01 listopada 2018

Rozdział 9


"Życie jest bardzo niebezpiecznym zajęciem. Śmiertelność sięga 100 procent."
Andrzej Majewski

***
Strasznie łatwo się irytuję. Może tego po mnie nie widać, ale w środku mój wewnętrzny wulkan tylko czeka, by dać popis. Wystarczy, że ktoś zacznie nucić coś pod nosem, a mam ‘mord mode’. Jak na zaawansowanie nieśmiałą osobę przestało, nie pokazuję swojej irytacji publicznie. Uznano by mnie za jeszcze większego dziwaka. Najgorszym tekstem, którym można mnie potraktować w trakcie napadu irytacji to „ojej, czego się tak złościsz od razu” w dodatku lekceważącym głosem. Wiecie, to tak jakby powiedzieć osobie z depresją „uśmiechnij się” – szczyt głupoty. W sytuacji, kiedy znajdzie się jeden taki głupek czuję, że na pewno zaraz wyjdę z siebie. Jednymi z osób, które mają niezwykły talent do wkurzania mnie są moje dwie kuzynki, sporo starsze ode mnie. Jak zejdą się razem, to w głowie mam apokalipsę. Kocham je, ale czasem w ich towarzystwie mam ochotę bawić się w Wolverina. Denerwuje mnie, jak na każdym kroku udowadniają swój niski stopnień znajomości mojej osoby. Może nie jestem łatwa w zrozumieniu, ale na litość boską, chyba po osiemnastu latach można zapamiętać, że na przykład wolę koty od psów. Nie mogę zrozumieć, po co podczas rozmów wyciągają sprawy całego miasta, zamiast zająć się sobą i swoimi problemami. Olejmy analizowanie skąd kto ma na coś pieniądze, zacznijmy skupiać się na własnym rozwoju, poszerzaniu kompetencji.. nie wiem. Przecież jest tyle okazji, by uczyć się nowych rzeczy. Wystarczy wyjść z domu lub trochę poszperać w Internecie. Mam nadzieję, że nie będę identyczna w ich wieku. Szkoda nerwów i mojego zdrowia na rozstrząsanie czegoś co mnie nie dotyczy. Gdyby to przeczytały, pewnie zrobiłaby się gównoburza, o to że nie mam pojęcia, o czym mówię oraz, że sama to najlepiej niczym bym się nie interesowała. Dobrze, może nie mam konkretnych zainteresowań, ale jestem na sto procent pewna, że nie muszę ich mieć, by sobie w spokoju żyć. Do tej pory mój światopogląd nie przeszkodził mi w osiąganiu całkiem fajnych rzeczy. Dostałam się najpierw do najlepszego gimnazjum, a następnie do bardzo dobrego liceum. Świetnie się uczę, mam swoje nikłe plany na przyszłość (ale jakieś mam, a to się chyba ceni?). Jestem całkiem szczęśliwym człowiekiem, mającym szanse na nie gadanie do samej siebie za kilka lat na tle nerwowym. Chyba mogę sobie za to przybić mentalne high five.
            Piątki jednak nikt mi nie przybije za szkło wbite w brzuch (całkiem fajne przejście do fabuły, prawda?). Przebudziłam się, ale to zdecydowanie nie było moje mieszkanie. Leżałam, a wokół było ciemno, tylko co jakiś czas migotał błysk lamp. Było mi niedobrze i słabo jednocześnie. Poczułam, jak ktoś głaszcze mnie po włosach. Spojrzałam w górę. Zobaczyłam, że Laura ze spiętym wyrazem twarzy wygląda przez okno. Byliśmy w samochodzie, ale w sumie jak to się stało i dokąd właściwie jedziemy, zamiast oglądać film? Napięłam mięśnie, by normalnie usiąść, ale natychmiast poczułam ból i jęknęłam. Laura momentalnie przytrzymała mnie za ramiona, zmuszając bym została w swojej pozycji. Choć w środku auta było ciemno, zdołałam zauważyć mnóstwo białej gazy na moim brzuchu, której większa część była już czerwona. Wtedy przypomniałam sobie, co się wydarzyło. Wciągnęłam nerwowo powietrze i włączyła mi się panika. Uniosłam rękę, by zobaczyć jak wygląda sytuacja pod gazikami, ale Laura mnie uprzedziła, nie pozwalając na dotknięcie rany.
— Spokojnie, zaraz będziemy na pogotowiu, nie dotykaj — usłyszałam.
Kiwnęłam głową. Mój wzrok powędrował na przednie siedzenia. Na fotelu pasażera siedział Szymon. Łatwo poznać tę burzę loków, nawet od tyłu. Spojrzałam na kierowcę, lecz on wcale nie wyglądał na Adama. Jego profil wydawał mi się znajomy, ale nie mogłam skojarzyć kto to. Ciekawiło mnie skąd w ogóle ten facet się wziął. Popatrzyłam na Laurę pytającym wzokiem marszcząc czoło.
— To mój kuzyn, mieszka w okolicy i ma samochód, więc zadzwoniłam po niego.. — wytłumaczyła z wahaniem.
— Rodzice? — spytałam cicho, licząc że domyśli się o co mi chodzi.
— Dzwoniłam. Powiedzieli, że od razu wsiądą w samochód, ale będą najwcześniej jutro rano — odpowiedziała zmartwiona. Rodzice raz w miesiącu jeździli na weekend w góry. Uważali, że choć raz mają prawo się od nas oderwać i mieć małżeński fun. Szczerze im zazdrościłam, bo sama kocham jeździć w góry, ale mnie to już nikt nie zabierze.
— Alice?
— Adam z nią został.
— Dzięki.. — szepnęłam i zamknęłam oczy, czekając aż dojedziemy na pogotowie.
Na miejscu, było prawie jak w serialach medycznych. Fajna akcja tylko szkoda, że serio byłam nadziana na szklankę i wszędzie były hektolitry krwi, której widoku nie mogłam znieść. Przetransportowano mnie do gabinetu zabiegowego, gdzie pielęgniarki sprawnie zajęły się raną. Nie miałam uszkodzonych żadnych orgnów, bo szkło nie wbiło się aż tak głęboko. Oczyścili rozcięcie i założyli mi kilka szwów. Miałam około 2 tygodni leżeć i czekać, aż skóra się zabliźni, a następnie wrócić na ich zdjęcie. W końcu po kilku godzinach samego zabiegu i wypełniania całej papierkowej roboty, zostałam wypisana do domu. Bałam się ruszyć, by nie zerwać opatrunku, więc do auta szłyśmy z Laurą w żółwim tempie. Byłam wykończona i fizycznie i psychicznie, więc nawet nie myślałam o tym do czyjego samochodu idę. Dopiero, gdy zobaczyłam chłopaka opierającego się o maskę i patrzącego w naszą stronę, dotarło do mnie kto był kierowcą. Czułam jak oczy wychodzą mi z orbit.
— Artur?! — wyrzuciłam z siebie zdumiona. Spojrzałam przejęta na Laurę, lecz ona unikała mojego wzroku. Co jest?
— Jak to się stało? Skąd w ogólę... — zaczęłam — chwila, chwila... — stanęłam w miejscu i wycelowałam palec w przyjaciółkę — czy ty przypadkiem nie powiedziałaś, że wiezie nas twój kuzyn? Gdzie on jest?
— No.. Nigdzie. Artur nim jest — wzruszyła ramionami.
— To nie może być twój kuzyn. Ten Artur to ten facet, który zrobił mi błotny prysznic i widział mnie w ręczniku! — syknęłam.
— No patrz.. a to ci niespodzianka — uśmiechnęła się krzywo i spojrzała na brata, gdy ten się odezwał.
— Nie chce was martwić dziewczyny, ale ja tu stoję i nie jestem głuchy — powiedział.
Zrobiło się niezręcznie i nastała cisza, która w niczym nie pomagała. Rozbolała mnie głowa. To nie były informacje dobre do przetwarzania po takim wieczorze. Przymknęłam oczy i położyłam sobie rękę na czole wzdychając.
— Jestem wykończona. Udam, że to się nie wydarzyło i pomyślę o tym jutro — stwierdziłam.
Zaczęłam dreptać w stronę samochodu. Otworzyłam drzwi i powoli wgramoliłam się do wnętrza. Zajęło mi to wieczność. Zaraz za mną wsiadła reszta. Było nas troje.
— Gdzie Szymon? — spytałam, wyglądając przez okno, choć mało było widać z racji przyciemnianym szyb i środka nocy.
— Musiał wracać do domu, prosił przekazać, że wpadnie jutro — poinformował mnie Artur.
Spotkaliśmy się wzrokiem w lusterku. Dalej nie rozumiałam jakim cudem on siedzi za kierownicą. Odpalił samochód i ruszyliśmy w drogę powrotną. Nikt nie odezwał się słowem przez całą podróż. W domu stwierdziłam, że kanapa zdecydowanie mi wystarczy. Bałagan zniknął, nigdzie nie było szkła ani krwi. Przycupnęłam na rogu fotela i patrzyłam jak Laura ustala coś po cichu z Arturem. Zdrajczyni. Nie pożyje długo, jeśli od początku wiedziała, że chodzi o niego i nic mi nie powiedziała. Poczułam zdenerwowanie, bo nienawidzę zatajania prawdy i kombinowania. Nie chciałam też dramatyzować, choć pokusa była ogromna. Usłyszałam kroki na schodach i zaraz na dole pojawił się Adaś.
— O, czyli jednak żyjesz — powiedział udając zdziwionego.
— No przepraszam, że cię zawiodłam — odparłam z przekąsem, ale zaraz puściłam mu oczko.
— Ci dwoje nieźle świrowali, jak zemdlałaś. Żałuj, że nie było ci dane obcować ze spanikowaną Laurą. 
— Znasz Artura? — spytałam niewinnie, spoglądając w stronę korytarza.
— Nie bardzo.. Widziałem, jak kiedyś gadał z Laurą w szkole. Czemu cię to interesuje?
Dobre pytanie. Nie zamierzałam opowiadać mu moich ostatnich przygód, więc tylko wzruszyłam ramionami i powiedziałam:
— Tak tylko pytam. Nigdy nie widzałam jej brata, więc zaskoczyło mnie, gdy zobaczyłam go w samochodzie.
— Gratulację. Poszerzasz grono znajomych. Kto by przypuszczał? — ironizował.
— Ha, śmieszne — powiedziałam poważnie — a tak w ogóle to dzięki, że zostałeś z Alice i ogarnąłeś ten bałagan.
— Dorwałem się też do twojego laptopa i ogarnąłem ci ten syf. Więcej ikonek na pulpicie się już nie dało mieć? To jakaś choroba?
— Nie lubię szukać wszystkiego w folderach — broniłam się.
— Więc szukasz dwa razy dłużej na pulpicie? — spytał rozbawiony.
Przewróciłam oczami na tę uwagę, ale nie miałam siły z nim dyskutować.
— Co oni tam tyle robią? — spytałam poirytowana i wskazałam na przyjaciółkę.
— Ej wy! Może się podzielicie i podyskutujemy razem? — krzyknął Adam.
Oboje spojrzeli najpierw na nas, a potem znów na siebie. W końcu podeszli i stanęli koło Adama. Artur chyba był zdenerwowany. Wywnioskowałam to po jego minie i rękach głęboko w kieszeniach skórzanej kurtki.
— Ustalaliśmy kto zostanie i pomoże Audrey do czasu aż jej rodzice wrócą — odezwała się Laura składając ręcę na piersiach.
— Nikt nie zostanie, dam sobie radę — stwierdziłam pewnie, choć wewnętrznie wiedziałam, że gadam głupoty.
— Jasne, założę się, że nawet nie dasz rady zmienić tych zakrwawionych ciuchów — skontrowała.
Przyjrzałam się swojemu ubiorowi. Wyglądałam jak rodem z Halloween. Pewnie miałam nawet twarz zombie.
— No skoro rozbieranie wchodzi w grę, to chyba nie ma się co zastanawiać — zdziwiłam się — Laura zostanie.
— Oh.. No właśnie w tym problem, że ja nie mogę.. — powiedziała i popatrzyła niepewnie z przeprosinami wypisanymi na twarzy — ale za to Artur w sumie widział cię już w negliżu, więc pierwsze lody przełamane — zażartowała nieudolnie. Zgromiłam ją wzrokiem i spojrzałam na chłopaków. Artur zafascynowany był ścianą, a Adam Arturem.
— W żadnym negliżu! Po co to w ogóle rozpamiętywać — starałam się wybrnąć z niezręcznej sytuacji.
— Widzę, że omijają mnie najlepsze historie. Audrey, jutro wieczorem wbijam i robimy sobie randkę z pogaduszkami — tu sugetywny ruch brwiami.
Skrzywiłam się, ale zanim zdążyłam wystosować odpowiedź, wtrącił się Artur.
— Ja zostaję. Jakoś przebolejesz moją obecność — zrobił krok w moją stronę — poza tym tylko ja mam samochód w razie gdybyśmy musieli wieźć cię od nowa na pogotowie.
Kurcze, miał silne argumenty. Żałowałam, że nie mam czasu na wymyślenie własnych. Zawsze byłam słaba z improwizacji. Laura i Adam pokiwali głowami na znak, że zgadzają się z Arturem.
— Dobrze, niech będzie — wydusiłam.
— Świetnie! W takim razie my będziemy się zbierać. Adam, mamy do siebie po drodze, a o tej porze raczej nie doczekamy się autobusu. Odprowadzisz mnie? — spytała Laura.
— Z przyjemnością panienko — odparł Adaś, a potem wycelował we mnie palcem — jutro randka i ploteczki, pamiętaj! — rzucił i skierował się do drzwi, gdzie już czekała na niego Laura. Ubrali się i po chwili już ich nie było, a ja zostałam sama z obcym facetem. Popatrzyłam na niego, ale nie wiedziałam co powiedzieć.
— To co? Przejdziemy już do tego rozbierania? — usłyszałam. To będzie ciekawa noc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz