"Życie jest bardzo niebezpiecznym zajęciem. Śmiertelność sięga 100 procent."
Andrzej Majewski
***
Strasznie łatwo się
irytuję. Może tego po mnie nie widać, ale w środku mój wewnętrzny wulkan tylko
czeka, by dać popis. Wystarczy, że ktoś zacznie nucić coś pod nosem, a mam
‘mord mode’. Jak na zaawansowanie nieśmiałą osobę przestało, nie pokazuję
swojej irytacji publicznie. Uznano by mnie za jeszcze większego dziwaka.
Najgorszym tekstem, którym można mnie potraktować w trakcie napadu irytacji to
„ojej, czego się tak złościsz od razu” w dodatku lekceważącym głosem. Wiecie,
to tak jakby powiedzieć osobie z depresją „uśmiechnij się” – szczyt głupoty. W
sytuacji, kiedy znajdzie się jeden taki głupek czuję, że na pewno zaraz wyjdę z
siebie. Jednymi z osób, które mają niezwykły talent do wkurzania mnie są moje
dwie kuzynki, sporo starsze ode mnie. Jak zejdą się razem, to w głowie mam
apokalipsę. Kocham je, ale czasem w ich towarzystwie mam ochotę bawić się w
Wolverina. Denerwuje mnie, jak na każdym kroku udowadniają swój niski stopnień
znajomości mojej osoby. Może nie jestem łatwa w zrozumieniu, ale na litość boską,
chyba po osiemnastu latach można zapamiętać, że na przykład wolę koty od psów.
Nie mogę zrozumieć, po co podczas rozmów wyciągają sprawy całego miasta,
zamiast zająć się sobą i swoimi problemami. Olejmy analizowanie skąd kto ma na
coś pieniądze, zacznijmy skupiać się na własnym rozwoju, poszerzaniu
kompetencji.. nie wiem. Przecież jest tyle okazji, by uczyć się nowych rzeczy.
Wystarczy wyjść z domu lub trochę poszperać w Internecie. Mam nadzieję, że nie
będę identyczna w ich wieku. Szkoda nerwów i mojego zdrowia na rozstrząsanie
czegoś co mnie nie dotyczy. Gdyby to przeczytały, pewnie zrobiłaby się
gównoburza, o to że nie mam pojęcia, o czym mówię oraz, że sama to najlepiej
niczym bym się nie interesowała. Dobrze, może nie mam konkretnych
zainteresowań, ale jestem na sto procent pewna, że nie muszę ich mieć, by sobie
w spokoju żyć. Do tej pory mój światopogląd nie przeszkodził mi w osiąganiu
całkiem fajnych rzeczy. Dostałam się najpierw do najlepszego gimnazjum, a
następnie do bardzo dobrego liceum. Świetnie się uczę, mam swoje nikłe plany na
przyszłość (ale jakieś mam, a to się chyba ceni?). Jestem całkiem szczęśliwym
człowiekiem, mającym szanse na nie gadanie do samej siebie za kilka lat na tle
nerwowym. Chyba mogę sobie za to przybić mentalne high five.
Piątki
jednak nikt mi nie przybije za szkło wbite w brzuch (całkiem fajne przejście do
fabuły, prawda?). Przebudziłam się, ale to zdecydowanie nie było moje
mieszkanie. Leżałam, a wokół było ciemno, tylko co jakiś czas migotał błysk
lamp. Było mi niedobrze i słabo jednocześnie. Poczułam, jak ktoś głaszcze mnie
po włosach. Spojrzałam w górę. Zobaczyłam, że Laura ze spiętym wyrazem twarzy
wygląda przez okno. Byliśmy w samochodzie, ale w sumie jak to się stało i dokąd
właściwie jedziemy, zamiast oglądać film? Napięłam mięśnie, by normalnie
usiąść, ale natychmiast poczułam ból i jęknęłam. Laura momentalnie przytrzymała
mnie za ramiona, zmuszając bym została w swojej pozycji. Choć w środku auta
było ciemno, zdołałam zauważyć mnóstwo białej gazy na moim brzuchu, której
większa część była już czerwona. Wtedy przypomniałam sobie, co się wydarzyło.
Wciągnęłam nerwowo powietrze i włączyła mi się panika. Uniosłam rękę, by
zobaczyć jak wygląda sytuacja pod gazikami, ale Laura mnie uprzedziła, nie
pozwalając na dotknięcie rany.
— Spokojnie, zaraz
będziemy na pogotowiu, nie dotykaj — usłyszałam.
Kiwnęłam głową. Mój wzrok powędrował na
przednie siedzenia. Na fotelu pasażera siedział Szymon. Łatwo poznać tę burzę
loków, nawet od tyłu. Spojrzałam na kierowcę, lecz on wcale nie wyglądał na
Adama. Jego profil wydawał mi się znajomy, ale nie mogłam skojarzyć kto to.
Ciekawiło mnie skąd w ogóle ten facet się wziął. Popatrzyłam na Laurę pytającym
wzokiem marszcząc czoło.
— To mój kuzyn, mieszka
w okolicy i ma samochód, więc zadzwoniłam po niego.. — wytłumaczyła z wahaniem.
— Rodzice? — spytałam
cicho, licząc że domyśli się o co mi chodzi.
— Dzwoniłam.
Powiedzieli, że od razu wsiądą w samochód, ale będą najwcześniej jutro rano —
odpowiedziała zmartwiona. Rodzice raz w miesiącu jeździli na weekend w góry.
Uważali, że choć raz mają prawo się od nas oderwać i mieć małżeński fun.
Szczerze im zazdrościłam, bo sama kocham jeździć w góry, ale mnie to już nikt
nie zabierze.
— Alice?
— Adam z nią został.
— Dzięki.. — szepnęłam
i zamknęłam oczy, czekając aż dojedziemy na pogotowie.
Na miejscu, było prawie jak w serialach
medycznych. Fajna akcja tylko szkoda, że serio byłam nadziana na szklankę i
wszędzie były hektolitry krwi, której widoku nie mogłam znieść.
Przetransportowano mnie do gabinetu zabiegowego, gdzie pielęgniarki sprawnie
zajęły się raną. Nie miałam uszkodzonych żadnych orgnów, bo szkło nie wbiło się
aż tak głęboko. Oczyścili rozcięcie i założyli mi kilka szwów. Miałam około 2
tygodni leżeć i czekać, aż skóra się zabliźni, a następnie wrócić na ich
zdjęcie. W końcu po kilku godzinach samego zabiegu i wypełniania całej
papierkowej roboty, zostałam wypisana do domu. Bałam się ruszyć, by nie zerwać
opatrunku, więc do auta szłyśmy z Laurą w żółwim tempie. Byłam wykończona i
fizycznie i psychicznie, więc nawet nie myślałam o tym do czyjego samochodu
idę. Dopiero, gdy zobaczyłam chłopaka opierającego się o maskę i patrzącego w
naszą stronę, dotarło do mnie kto był kierowcą. Czułam jak oczy wychodzą mi z
orbit.
— Artur?! — wyrzuciłam
z siebie zdumiona. Spojrzałam przejęta na Laurę, lecz ona unikała mojego
wzroku. Co jest?
— Jak to się stało?
Skąd w ogólę... — zaczęłam — chwila, chwila... — stanęłam w miejscu i
wycelowałam palec w przyjaciółkę — czy ty przypadkiem nie powiedziałaś, że
wiezie nas twój kuzyn? Gdzie on jest?
— No.. Nigdzie. Artur
nim jest — wzruszyła ramionami.
— To nie może być twój
kuzyn. Ten Artur to ten facet, który zrobił mi błotny prysznic i widział mnie w
ręczniku! — syknęłam.
— No patrz.. a to ci
niespodzianka — uśmiechnęła się krzywo i spojrzała na brata, gdy ten się
odezwał.
— Nie chce was martwić
dziewczyny, ale ja tu stoję i nie jestem głuchy — powiedział.
Zrobiło się niezręcznie i nastała cisza,
która w niczym nie pomagała. Rozbolała mnie głowa. To nie były informacje dobre
do przetwarzania po takim wieczorze. Przymknęłam oczy i położyłam sobie rękę na
czole wzdychając.
— Jestem wykończona.
Udam, że to się nie wydarzyło i pomyślę o tym jutro — stwierdziłam.
Zaczęłam dreptać w stronę samochodu.
Otworzyłam drzwi i powoli wgramoliłam się do wnętrza. Zajęło mi to wieczność.
Zaraz za mną wsiadła reszta. Było nas troje.
— Gdzie Szymon? —
spytałam, wyglądając przez okno, choć mało było widać z racji przyciemnianym
szyb i środka nocy.
— Musiał wracać do
domu, prosił przekazać, że wpadnie jutro — poinformował mnie Artur.
Spotkaliśmy się wzrokiem w lusterku.
Dalej nie rozumiałam jakim cudem on siedzi za kierownicą. Odpalił samochód i
ruszyliśmy w drogę powrotną. Nikt nie odezwał się słowem przez całą podróż. W
domu stwierdziłam, że kanapa zdecydowanie mi wystarczy. Bałagan zniknął,
nigdzie nie było szkła ani krwi. Przycupnęłam na rogu fotela i patrzyłam jak
Laura ustala coś po cichu z Arturem. Zdrajczyni. Nie pożyje długo, jeśli od
początku wiedziała, że chodzi o niego i nic mi nie powiedziała. Poczułam
zdenerwowanie, bo nienawidzę zatajania prawdy i kombinowania. Nie chciałam też
dramatyzować, choć pokusa była ogromna. Usłyszałam kroki na schodach i zaraz na
dole pojawił się Adaś.
— O, czyli jednak
żyjesz — powiedział udając zdziwionego.
— No przepraszam, że
cię zawiodłam — odparłam z przekąsem, ale zaraz puściłam mu oczko.
— Ci dwoje nieźle
świrowali, jak zemdlałaś. Żałuj, że nie było ci dane obcować ze spanikowaną
Laurą.
— Znasz Artura? —
spytałam niewinnie, spoglądając w stronę korytarza.
— Nie bardzo..
Widziałem, jak kiedyś gadał z Laurą w szkole. Czemu cię to interesuje?
Dobre pytanie. Nie zamierzałam opowiadać
mu moich ostatnich przygód, więc tylko wzruszyłam ramionami i powiedziałam:
— Tak tylko pytam.
Nigdy nie widzałam jej brata, więc zaskoczyło mnie, gdy zobaczyłam go w
samochodzie.
— Gratulację.
Poszerzasz grono znajomych. Kto by przypuszczał? — ironizował.
— Ha, śmieszne —
powiedziałam poważnie — a tak w ogóle to dzięki, że zostałeś z Alice i
ogarnąłeś ten bałagan.
— Dorwałem się też do
twojego laptopa i ogarnąłem ci ten syf. Więcej ikonek na pulpicie się już nie
dało mieć? To jakaś choroba?
— Nie lubię szukać
wszystkiego w folderach — broniłam się.
— Więc szukasz dwa razy
dłużej na pulpicie? — spytał rozbawiony.
Przewróciłam oczami na tę uwagę, ale nie
miałam siły z nim dyskutować.
— Co oni tam tyle
robią? — spytałam poirytowana i wskazałam na przyjaciółkę.
— Ej wy! Może się
podzielicie i podyskutujemy razem? — krzyknął Adam.
Oboje spojrzeli najpierw na nas, a potem
znów na siebie. W końcu podeszli i stanęli koło Adama. Artur chyba był
zdenerwowany. Wywnioskowałam to po jego minie i rękach głęboko w kieszeniach
skórzanej kurtki.
— Ustalaliśmy kto
zostanie i pomoże Audrey do czasu aż jej rodzice wrócą — odezwała się Laura
składając ręcę na piersiach.
— Nikt nie zostanie,
dam sobie radę — stwierdziłam pewnie, choć wewnętrznie wiedziałam, że gadam
głupoty.
— Jasne, założę się, że
nawet nie dasz rady zmienić tych zakrwawionych ciuchów — skontrowała.
Przyjrzałam się swojemu ubiorowi. Wyglądałam
jak rodem z Halloween. Pewnie miałam nawet twarz zombie.
— No skoro rozbieranie
wchodzi w grę, to chyba nie ma się co zastanawiać — zdziwiłam się — Laura
zostanie.
— Oh.. No właśnie w tym
problem, że ja nie mogę.. — powiedziała i popatrzyła niepewnie z przeprosinami
wypisanymi na twarzy — ale za to Artur w sumie widział cię już w negliżu, więc
pierwsze lody przełamane — zażartowała nieudolnie. Zgromiłam ją wzrokiem i
spojrzałam na chłopaków. Artur zafascynowany był ścianą, a Adam Arturem.
— W żadnym negliżu! Po
co to w ogóle rozpamiętywać — starałam się wybrnąć z niezręcznej sytuacji.
— Widzę, że omijają
mnie najlepsze historie. Audrey, jutro wieczorem wbijam i robimy sobie randkę z
pogaduszkami — tu sugetywny ruch brwiami.
Skrzywiłam się, ale zanim zdążyłam
wystosować odpowiedź, wtrącił się Artur.
— Ja zostaję. Jakoś
przebolejesz moją obecność — zrobił krok w moją stronę — poza tym tylko ja mam
samochód w razie gdybyśmy musieli wieźć cię od nowa na pogotowie.
Kurcze, miał silne argumenty. Żałowałam,
że nie mam czasu na wymyślenie własnych. Zawsze byłam słaba z improwizacji.
Laura i Adam pokiwali głowami na znak, że zgadzają się z Arturem.
— Dobrze, niech będzie
— wydusiłam.
— Świetnie! W takim
razie my będziemy się zbierać. Adam, mamy do siebie po drodze, a o tej porze
raczej nie doczekamy się autobusu. Odprowadzisz mnie? — spytała Laura.
— Z przyjemnością
panienko — odparł Adaś, a potem wycelował we mnie palcem — jutro randka i
ploteczki, pamiętaj! — rzucił i skierował się do drzwi, gdzie już czekała na
niego Laura. Ubrali się i po chwili już ich nie było, a ja zostałam sama z
obcym facetem. Popatrzyłam na niego, ale nie wiedziałam co powiedzieć.
— To co? Przejdziemy
już do tego rozbierania? — usłyszałam. To będzie ciekawa noc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz