"Podejrzliwość w stosunku do wszystkich jest męcząca, trzeba komuś ufać, bo trzeba przy kimś odpocząć." Ryszard Kapuściński, "Cesarz"
***
— Czyli nic mu nie
będzie? — zapytałam pielęgniarki.
— Nie powinno.
Założyliśmy kilka szwów, nie ma wstrząśnienia mózgu. Jutro wypuścimy go do domu
— odpowiedziała z uśmiechem.
— To dobrze. Proszę
przekazać mu, żeby się trzymał oraz, że miło było go poznać.
— Jak to?
— Muszę iść, w domu
pewnie umierają ze strachu — powiedziałam nieśmiało obdarzając ją
uśmiechem.
Pielęgniarka dziwnie się na mnie spojrzała
i skinęła. Podziękowałam kierując się do wyjścia ze szpitala. Na zewnątrz
wyjęłam komórkę z chęcią poinformowania rodziców gdzie jestem i czemu nie
jestem jeszcze w domu. Rozładowana. Kurcze, zabiją mnie. Popędziłam na
przystanek. Miałam osiem minut do najbliższego autobusu. Dłużyło się w
nieskończoność, aż w końcu czerwony, zniszczony bus z reklamą Snikersa na
szybach podjechał. Nie miałam biletu, co uświadomiłam sobie, kiedy drzwi się
zamknęły. Okej, może jakoś przeżyje, nigdy mnie nie złapali, więc istnieje
szansa, że teraz też przeżyję. Było późno, korki nie istniały, dlatego autobus
poruszał się zaskakująco szybko. Jeszcze jeden przystanek i dom.. A w domu
awantura.. Odsunęłam od siebie złe myśli, pocieszając się, że
wszystko jakoś wytłumaczę.
— Poproszę bilet oraz
legitymacje do kontroli.
Odskoczyłam, patrząc z przerażeniem na
"panią kanarową". Co ja teraz zrobię!?
Nie zdążę uciec, ani jej czegoś wcisnąć.
Po prostu zajebiście.
— Jakiś problem? —
usłyszałam zza pleców. Odwróciłam głowę w stronę głosu zza pleców.
Moja reakcja widocznie była całkiem
śmieszna, ponieważ kilka osób zachichotało. Oto zobaczyłam uratowanego przeze
mnie chłopaka, który przecież miał zostać do jutra w szpitalu..
— Ale jak.. —
wydukałam.
— Ja skasowałem bilet
za tę uroczą damę- mówiąc to podał dwa skasowane bilety w ręce przyglądającej
nam się z zainteresowaniem "pani kanarowej".
— No dobrze.. a
legitymacje?
— Proszę — chłopak
wyciągnął dwie legitymacje.
Mojemu zdziwieniu nie było końca. Skąd
on miał moją legitymacje!?
— Dobrze. Dzisiaj Ci się
upiekło. Zorganizowanego masz chłopaka...Audrey.
Wielkimi oczami patrzyłam jak pani
odchodzi i zaczyna męczyć kolejnych biednych ludzi. Powoli uświadamiałam sobie
co się właśnie wydarzyło. Serce zabiło mi mocniej. Odwróciłam się do mojego
przyszywanego chłopaka.
— Skąd ty się tu
wziąłeś? — powiedziałam na tyle głośno, by kilku autobusowiczów się
spojrzało.
Chłopak zdawał się być odrobinę zbity z
tropu, ale tylko przez sekundę. Uśmiechnął się rozbrajająco.
—
Magia — odpowiedział jakby to było coś najbardziej oczywistego na
świecie.
— Moce nagle się z tobą
zaprzyjaźniły? — powiedziałam najbardziej ironicznym tonem na jaki się w
tamtej chwili zdobyłam.
— A tak naprawdę?
— Pielęgniarka
wypuściła mnie pod warunkiem, że nie wrócę tam w ciągu następnych 48 godzin
oraz że pobiegnę za Tobą i oddam Ci legitymacje, którą zostawiałaś w
recepcji — kąciki jego ust lekko się podniosły, jakby niepewne mojej
reakcji.
— Nie trzeba było się
fatygować, wróciłabym po nią jutro — powiedziałam trochę za ostro niż
wymagała tego sytuacja. Zrobiło mi się szkoda poszkodowanego, biednego chłopaka
ze szwami na buzi. Wyobraziłam sobie fakt, że zmachany biegnie ze szpitala, by
oddać mi kawałek papieru
— Przepraszam. Jestem
po prostu zaskoczona. Dziękuję.
Wydawał się zadowolony z mojej
odpowiedzi. Uśmiechnęłam się do siebie.
—
Chciałbym być z Tobą szczery, więc nie powiem, że nie ma za co
— wyszczerzył się, po czym rozczesał włosy dłonią. Roześmiałam się.
Chłopak popatrzył na mnie czujnym okiem.
— Ślicznie się
uśmiechasz — powiedział, bez żadnego skrępowania, tak jakby w ogóle się nad tym
nie zastanawiał.
— Dziękuję.
Zawstydziłam się i poczułam, że z twarzy
robi mi się burak. Natychmiast spuściłam głowę i zapatrzyłam się na własne
buty, jakby były najbardziej interesującą rzeczą w autobusie. Włosy opadły mi
na twarz. Nie zdążyłam podnieść ręki, by je odgarnąć, kiedy on wyciągnął dłoń i
założył mi niesforne kosmyki za ucho. Przybliżył się na tyle, że na bank
naruszył moje wszystkie możliwe strefy. Szczególnie tę komfortu. Poczułam jego
oddech na twarzy. Odważyłam się spojrzeć mu w oczy, co nie okazało się
najlepszym pomysłem w moim życiu. Nie żartuję. Żebyście tylko zobaczyli to co
ja. Na szczęście wrócił mi zdrowy rozsądek. Zrobiłam krok w tył, a on cofnął
rękę trochę speszony. Czułam się niezręcznie gorączkowo myśląc o czym mogłabym
z nim pogadać przez najbliższe trzy minuty do mojego przystanku. Zadałam
pierwsze lepsze pytanie, które przyszło mi na myśl.
— Więc mieszkasz gdzieś
w okolicy? — spojrzałam przez okno sprawdzając gdzie jesteśmy.
— Nie bardzo. W sumie
nie mam pojęcia gdzie teraz jestem.
Poczułam ukłucie wyrzutów sumienia.
Biedny facet, nie dość, że ewidentnie ma jakieś problemy skutkujące szpitalem i
szwami, to jeszcze lata po mieście za obcą laską oraz prawdopodobnie się zgubi
i bóg wie kiedy wróci do domu.
— Pomogłabym ci, ale
muszę szybko być w domu. Przez przygodę ze szpitalem jestem kosmicznie
spóźniona i najpewniej uziemiona do końca życia.. — uśmiechnęłam się
krzywo.
— Jasne. Słuchaj,
przepraszam, że będziesz miała przeze mnie kłopoty. Jak chcesz mogę osobiście
przeprosić i wytłumaczyć twoim rodzicom co się stało.
— Oh, dzięki, ale nie
ma takiej potrzeby. Poradzę sobie. Duża dziewczynka ze mnie — szczerze to
nie uśmiechało mi się pokazywać obcemu facetowi gdzie mieszkam. Jestem duża i
czasem odpowiedzialna.
Autobus akurat zatrzymał się na moim
przystanku. Drzwi się otworzyły. Spojrzałam na towarzysza podróży jednocześnie
próbując ukryć poczucie ulgi jakie mnie zalało. Na twarzy malował mu się
wyraz rozczarowania, gdy zobaczył, że zbieram się do wyjścia.
— To mój przystanek.
Miło było cię poznać. Na razie! — posłałam mu mój
nie-wiem-co-tu-się-wydarzyło uśmiech i wyszłam z autobusu.
Drzwi zamknęły się, a pojazd odjechał.
Stałam i patrzyłam się jak znika mi z pola widzenia. Powoli ruszyłam w stronę
domu. Odtwarzałam w głowie to co przed chwilą przeżyłam nie mogąc w to
uwierzyć. Weszłam do domu. Światło było zgaszone. Żadnego hałasu, jakby nikogo
nie było. No tak, bal dobroczynny. Mama mówiła, że wrócą grubo po północy.
Jednocześnie trochę sfrustrowana i z uczuciem ulgi poszłam do swojego pokoju,
odłożyłam rzeczy i ruszyłam prosto pod prysznic. Próbowałam czytać jeszcze
ostatnią książkę, którą niedawno wypożyczyłam autorstwa Kimberly Derting. „Przysięga” okazała
się bardzo wciągająca. Wiedziałam, że innego dnia pochłonęłabym ją na raz, lecz
dziś nie mogłam się skupić. Odłożyłam tom na szafkę nocną i zgasiłam światło.
Kiedy już usypiałam, przypomniało mi się, że moja legitymacja została w
posiadaniu chłopaka z autobusu. No pięknie, jeszcze tego brakowało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz