13 stycznia 2019

Rozdział 16

Dzień nie zaczął się za dobrze. Po pierwsze: to nie był piątek. Po drugie: stres związany z dzisiejszymi warsztatami zatrzymywał moje wszelkie procesy myślowe. Po trzecie: na śniadanie obiecano mi gofry, a była kanapka z serem.
         Na litość boską, niech ten dzień się już skończy.
Wiedziałam, że nie będę miała czasu wrócić do domu po lekcjach, więc szybko otworzyłam laptopa, by zgrać plik z opowiadaniem na pendriva. W pośpiechu wybiegłam z domu i zatrzymałam się nagle, zaskoczona widokiem Audi na podjeździe.
         Może jednak były jakieś plusy posiadania adoratorów...
Uśmiechnęłam się pod nosem i dyskretnie poprawiłam włosy, korzystając z okazji, że mój luby gapił się w swój telefon. Moje otworzenie drzwi od auta trochę nim wstrząsnęło, bowiem komórka wylądowała mu na kolanach.
— Ah ta dzisiejsza młodzież, tylko te telefony, internety, a świata w koło to już nikt nie zauważa — mruczałam pod nosem, udając ton mojej babci.
— Cześć babciu. Nie wiedziałem, że jesteś taką miłośniczką świata — odpowiedział Artur.
Nonszalancko wzruszyłam ramionami i rzuciłam torbę na tylne siedzenie.
— Nie wiesz, że nie zostawia się rzeczy na tylnych siedzeniach, bo ktoś może podbiec na skrzyżowaniu, otworzyć drzwi i zwiać z fantami? — skarcił mnie.
— Dzięki za info, tato. — odpowiedziałam, przewracając oczami i uśmiechając się.
Artur odpalił silnik i włączył się do ruchu. Mieliśmy dwadzieścia minut do pierwszej lekcji, więc byłam spokojna, że nie spóźnię się na chemię z moją ulubioną panią dyrektor.
— Co powiesz na karmelową kawusię z Maka? — spytał nagle i spojrzał na mnie, poruszając brwiami w górę i w dół. Wyglądał głupio. Uroczo, ale głupio.
         To by było na tyle z nie spóźnienia się na lekcje.
— Nie możesz pytać mnie o takie rzeczy i oczekiwać, że powiem ‘nie’ — jęknęłam sfrustrowana — tylko szybko, bo mam pierwszą lekcję z Suszyńską.
Momentalnie przyspieszyliśmy, aż wbiło mnie w fotel.
— Wiesz co, rozmyśliłam się, wolę dojechać spóźniona, ale żywa — powiedziałam podniesionym głosem, patrząc z przerażeniem na prędkościomierz. Do szkoły wkroczyłam spóźniona dziesięć minut, ale za to z moją ulubioną kawą i hot ciachem trzymającym mnie za rękę.
         Priorytety Audrey, pamiętaj o priorytetach.
Uwolniłam rękę i cmoknęłam chłopaka w policzek. Pewnie zastanawiacie się, gdzie jest scena namiętnego, pierwszego pocałunku. Otóż tak się złożyło, że nie mogłam się przemóc. Nie żeby nie było okazji, wierzcie mi – były, lecz analizowanie i ciągłe wyobrażanie sobie tej sytuacji przez osiemnaście lat upośledziło moje zachowanie. Martwiło mnie, że nie będę umiała dobrze tego robić, albo, że zrobię z siebie idiotkę, albo, że to wcale nie będzie takie magiczne jakbym chciała. Tak więc, biedny Artur dalej czekał, aż jego przyszła niedoszła dziewczyna w końcu wyrazi chęć na całowanie.
         To brzmi okropnie Audrey, weź się w garść dziewucho.
— Muszę lecieć — powiedziałam i odwróciłam się w stronę schodów. Nie zaszłam daleko, bo ramiona Artura owinęły się wokół mojego pasa. Byłam uwięziona w uścisku, a chłopak trącał mnie nosem w szyje. Zachichotałam cicho i poddałam się, czekając.
— Podwieźć cię na warsztaty po zajęciach? — wymruczał mi do ucha.
— Startujesz na dżentelmena roku? — spytałam zadowolona z propozycji.
— Raczej na chłopaka roku, ale dżentelmen też obleci — powiedział cicho. Zamarłam. Czy w ten sposób sugerował, że chce, żebym została jego dziewczyną, czy moja wewnętrzna Grażyna wszystko nadinterpretuje?
Odwróciłam się przodem do niego, by ocenić jego minę. Cóż, nie wyglądało, jakby żartował. Patrzyliśmy na siebie w ciszy. Niezręcznie długo zajęło mi wydukanie odpowiedzi.
— Czyli przydałoby się, abym wzięła udział w konkursie na dziewczynę roku? — uśmiechnęłam się niepewnie. Jego oczy rozbłysły, a na twarzy pojawił się bezczelny uśmieszek.
— Nie ma presji — powiedział z zabawną miną, która świadczyła o tym, że właśnie tego po mnie oczekiwał.
— Niech stracę — skrzywiłam się i wzruszyłam ramionami, udając litość.
— Ha! — Artur wyrzucił ręce w górę i zaraz wyciągnął telefon, zaczynając szybko pisać.
— Co robisz? — spytałam ze śmiechem.
— Założyłem się z kolegą z siłki, o to czy się zgodzisz. On obstawiał, że nie ma szans, więc wygrałem dwie dychy — cieszył się jak dziecko. Pokręciłam głową z niedowierzaniem i sama zerknęłam na telefon. Ósma dwadzieścia.
— Cholera — przybiłam sobie piątkę w czoło.
— Już żałujesz? — spytał Artur, uśmiechając się od ucha do ucha.
— Tak. — powiedziałam mrużąc oczy. Wycelowałam w niego palcem
i dźgnęłam go w klatkę piersiową — jest dwadzieścia minut po dzwonku, nie ma szans, że jak teraz wejdę do Zmarchy to wyjdę z tego żywa.
— Ojej — przestał się uśmiechać i popatrzył na mnie poważnie — trzeba podjąć wyjątkowe środki.
Zmarszczyłam brwi i czekałam na wyjaśnienia. Nagle znalazłam się w górze, a już za chwilę głową zwisałam w dół. Pisnęłam zaskoczona, lecz zatkałam usta dłonią, przypomniawszy sobie, że w szkole panuje cisza, bo wszyscy są w salach.
— Postaw mnie. Nie żartuję. Artur! — czułam, jak krew spływa mi do głowy i zaczyna ją rozsadzać. Zdesperowana przyglądałam się pośladkom Artura, zastanawiając się, czy co dobry pomysł.
         Jasne, że dobry, jesteś jego dziewczyną, a to znaczy, że to nie byłoby, aż takie dziwne, jak myślisz.
Niewiele więcej myśląc, zamachnęłam się i z całej siły klepnęłam Artura w tyłek. Chłopak zatrzymał się. Myślałam, że się udało, a potem poczułam, jak tym razem jego dłoń ląduje na mojej pupie. Żachnęłam się otwierając buzię ze zdziwienia.
— Mogę chociaż wiedzieć, gdzie mnie niesiesz? — spytałam zrezygnowana.
— Idziemy zdobyć punkty — usłyszałam.
— Jakie znów punkty? — jęknęłam.
— W konkursie na najlepszego chłopaka — wyjaśnił, po czym zaniósł mnie z powrotem do auta i zawiózł na jedzenie.

* * *
Nie wróciliśmy na zajęcia. Nie miałam pojęcia, w jaki sposób wyjaśnię to rodzicom, lecz w tej chwili znacznie bardziej stresowałam się innym aspektem swojego życia. Stałam przed gmachem uczelni. Do warsztatów zostało jakieś dziesięć minut. Bawiąc się z Arturem na mieście kompletnie wyleciało mi z głowy, by przygotować swoją kopię pracy do zapisywania cennych wskazówek Bernarda. Czułam, że moje opowiadanie było niezłe, lecz lęk przed tym, iż wszyscy na sali będą wiedzieć, kto jest jego autorem nie było już takie świetne. Anonimowość to cecha, którą zawsze wysoko ceniłam. Wzięłam głęboki wdech i pchnęłam ciężkie drzwi.
         Okazało się, że muszę pociągnąć je do siebie. Wiecznie to samo.
Omiotłam wzrokiem ludzi na sali. Nikt na mnie nie patrzył. Zajęłam swoje miejsce na tyłach. Stelli nie było, a ja czułam się wyobcowana z towarzystwa. Obawiałam się spotkania z nią, po tym gdy dowiedziałam się, że Kacper jest jej bratem. Nasze ostatnie spotkanie zakończyło się niezręcznie, bo spanikowałam kłamiąc, że muszę pilnie wracać do domu. Wyjęłam z torby notatnik i długopis. Rozejrzałam się ponownie. Na stolikach każdego z uczestników leżały kopie. Miałam nadzieję, że na dzisiejszych zajęciach swoje pracę przeczyta tylko kilkoro z nas i tą osobą nie będę ja.
Drzwi otworzyły się z rozmachem. Do wnętrza wkroczył Bernard ubrany w czarny płaszcz i jaskrawożółty szalik. Zaraz za nim pojawiła się Stella, rozglądając się po Sali za wolnym miejscem. Gdy mnie spostrzegła, wahała się przez moment, ale w końcu uśmiechnęła się lekko i ruszyła w moją stronę. Usiadła, wyjęła swoje materiały i oparła się wygodnie.
— Cześć — powiedziałam nieśmiało.
— Hej — powiedziała, zerkając na mnie kątem oka.
— Słuchaj, chciałam przeprosić za tę sytuację... Jakoś dziwnie to wyszło — zaczęłam.
— Spoko — wzruszyła ramionami, nie patrząc na mnie.
— Na pewno? Wiesz, tak jakby znam twojego brata i mnie to zaskoczyło, nie wiem czemu tak uciekłam, naprawdę przepraszam... — skrzywiłam się nie do końca przekonana.
— Audrey.. Bernard.
— Co ma do tego wszystkiego Bernard? — spytałam zdziwiona.
— Mówi do ciebie — stwierdziła cicho i skinęła w kierunku wykładowcy.
— Oj, przepraszam — bąknęłam zawstydzona.
— Nie jesteście tu dla mnie, więc sugerowałbym należycie uważać. Pogadasz sobie po zajęciach, okej? — powiedział surowo. Potwierdziłam skinieniem i zaczęłam kombinować, jak zapaść się pod ziemię.
— Skoro jesteś dziś taka rozgadana, to zaczniemy od twojej pracy — dodał, a moje serce zaczęło bić milion razy na sekundę.
— Ja.. No... Czy to konieczne? Może ktoś inny chciałby zacząć? — przesunęłam błagalnym wzrokiem po zgromadzonych, lecz każdy udawał, że jest czymś strasznie zajęty. Typowo. Tak musi się czuć nauczycielka matmy, wybierająca kogoś do odpowiedzi. Jęknęłam w duchu, lecz nagle spłynęła na mnie nadzieja.
— Mogłabym zacząć, lecz niestety nie zdążyłam wydrukować swojej kopii, przykro mi — próbowałam udawać skruszoną.
— Oh, żaden problem – wydrukowałem każdą pracę, by nanieść na niej poprawki. Możesz czytać z mojej — uśmiechnął się, miałam wrażanie przebiegle, i chwycił plik kartek z biurka, po czym podszedł do mnie i położył je na moim stoliku.
— O, jak miło, dziękuję — powiedziałam, usiłując ukryć sarkazm w głosie.
Nie miałam żadnej brzytwy, której mogłabym się chwycić, więc odchrząknęłam i zaczęłam czytać.
* * *
W momencie zakończenia warsztatów nie czekałam ani sekundy dłużej. Zgarnęłam swoje rzeczy i jak najszybciej wyszłam z sali. Byłam na skraju płaczu, więc zaczęłam szaleńczo mrugać, by odgonić łzy. Moja praca nie była aż taka niezła, jak mi się wydawało. Po przeczytaniu każdy wyraził swoje pierwsze wrażenie i ku mojemu narastającemu zdziwieniu, ludzie mieli sporo uwag – niekoniecznie pozytywnych.
         Nie przekonała mnie głębia ich uczucia.
         Miałem problem z określeniem czasu.
         Scena pościgu nie trzymała mnie w napięciu.
Słaba dynamika.
Między innymi takie komentarze usłyszałam. O ironio, gdy zostało przeczytane inne opowiadanie, komentarze nie były aż tak okrutne.
Zaczęłam wątpić w cel mojego uczestnictwa w warsztatach. Może wcale się do tego nie nadawałam? Po co mam marnować czas na coś, w czym ewidentnie nie jestem najlepsza?
Schodziłam wolno po schodach, omiatając wzrokiem parking w poszukiwaniu samochodu Artura. Nie miałam ochoty z nim wracać i opowiadać, jak beznadziejną pisarką jestem, lecz zbierało się na deszcz, a ja nie miałam parasola. Artura jeszcze nie było, więc wysłałam mu SMS z informacją, że już jestem wolna. Przysiadłam na schodach i zajęłam się przeglądaniem twittera. Ludzie przechodzili koło mnie i szli w różnych kierunkach. Poczułam czyjąś obecność, więc oderwałam wzrok od komórki i spojrzałam w górę. Otworzyłam usta ze zdziwienia i podniosłam się gwałtownie.
— Cześć — powiedział Kacper.
— No.. hej — wydukałam i patrzyłam na niego. Na czarną bluzę z kapturem zarzucił skórzaną kurtkę. Spodnie też miał czarne. Jego cała aura wydawała się być czarna.
— Black is my happy colour? — mruknęłam.
— Co?
— Nic.
Przyglądał mi się zbity z tropu. Pewnie myśli, że jestem niepełnosprytna.
— Słuchaj, chciałbym ustalić jedną rzecz — stwierdził rzeczowo.
Uniosłam brwi w niemym zapytaniu.
— Stella dała mi twoje opowiadanie do przeczytania.
— Oh..
— Może się mylę, może nie, ale jeśli chciałaś opisać moją historię na jakiś swój chory, wyimaginowany sposób, to radzę przestać. Nie wiesz nic o mnie, o mojej rodzinie, ani o tej sprawie. Radzę zająć się własnym życiem — wpatrywał się we mnie twardym wzrokiem. Mięśnie szczęki miał mocno zaciśnięte. Wyglądał na chłopaka, którego lepiej omijać zarówno w dzień, jak i w nocy. Dlatego nie wiem, czemu, ale wypaliłam:
— Zawsze jesteś takim dupkiem?
Ugryzłam się w język, ale teraz nie mogłam się wycofać. Duma mi nie pozwoliła. On tylko wykrzywił usta w aroganckim uśmiechu i nic nie odpowiedział.
— Napisałam opowiadanie, w którym nie wymieniam żadnego realnego nazwiska. Oprócz tego, nikt nie ma prawa zabronić mi inspirowania się rzeczywistością. Jeśli którymś z fikcyjnych faktów pana obraził, panie jestem-postrachem-miasta-walcie-się-wszyscy, to ups, trudno — dodałam hardo i założyłam ręce na piersi.
— Kto by pomyślał, że jesteś taka wyszczekana — zaśmiał się ponuro.
— No widzisz, ja nie wiem nic o tobie, a ty nie wiesz nic o mnie — warknęłam i odwróciłam się, by odejść. Co za palant. Jak mogłam myśleć, że po akcji z legitymacją jest fajnym, miłym gościem. Życie jest jak pudełko czekoladek, prawda?
Byłam u dołu schodów, gdy na parking wjechało wyczekiwane przeze mnie Audi. Spojrzałam w jego stronę, jednocześnie pomijając jeden stopień. Zdążyłam pomyśleć ‘o cholera’ i już leżałam na plecach, ręką rozmasowując głowę.
         Będzie guz stulecia.
Skrzywiłam się, a w oczach poczułam łzy. Nade mną pojawił się Kacper i patrzył niezaniepokojony.
— W porządku? Nieźle wywinęłaś orła. Leci ci krew? — pytał, równocześnie wyciągając do mnie rękę. Z braku laku chwyciłam ją, a on pociągnął mnie w górę. Stanął wprost przede mną i złapał dłońmi moją głowę. Obejrzał ją dookoła i najwidoczniej, nie widząc krwi, odetchnął z ulgą.
Nie zabrał jednak dłoni. Staliśmy i gapiliśmy się na siebie.
— No proszę, jednak masz jakieś tam uczucia — powiedziałam ironicznie, by rozładować napięcie.
— Zdziwiłabyś się — mruknął tylko, a kciukiem głaskał mój policzek zatrzymując się na wargach. Oddychałam szybko. Był grudzień, a temperatury już dawno nie przypominały tych z lipca. Obłoczki pary szaleńczo wydobywały się z naszych ust omiatając nam wzajemnie twarze.
— Audrey? — jak oparzona odskoczyłam od Kacpra. Artur stał kilka kroków od nas i patrzył nie rozumiejąc, co się dzieje — co to za koleś? — spytał.
— To.. to.. Kacper — powiedziałam tylko. Miałam lekki mindblow, więc myślenie mi nie wychodziło.
— A ty to..? — spytał Kacper lekceważąco.
— Artur. Chłopak Audrey.
Spojrzenia obu facetów powędrowały w moją stronę. Artur dalej miał minę oznaczającą ‘o co tu chodzi?’. Mina Kacpra zmieniła się z pociągającej i tajemniczej na zimną i obojętną. Zrobiło mi się przykro, czując że właśnie straciłam coś ulotnego.
— Kacper to brat mojej koleżanki z warsztatów. Wywaliłam się na schodach i uderzyłam się w głowę, więc zaoferował pomoc — wyjaśniłam pobieżnie.
Jak na zawołanie z budynku wyszła Stella. Widząc naszą trójkę przyspieszyła kroku. Cała promieniowała zaciekawieniem. Postanowiłam, że czas uciekać.
— Możemy jechać? Zimno i zaraz zacznie padać.. — podeszłam do Artura i objęłam go ręką w pasie.
— Jasne, mała. — cmoknął mnie w czoło i pchnął w stronę auta.
Zapinając pasy spojrzałam jeszcze raz w stronę schodów. Stella nawijała coś cała ożywiona, a Kacper potakiwał jej tylko, lecz jego wzrok wlepiony był we mnie.
W drodze powrotnej Artur ściszył muzykę i spojrzał na mnie przelotnie. Widać było, że ma mi coś do powiedzenia, lecz nie może się zdecydować.
— No wykrztuś to w końcu — roześmiałam się i szturchnęłam go w nogę.
— Więc chodzi o to, że szykuje mi się dwutygodniowy wyjazd. Co roku w grudniu jeździmy z kumplami w Alpy na snowboard...
— Fajnie..
— I biorąc pod uwagę nowe okoliczności, zastanawiałem się, czy chciałabyś dołączyć..? — spytał, przygryzając policzek. Ugh, śnieg, zimno, aktywność fizyczna. Nie ma mowy.
— Wiesz.. Moja rodzina jest ze sobą blisko i nie chciałabym zostawiać ich w Boże Narodzenie.. Plus nie umiem w sporty zimowe. — powiedziałam.
— Na pewno nie chcesz jechać? — skrzywił się rozczarowany. Było mi głupio odmawiać, lecz nie będę olewać rodziny i męczyć się dla faceta.
— Na pewno.
— Kurde, przegrałem dwie dychy — jęknął.
Zaśmiałam się głośno, nie mogąc uwierzyć, że zakłada się o takie rzeczy z chłopakami.
— Przepraszam, że zbliżam cię do bankructwa — wymamrotałam chichocząc.
Artur mruknął coś niezadowolony i zatrzymał się pod moim domem.
Zgasił silnik i spojrzał na mnie. Również spojrzałam mu w oczy i uśmiechnęłam się.
— Rany, ale jesteś śliczna — powiedział ni stąd, ni zowąd.
Zarumieniłam się i spuściłam wzrok na dłonie.
— Jutro piątek? Masz jakieś plany? — spytał.
— Pewnie zaraz mi powiesz, jak brzmią — odpowiedziałam wymijająco.
— Co powiesz na maraton filmowy u mnie wieczorem? Obiecuję, że będzie jedzenie. 
— Wiesz, jak trafić do serca kobiety. — westchnęłam rozmarzona.
— Przyjadę po ciebie koło osiemnastej. Może być?
— Idealnie.
Cmoknęłam go soczyście w policzek, na co oboje się zaśmialiśmy, po czym odpięłam pasy i wyszłam z auta. Artur poczekał, aż wejdę do domu i dopiero odjechał. Weszłam do pokoju i już miałam wskoczyć do wanny, by się ogrzać, po całym dniu na mrozie, gdy zawibrował mój telefon. Chwyciłam go i stuknęłam na znaczek wiadomości.
„Chcę przeprosić. Spotkaj się ze mną.
Dupek”

3 komentarze:

  1. Audrey i Artur są sobie coraz bliżsi. Oficjalnie zostali także parą! (Nie mam pojęcia, dlaczego już wcześniej założyłam, że nią są) W każdym bądź razie cieszę się z tego. Kibicuję im i mam nadzieję, że ich związek będzie udany. Na razie wszystko dobrze się układa, ale pojawienie się Kacpra na horyzoncie nie nastroja mnie optymistycznie. Zwłaszcza, że wciąż nie mogę się do niego przekonać.
    Zrobiło mi się strasznie żal Audrey, gdy wszyscy tak krytykowali jej opowiadaniem. Czy ono naprawdę zasługiwało na tak surową ocenę? To było trochę niesprawiedliwe, a potem jeszcze te ostrzeżenia Kacpra, żeby przestała wzorować się na jego historii i ten upadek. Nie zazdroszczę jej tego dnia. No i jeszcze ta wiadomość z prośbą o spotkanie. Nie podoba mi się to. Choć niewątpliwie robi się ciekawie. Czekam więc z niecierpliwością na nowość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że jesteś zdecydowanie team Artur 😅
      Wiele może się jeszcze wydarzyć. Mam nadzieję, że nowy motyw bloga działa i się podoba!
      Dzięki 😍

      Usuń