artura przelotnie widywałam na szkolnym korytarzu. Brakowało mi odwagi, żeby podejść i się przywitać, więc tylko zerkałam i szybko odwracałam głowę, gdy widziałam, że on również na mnie patrzy. Było w tym coś ekscytującego (no wiecie.. wzbudzać w kimś zainteresowanie i w ogóle). Z tym jeszcze sobie radziłam. W końcu nie wymagało to kontaktu ani rozmowy (to już wyższy skill komunikacji międzyludzkiej, którego nie mogę wbić od.. no.. lat). Za każdym razem, gdy spotykaliśmy się wzrokiem miękły mi kolana. Nigdy nie uważałam, że ten tekst jest jakiś specjalnie wiarygodny, a tu proszę bardzo – toż to czysty fakt. Z resztą, zaczęłam rozważać, czy częstotliwość z jaką widuję go na przerwach już nie zdążyła mi ich trwale uszkodzić.
Był czwartek. Biegłam spóźniona na
spotkanie z Laurą — drugą i ostatnią dziewczyną w
naszej nerdowej ekipie. Jest ona trochę wyższa ode mnie. Po swojej
mamie odziedziczyła piękne blond włosy, które łagodnie opadają jej falami na
ramiona. Ostatnio zrobiła sobie niebieskie pasemka. Myślałam, że będę miała się
z czego nabijać, ale niestety się myliłam. Wyglądała jeszcze śliczniej i nie
było osoby, która by się za nią nie obejrzała. Wcale jej nie zazdrościłam.
Bycie w centrum uwagi to mój główny egzystencjalny koszmar. Umówiłyśmy się w
McDonald’s. Niedługo zajęło mi wychwycenie jej wzrokiem. Była ubrana w
oczojebną, pomarańczową bluzkę z krótkim rękawem. Podchodząc bliżej
przeczytałam, że widnieje na niej napis „bez tej koszulki też wyglądam całkiem
nieźle”. Zaśmiałam się pod nosem i pokręciłam głową z niedowierzaniem.
—
Cześć wariatko. Długo na mnie czekasz? — powiedziałam rozsiadając się.
—
Wystarczająco, by zacząć planować znoszenie tu jajek — odpowiedziała marszcząc
nos.
—
Ale na szczęście warto na mnie czekać, bo mam wyjątkowo dużo do opowiedzenia.
Zobaczyłam w jej oczach błysk zaciekawienia i podekscytowania. Zaczęłam
opowiadać. Po kilkunastu minutach wykładu jaki odstawiłam, oparłam się i
czekałam na sąd ostateczny. Wlepiłam wzrok w Laurę z wyczekującą miną. Wyglądała,
jakby zobaczyła naszą dyrektorkę na traktorze.
— Tyle na raz, a ty
jeszcze nie masz ataku paniki? Wow. I czemu mówisz dopiero teraz?! SMSy,
Facebook — przypomnę ci, że to dalej funkcjonuje.
Przyznam, że nie jestem osobą, która od
razu myśli o pisaniu do kogoś, gdy coś się stanie. Pomimo, że tworzymy jakąś
grupkę i czasem się spotkamy, nigdy nie czułam się silnie z nimi związana.
Nie mam najlepszej przyjaciółki, z którą chodziłabym na plotki, czy zakupy
(zakładam, że to robią kobiety mające BFF). Ani Kornelia ani Laura nie
były mi na tyle bliskie, bym była skłonna dzielić się z nimi informacjami z
mojego życia. W obecnej sytuacji znalazłam się, ponieważ sama nie wiedziałam,
jak mam się zachować. Potrzebowałam rady zwykłej laski bez upośledzenia społecznego.
Zdziwiło mnie, że Laura wie o moich wewnętrznych problemach sugerując atak
paniki. Widocznie jestem chodzącym nieszczęściem. Gdy zauważyła, że przyglądam
jej się nic nie mówiąc przewróciła oczami.
— Co myszko?
Myślisz, że nikt z nas nie wie?
—
Czego? — zapytałam zaniepokojona.
— Że wolałabyś polizać
obszczaną deskę w makowym kiblu niż się uspołecznić zagadując do kogoś lub się
trochę otworzyć — powiedziała całkiem pewna siebie.
—
Wcale nie.. — powiedziałam zawstydzona.
— Jaaasne —
usłyszałam.
—
Obszczana deska to całkiem duża przesada. Aż tak źle ze mną nie jest —
próbowałam zbagatelizować problem żartując. Jednak Laura nie dała się zwieść.
— Przesada? Gdybym
przesadzała to nie zachowywałabyś się jak dzikus i powiedziała mu ‘cześć’, jak
normalny człowiek. Kiedyś musisz kogoś zaliczyć! — powiedziała całkiem
poważnie. Spanikowana rozejrzałam się, czy ktoś to usłyszał. Wróciłam gniewnym
wzrokiem do towarzyszki.
— Laura! — syknęłam.
— No co!? Taka prawda.
Niedługo kończy się liceum, a nie wyglądasz jakbyś się kiedyś całowała. To jest
katastrofa — powiedziała akcentując każde słowo.
— Życie nie kręci się
wokół całowania i facetów — odfuknęłam udając, że wcale nie dotknęło mnie jej
zdanie.
— Nie mówię, że masz
być od razu rozpustnicą! Na litość boską! Ale Audrey, jesteś śliczna, a to jest
liceum. Trzeba choć raz zrobić coś szalonego zanim pójdziemy na studia —
powiedziała z pełnym zaangażowaniem.
— Wcale nie jestem
śliczna. Jestem całkiem przeciętna i nudna. Warto też wspomnieć, że nie
mam zdolności społecznych — przewróciłam oczami.
— Skąd ci się to
bierze? Trochę wiary w siebie dziewczyno!
— Nie jestem tobą —
westchnęłam z rezygnacją. Wiedziałam już, że niepotrzebnie jej o wszystkim
powiedziałam. Cokolwiek powie, żeby mnie przekonać nie zmieni tego kim jestem.
— Oczywiście, że nie
jesteś mną. Jesteś sobą i to jest w tym wszystkim najlepsze.
— Niegłupio gada, radzę
posłuchać swojej pięknej koleżanki — usłyszałam głos dochodzący gdzieś z boku.
Spojrzałam w bok, szukając właściciela wypowiedzi. Przy stoliku obok siedział
jakiś chłopak ze słuchawkami na szyi i jadł burgera, bawiąc się telefonem.
Czułam jak krew napływa mi do twarzy. Boże, on wszystko słyszał. Popatrzyłam
zdenerwowana na Laurę, lecz ona wpatrywała się z zachwytem w chłopaka i
uśmiechała się jak wariatka. Tak chyba wygląda normalna reakcja na ładnego
faceta. Znając Laurę jutro dostanę SMSa, że idzie z nim na randkę. To było
dla mnie niepojęte.
— Chyba już pójdę, mam
jeszcze kilka rzeczy do zrobienia na jutro — powiedziałam niepewnie, wstając z
miejsca.
— Nie no co ty, zostań
jeszcze — stwierdziła Laura bez przekonania ciągle zerkając na faceta obok.
Litości.
— Serio muszę lecieć.
Do zobaczenia jutro — machnęłam ręką i poszłam do wyjścia. Zatrzymałam się
jeszcze i zamówiłam kawę karmelową na wynos. Gdy już na zewnątrz mijałam miejsce,
gdzie siedziałyśmy z Laurą spostrzegłam, że zdążyła przysiąść się do chłopaka i
robi mu huragan od mrugania swoimi długimi rzęsami. Ponownie przewróciłam
oczami. Jak tak dalej pójdzie to będę mieć zakwasy.
YouTube Search : Videoslots.cc - Videolots.cc
OdpowiedzUsuńYouTube Search YouTube Search : Videoslots.cc. YouTube Search. Top Videoslots.cc. youtube to mp3 conconventer youtube. topvideoslots.cc. youtube.