Dzień nie zaczął się za
dobrze. Po pierwsze: to nie był piątek. Po drugie: stres związany z
dzisiejszymi warsztatami zatrzymywał moje wszelkie procesy myślowe. Po trzecie:
na śniadanie obiecano mi gofry, a była kanapka z serem.
Na
litość boską, niech ten dzień się już skończy.
Wiedziałam, że nie będę miała czasu
wrócić do domu po lekcjach, więc szybko otworzyłam laptopa, by zgrać plik z
opowiadaniem na pendriva. W pośpiechu wybiegłam z domu i zatrzymałam się nagle,
zaskoczona widokiem Audi na podjeździe.
Może
jednak były jakieś plusy posiadania adoratorów...
Uśmiechnęłam się pod nosem i dyskretnie
poprawiłam włosy, korzystając z okazji, że mój luby gapił się w swój telefon.
Moje otworzenie drzwi od auta trochę nim wstrząsnęło, bowiem komórka wylądowała
mu na kolanach.
— Ah ta dzisiejsza
młodzież, tylko te telefony, internety, a świata w koło to już nikt nie zauważa
— mruczałam pod nosem, udając ton mojej babci.
— Cześć babciu. Nie
wiedziałem, że jesteś taką miłośniczką świata — odpowiedział Artur.
Nonszalancko wzruszyłam ramionami i
rzuciłam torbę na tylne siedzenie.
— Nie wiesz, że nie
zostawia się rzeczy na tylnych siedzeniach, bo ktoś może podbiec na
skrzyżowaniu, otworzyć drzwi i zwiać z fantami? — skarcił mnie.
— Dzięki za info, tato.
— odpowiedziałam, przewracając oczami i uśmiechając się.
Artur odpalił silnik i włączył się do
ruchu. Mieliśmy dwadzieścia minut do pierwszej lekcji, więc byłam spokojna, że
nie spóźnię się na chemię z moją ulubioną panią dyrektor.
— Co powiesz na
karmelową kawusię z Maka? — spytał nagle i spojrzał na mnie, poruszając brwiami
w górę i w dół. Wyglądał głupio. Uroczo, ale głupio.
To
by było na tyle z nie spóźnienia się na lekcje.
— Nie możesz pytać mnie
o takie rzeczy i oczekiwać, że powiem ‘nie’ — jęknęłam sfrustrowana — tylko
szybko, bo mam pierwszą lekcję z Suszyńską.
Momentalnie przyspieszyliśmy, aż wbiło
mnie w fotel.
— Wiesz co, rozmyśliłam
się, wolę dojechać spóźniona, ale żywa — powiedziałam podniesionym głosem,
patrząc z przerażeniem na prędkościomierz. Do szkoły wkroczyłam spóźniona
dziesięć minut, ale za to z moją ulubioną kawą i hot ciachem trzymającym mnie
za rękę.
Priorytety
Audrey, pamiętaj o priorytetach.
Uwolniłam rękę i cmoknęłam chłopaka w
policzek. Pewnie zastanawiacie się, gdzie jest scena namiętnego, pierwszego
pocałunku. Otóż tak się złożyło, że nie mogłam się przemóc. Nie żeby nie było
okazji, wierzcie mi – były, lecz analizowanie i ciągłe wyobrażanie sobie tej
sytuacji przez osiemnaście lat upośledziło moje zachowanie. Martwiło mnie, że
nie będę umiała dobrze tego robić, albo, że zrobię z siebie idiotkę, albo, że
to wcale nie będzie takie magiczne jakbym chciała. Tak więc, biedny Artur dalej
czekał, aż jego przyszła niedoszła dziewczyna w końcu wyrazi chęć na całowanie.
To
brzmi okropnie Audrey, weź się w garść dziewucho.
— Muszę lecieć —
powiedziałam i odwróciłam się w stronę schodów. Nie zaszłam daleko, bo ramiona
Artura owinęły się wokół mojego pasa. Byłam uwięziona w uścisku, a chłopak
trącał mnie nosem w szyje. Zachichotałam cicho i poddałam się, czekając.
— Podwieźć cię na
warsztaty po zajęciach? — wymruczał mi do ucha.
— Startujesz na
dżentelmena roku? — spytałam zadowolona z propozycji.
— Raczej na chłopaka
roku, ale dżentelmen też obleci — powiedział cicho. Zamarłam. Czy w ten sposób
sugerował, że chce, żebym została jego dziewczyną, czy moja wewnętrzna Grażyna
wszystko nadinterpretuje?
Odwróciłam się przodem do niego, by
ocenić jego minę. Cóż, nie wyglądało, jakby żartował. Patrzyliśmy na siebie w
ciszy. Niezręcznie długo zajęło mi wydukanie odpowiedzi.
— Czyli przydałoby się,
abym wzięła udział w konkursie na dziewczynę roku? — uśmiechnęłam się
niepewnie. Jego oczy rozbłysły, a na twarzy pojawił się bezczelny uśmieszek.
— Nie ma presji —
powiedział z zabawną miną, która świadczyła o tym, że właśnie tego po mnie
oczekiwał.
— Niech stracę —
skrzywiłam się i wzruszyłam ramionami, udając litość.
— Ha! — Artur wyrzucił
ręce w górę i zaraz wyciągnął telefon, zaczynając szybko pisać.
— Co robisz? — spytałam
ze śmiechem.
— Założyłem się z
kolegą z siłki, o to czy się zgodzisz. On obstawiał, że nie ma szans, więc
wygrałem dwie dychy — cieszył się jak dziecko. Pokręciłam głową z
niedowierzaniem i sama zerknęłam na telefon. Ósma dwadzieścia.
— Cholera — przybiłam
sobie piątkę w czoło.
— Już żałujesz? —
spytał Artur, uśmiechając się od ucha do ucha.
— Tak. — powiedziałam
mrużąc oczy. Wycelowałam w niego palcem
i dźgnęłam go w klatkę piersiową — jest dwadzieścia minut po dzwonku, nie ma szans, że jak teraz wejdę do Zmarchy to wyjdę z tego żywa.
i dźgnęłam go w klatkę piersiową — jest dwadzieścia minut po dzwonku, nie ma szans, że jak teraz wejdę do Zmarchy to wyjdę z tego żywa.
— Ojej — przestał się
uśmiechać i popatrzył na mnie poważnie — trzeba podjąć wyjątkowe środki.
Zmarszczyłam brwi i czekałam na
wyjaśnienia. Nagle znalazłam się w górze, a już za chwilę głową zwisałam w dół.
Pisnęłam zaskoczona, lecz zatkałam usta dłonią, przypomniawszy sobie, że w
szkole panuje cisza, bo wszyscy są w salach.
— Postaw mnie. Nie
żartuję. Artur! — czułam, jak krew spływa mi do głowy i zaczyna ją rozsadzać.
Zdesperowana przyglądałam się pośladkom Artura, zastanawiając się, czy co dobry
pomysł.
Jasne,
że dobry, jesteś jego dziewczyną, a to znaczy, że to nie byłoby, aż takie
dziwne, jak myślisz.
Niewiele więcej myśląc, zamachnęłam się
i z całej siły klepnęłam Artura w tyłek. Chłopak zatrzymał się. Myślałam, że
się udało, a potem poczułam, jak tym razem jego dłoń ląduje na mojej pupie.
Żachnęłam się otwierając buzię ze zdziwienia.
— Mogę chociaż
wiedzieć, gdzie mnie niesiesz? — spytałam zrezygnowana.
— Idziemy zdobyć punkty
— usłyszałam.
— Jakie znów punkty? —
jęknęłam.
— W konkursie na
najlepszego chłopaka — wyjaśnił, po czym zaniósł mnie z powrotem do auta i
zawiózł na jedzenie.
* * *
Nie wróciliśmy na
zajęcia. Nie miałam pojęcia, w jaki sposób wyjaśnię to rodzicom, lecz w tej
chwili znacznie bardziej stresowałam się innym aspektem swojego życia. Stałam
przed gmachem uczelni. Do warsztatów zostało jakieś dziesięć minut. Bawiąc się
z Arturem na mieście kompletnie wyleciało mi z głowy, by przygotować swoją
kopię pracy do zapisywania cennych wskazówek Bernarda. Czułam, że moje
opowiadanie było niezłe, lecz lęk przed tym, iż wszyscy na sali będą wiedzieć,
kto jest jego autorem nie było już takie świetne. Anonimowość to cecha, którą
zawsze wysoko ceniłam. Wzięłam głęboki wdech i pchnęłam ciężkie drzwi.
Okazało
się, że muszę pociągnąć je do siebie. Wiecznie to samo.
Omiotłam wzrokiem ludzi na sali. Nikt na
mnie nie patrzył. Zajęłam swoje miejsce na tyłach. Stelli nie było, a ja czułam
się wyobcowana z towarzystwa. Obawiałam się spotkania z nią, po tym gdy
dowiedziałam się, że Kacper jest jej bratem. Nasze ostatnie spotkanie
zakończyło się niezręcznie, bo spanikowałam kłamiąc, że muszę pilnie wracać do
domu. Wyjęłam z torby notatnik i długopis. Rozejrzałam się ponownie. Na
stolikach każdego z uczestników leżały kopie. Miałam nadzieję, że na
dzisiejszych zajęciach swoje pracę przeczyta tylko kilkoro z nas i tą osobą nie
będę ja.
Drzwi otworzyły się z rozmachem. Do
wnętrza wkroczył Bernard ubrany w czarny płaszcz i jaskrawożółty szalik. Zaraz
za nim pojawiła się Stella, rozglądając się po Sali za wolnym miejscem. Gdy
mnie spostrzegła, wahała się przez moment, ale w końcu uśmiechnęła się lekko i
ruszyła w moją stronę. Usiadła, wyjęła swoje materiały i oparła się wygodnie.
— Cześć — powiedziałam
nieśmiało.
— Hej — powiedziała,
zerkając na mnie kątem oka.
— Słuchaj, chciałam
przeprosić za tę sytuację... Jakoś dziwnie to wyszło — zaczęłam.
— Spoko — wzruszyła
ramionami, nie patrząc na mnie.
— Na pewno? Wiesz, tak
jakby znam twojego brata i mnie to zaskoczyło, nie wiem czemu tak uciekłam,
naprawdę przepraszam... — skrzywiłam się nie do końca przekonana.
— Audrey.. Bernard.
— Co ma do tego
wszystkiego Bernard? — spytałam zdziwiona.
— Mówi do ciebie —
stwierdziła cicho i skinęła w kierunku wykładowcy.
— Oj, przepraszam —
bąknęłam zawstydzona.
— Nie jesteście tu dla
mnie, więc sugerowałbym należycie uważać. Pogadasz sobie po zajęciach, okej? —
powiedział surowo. Potwierdziłam skinieniem i zaczęłam kombinować, jak zapaść
się pod ziemię.
— Skoro jesteś dziś
taka rozgadana, to zaczniemy od twojej pracy — dodał, a moje serce zaczęło bić
milion razy na sekundę.
— Ja.. No... Czy to
konieczne? Może ktoś inny chciałby zacząć? — przesunęłam błagalnym wzrokiem po
zgromadzonych, lecz każdy udawał, że jest czymś strasznie zajęty. Typowo. Tak
musi się czuć nauczycielka matmy, wybierająca kogoś do odpowiedzi. Jęknęłam w
duchu, lecz nagle spłynęła na mnie nadzieja.
— Mogłabym zacząć, lecz
niestety nie zdążyłam wydrukować swojej kopii, przykro mi — próbowałam udawać
skruszoną.
— Oh, żaden problem –
wydrukowałem każdą pracę, by nanieść na niej poprawki. Możesz czytać z mojej —
uśmiechnął się, miałam wrażanie przebiegle, i chwycił plik kartek z biurka, po
czym podszedł do mnie i położył je na moim stoliku.
— O, jak miło, dziękuję
— powiedziałam, usiłując ukryć sarkazm w głosie.
Nie miałam żadnej brzytwy, której
mogłabym się chwycić, więc odchrząknęłam i zaczęłam czytać.
* * *
W momencie zakończenia
warsztatów nie czekałam ani sekundy dłużej. Zgarnęłam swoje rzeczy i jak
najszybciej wyszłam z sali. Byłam na skraju płaczu, więc zaczęłam szaleńczo
mrugać, by odgonić łzy. Moja praca nie była aż taka niezła, jak mi się
wydawało. Po przeczytaniu każdy wyraził swoje pierwsze wrażenie i ku mojemu
narastającemu zdziwieniu, ludzie mieli sporo uwag – niekoniecznie pozytywnych.
Nie
przekonała mnie głębia ich uczucia.
Miałem
problem z określeniem czasu.
Scena
pościgu nie trzymała mnie w napięciu.
Słaba dynamika.
Między innymi takie komentarze
usłyszałam. O ironio, gdy zostało przeczytane inne opowiadanie, komentarze nie
były aż tak okrutne.
Zaczęłam wątpić w cel mojego
uczestnictwa w warsztatach. Może wcale się do tego nie nadawałam? Po co mam
marnować czas na coś, w czym ewidentnie nie jestem najlepsza?
Schodziłam wolno po schodach, omiatając
wzrokiem parking w poszukiwaniu samochodu Artura. Nie miałam ochoty z nim
wracać i opowiadać, jak beznadziejną pisarką jestem, lecz zbierało się na
deszcz, a ja nie miałam parasola. Artura jeszcze nie było, więc wysłałam mu SMS
z informacją, że już jestem wolna. Przysiadłam na schodach i zajęłam się
przeglądaniem twittera. Ludzie przechodzili koło mnie i szli w różnych
kierunkach. Poczułam czyjąś obecność, więc oderwałam wzrok od komórki i
spojrzałam w górę. Otworzyłam usta ze zdziwienia i podniosłam się gwałtownie.
— Cześć — powiedział
Kacper.
— No.. hej — wydukałam
i patrzyłam na niego. Na czarną bluzę z kapturem zarzucił skórzaną kurtkę.
Spodnie też miał czarne. Jego cała aura wydawała się być czarna.
— Black is my happy colour? — mruknęłam.
— Co?
— Nic.
Przyglądał mi się zbity z tropu. Pewnie
myśli, że jestem niepełnosprytna.
— Słuchaj, chciałbym
ustalić jedną rzecz — stwierdził rzeczowo.
Uniosłam brwi w niemym zapytaniu.
— Stella dała mi twoje
opowiadanie do przeczytania.
— Oh..
— Może się mylę, może
nie, ale jeśli chciałaś opisać moją historię na jakiś swój chory, wyimaginowany
sposób, to radzę przestać. Nie wiesz nic o mnie, o mojej rodzinie, ani o tej
sprawie. Radzę zająć się własnym życiem — wpatrywał się we mnie twardym
wzrokiem. Mięśnie szczęki miał mocno zaciśnięte. Wyglądał na chłopaka, którego
lepiej omijać zarówno w dzień, jak i w nocy. Dlatego nie wiem, czemu, ale
wypaliłam:
— Zawsze jesteś takim
dupkiem?
Ugryzłam się w język, ale teraz nie
mogłam się wycofać. Duma mi nie pozwoliła. On tylko wykrzywił usta w aroganckim
uśmiechu i nic nie odpowiedział.
— Napisałam
opowiadanie, w którym nie wymieniam żadnego realnego nazwiska. Oprócz tego,
nikt nie ma prawa zabronić mi inspirowania się rzeczywistością. Jeśli którymś z
fikcyjnych faktów pana obraził, panie
jestem-postrachem-miasta-walcie-się-wszyscy, to ups, trudno — dodałam hardo i
założyłam ręce na piersi.
— Kto by pomyślał, że
jesteś taka wyszczekana — zaśmiał się ponuro.
— No widzisz, ja nie
wiem nic o tobie, a ty nie wiesz nic o mnie — warknęłam i odwróciłam się, by
odejść. Co za palant. Jak mogłam myśleć, że po akcji z legitymacją jest fajnym,
miłym gościem. Życie jest jak pudełko czekoladek, prawda?
Byłam u dołu schodów, gdy na parking
wjechało wyczekiwane przeze mnie Audi. Spojrzałam w jego stronę, jednocześnie
pomijając jeden stopień. Zdążyłam pomyśleć ‘o cholera’ i już leżałam na
plecach, ręką rozmasowując głowę.
Będzie
guz stulecia.
Skrzywiłam się, a w oczach poczułam łzy.
Nade mną pojawił się Kacper i patrzył niezaniepokojony.
— W porządku? Nieźle
wywinęłaś orła. Leci ci krew? — pytał, równocześnie wyciągając do mnie rękę. Z
braku laku chwyciłam ją, a on pociągnął mnie w górę. Stanął wprost przede mną i
złapał dłońmi moją głowę. Obejrzał ją dookoła i najwidoczniej, nie widząc krwi,
odetchnął z ulgą.
Nie zabrał jednak dłoni. Staliśmy i
gapiliśmy się na siebie.
— No proszę, jednak
masz jakieś tam uczucia — powiedziałam ironicznie, by rozładować napięcie.
— Zdziwiłabyś się —
mruknął tylko, a kciukiem głaskał mój policzek zatrzymując się na wargach.
Oddychałam szybko. Był grudzień, a temperatury już dawno nie przypominały tych
z lipca. Obłoczki pary szaleńczo wydobywały się z naszych ust omiatając nam
wzajemnie twarze.
— Audrey? — jak
oparzona odskoczyłam od Kacpra. Artur stał kilka kroków od nas i patrzył nie
rozumiejąc, co się dzieje — co to za koleś? — spytał.
— To.. to.. Kacper —
powiedziałam tylko. Miałam lekki mindblow, więc myślenie mi nie wychodziło.
— A ty to..? — spytał
Kacper lekceważąco.
— Artur. Chłopak
Audrey.
Spojrzenia obu facetów powędrowały w
moją stronę. Artur dalej miał minę oznaczającą ‘o co tu chodzi?’. Mina Kacpra
zmieniła się z pociągającej i tajemniczej na zimną i obojętną. Zrobiło mi się
przykro, czując że właśnie straciłam coś ulotnego.
— Kacper to brat mojej
koleżanki z warsztatów. Wywaliłam się na schodach i uderzyłam się w głowę, więc
zaoferował pomoc — wyjaśniłam pobieżnie.
Jak na zawołanie z budynku wyszła Stella.
Widząc naszą trójkę przyspieszyła kroku. Cała promieniowała zaciekawieniem.
Postanowiłam, że czas uciekać.
— Możemy jechać? Zimno
i zaraz zacznie padać.. — podeszłam do Artura i objęłam go ręką w pasie.
— Jasne, mała. —
cmoknął mnie w czoło i pchnął w stronę auta.
Zapinając pasy spojrzałam jeszcze raz w
stronę schodów. Stella nawijała coś cała ożywiona, a Kacper potakiwał jej
tylko, lecz jego wzrok wlepiony był we mnie.
W drodze powrotnej Artur ściszył muzykę
i spojrzał na mnie przelotnie. Widać było, że ma mi coś do powiedzenia, lecz
nie może się zdecydować.
— No wykrztuś to w
końcu — roześmiałam się i szturchnęłam go w nogę.
— Więc chodzi o to, że
szykuje mi się dwutygodniowy wyjazd. Co roku w grudniu jeździmy z kumplami w
Alpy na snowboard...
— Fajnie..
— I biorąc pod uwagę
nowe okoliczności, zastanawiałem się, czy chciałabyś dołączyć..? — spytał,
przygryzając policzek. Ugh, śnieg, zimno, aktywność fizyczna. Nie ma mowy.
— Wiesz.. Moja rodzina
jest ze sobą blisko i nie chciałabym zostawiać ich w Boże Narodzenie.. Plus nie
umiem w sporty zimowe. — powiedziałam.
— Na pewno nie chcesz
jechać? — skrzywił się rozczarowany. Było mi głupio odmawiać, lecz nie będę
olewać rodziny i męczyć się dla faceta.
— Na pewno.
— Kurde, przegrałem
dwie dychy — jęknął.
Zaśmiałam się głośno, nie mogąc
uwierzyć, że zakłada się o takie rzeczy z chłopakami.
— Przepraszam, że
zbliżam cię do bankructwa — wymamrotałam chichocząc.
Artur mruknął coś niezadowolony i
zatrzymał się pod moim domem.
Zgasił silnik i spojrzał na mnie.
Również spojrzałam mu w oczy i uśmiechnęłam się.
— Rany, ale jesteś
śliczna — powiedział ni stąd, ni zowąd.
Zarumieniłam się i spuściłam wzrok na
dłonie.
— Jutro piątek? Masz
jakieś plany? — spytał.
— Pewnie zaraz mi
powiesz, jak brzmią — odpowiedziałam wymijająco.
— Co powiesz na maraton
filmowy u mnie wieczorem? Obiecuję, że będzie jedzenie.
— Wiesz, jak trafić do
serca kobiety. — westchnęłam rozmarzona.
— Przyjadę po ciebie
koło osiemnastej. Może być?
— Idealnie.
Cmoknęłam go soczyście w policzek, na co
oboje się zaśmialiśmy, po czym odpięłam pasy i wyszłam z auta. Artur poczekał,
aż wejdę do domu i dopiero odjechał. Weszłam do pokoju i już miałam wskoczyć do
wanny, by się ogrzać, po całym dniu na mrozie, gdy zawibrował mój telefon.
Chwyciłam go i stuknęłam na znaczek wiadomości.
„Chcę przeprosić.
Spotkaj się ze mną.
Dupek”
Audrey i Artur są sobie coraz bliżsi. Oficjalnie zostali także parą! (Nie mam pojęcia, dlaczego już wcześniej założyłam, że nią są) W każdym bądź razie cieszę się z tego. Kibicuję im i mam nadzieję, że ich związek będzie udany. Na razie wszystko dobrze się układa, ale pojawienie się Kacpra na horyzoncie nie nastroja mnie optymistycznie. Zwłaszcza, że wciąż nie mogę się do niego przekonać.
OdpowiedzUsuńZrobiło mi się strasznie żal Audrey, gdy wszyscy tak krytykowali jej opowiadaniem. Czy ono naprawdę zasługiwało na tak surową ocenę? To było trochę niesprawiedliwe, a potem jeszcze te ostrzeżenia Kacpra, żeby przestała wzorować się na jego historii i ten upadek. Nie zazdroszczę jej tego dnia. No i jeszcze ta wiadomość z prośbą o spotkanie. Nie podoba mi się to. Choć niewątpliwie robi się ciekawie. Czekam więc z niecierpliwością na nowość.
Widzę, że jesteś zdecydowanie team Artur 😅
UsuńWiele może się jeszcze wydarzyć. Mam nadzieję, że nowy motyw bloga działa i się podoba!
Dzięki 😍
Przyjemne.
OdpowiedzUsuń