'Zmień się, a świat wokół ciebie też zacznie się zmieniać'
~Gerald Epstein
***
Weekendy to cel mojego
życia. Nie dlatego, że skaczę z jednej szalonej imprezy na drugą. Co to, to nie
moi mili. Jest to dla mnie czas psychicznej regeneracji po całym tygodniu wśród
ludzi (a ci potrafią człowieka wykończyć. Znacie to co nie?). Robię sobie wtedy
wielki kubek kawy zbożowej, zakopuję się pod kocami, włączam Netflixa i świat
znów jest piękny (ha! Stać mnie na Netflixa! Już można klaskać). Co ostatnio
oglądacie? Polecacie coś? Ja wkręciłam się w „Sposób na morderstwo”. Byłam
sceptycznie nastawiona, gdy kiedyś zobaczyłam ten tytuł oraz zwiastun odcinka w
telewizji, jednakże gdy już skończyły mi się inne opcje (niewiarygodny ze mnie
nolife) postanowiłam, że zaryzykuję. Pomogła w tym także zajebista ocena jednej
ze znajomych na Filmwebie (na którym nadgorliwie oceniam każdy film i serial
który widziałam). Jestem na drugim sezonie i kompletnie przestaje ogarniać
fabułę, ale to dlatego, że wolno myślę (‘Grę o tron’ tłumaczy mi moja ekipa, bo
nigdy nie ogarniam tych bardziej skomplikowanych intryg). Jednak teraz był
wtorek, więc jeszcze długa męka stała mi na drodze do raju. Zważywszy na to, co
ostatnio się wyrabia w moim życiu, obawiam się, że kawa zbożowa przestanie mi
wystarczać.
Kiedy wyszedł z mojego pokoju wkroczyłam
do środka i zatrzasnęłam drzwi. Rozejrzałam się dookoła sprawdzając czy
przypadkiem nie zobaczył czegoś okropnego typu rozsypane podpaski czy inne
osobiste graty. Odetchnęłam z ulgą zobaczywszy całkiem przyzwoity porządek, jak
na moją skromną osobę. Wszechświat jest dla mnie łaskawy, więc ciekawe kiedy
zmieni mu się humor. Podeszłam do szafy i odsunęłam jedno z luster, by dostać
się do wnętrza. Zmierzyłam wzrokiem moją zubożałą garderobę. Jak prawdziwa
kobieta stwierdziłam, że nie mam się w co ubrać. Sięgnęłam w stos ubrań na
samym dnie i wyciągnęłam stare jeansy wątpliwej świeżości. Następnie
zdecydowałam się na granatowy sweter z doczepionymi do niego małymi pomponami.
Był to jeden z moich ulubionych, bo w końcu jak okropnym człowiekiem trzeba
być, żeby nie lubić pomponów? Mokre włosy osuszyłam ręcznikiem i szybko
podsuszyłam suszarką. Wciąż nieco wilgotne związałam w niedbałego koka.
Pochwyciłam torbę, założyłam jedyne sportowe buty jakie mam, czyli czarne
Nike’i i ruszyłam do wyjścia. Speszona podążałam chodnikiem do samochodu. Czekał
oparty o maskę i patrzył w przestrzeń niewyraźnym wzrokiem. No to startujemy z
niezręcznością.. — pomyślałam.
Otworzyłam drzwi, rozsiadłam się na
odjechanym, skórzanym siedzeniu i czekałam, aż chłopak wsiądzie. Zaczekałam
chwilę, ale widząc że coś mu to nie idzie, wychyliłam się z auta.
— Rozumiem, że mam
wysłać specjalne zaproszenie pocztą? — powiedziałam starając się mieć
beztroski i wesoły ton.
Ocknął się i spojrzał na mnie jakby coś
go ominęło. Odbił się od maski i całkiem zwrócił w moją stronę. Pochłaniał
wzrokiem moją twarz. Wwiercał się we mnie jakby próbując szukać jakiejś oznaki
wściekłości lub chęci ucieczki jak najdalej od niego. Chyba nic takiego nie
znalazł (na moje szczęście), bo krzywo się uśmiechnął i podszedł do drzwi
kierowcy. Wsiadł i zapiął swój pas.
— Pasy — spojrzał
na mnie wymownie. Przewróciłam oczami i wykonałam polecenie.
Odpalił silnik. Usłyszałam czysty,
piękny warkot i poczułam się jak w jakiejś niewiarygodnie drogiej bryce (nie
żeby ta na taką nie wyglądała, ale wiecie co mam na myśli). Stłumiłam chichot.
Lubię porządne samochody – wydają się ekscytująco męskie. Nie wiedziałam jakim
kierowcą jest chłopak, jednak nie miałam powodów, żeby mu nie ufać. Myślałam,
że poszaleje na drodze i dokarmi swoje ego, ale on spokojnie, tylko czasem
przyspieszając, podjechał pod szkołę. Poczułam wibracje swojego telefonu.
Sięgałam do torby, aby go wyjąć, lecz wtedy mój towarzysz odezwał się (czym
trochę mnie przestraszył).
— Jestem Artur tak
w ogóle — powiedział znienacka.
W tym momencie uświadomiłam sobie jak
głupia musi być ta sytuacja — jeżdżę po mieście z chłopakiem, którego
imienia nie znam, zapraszam go do domu, dodatkowo widzi mnie w ręczniku.
Poczułam jak robię się czerwona na tę myśl.
— Coś nie
tak? — zapytał.
— Właśnie sobie
uświadomiłam co się stało i to, że nawet nie znamy swoich
imion — odpowiedziałam na wpół rozczarowana i zdziwiona swoim
zachowaniem.
— Co ty, założę
się, że oboje zdążyliśmy zrobić w życiu bardziej szalone rzeczy niż to.
Spuściłam wzrok i zarumieniłam się
jeszcze bardziej. Moim najbardziej szalonym wyczynem do tej pory było chyba
zmienienie marki pasty do zębów po raz pierwszy od dziesięciu lat (serio,
zastanawiałam się godzinę stojąc w supermarkecie). Nic nie odpowiedziałam,
tylko przygryzłam wargę i zerknęłam w stronę szkoły. Czas wracać na zajęcia.
Byłam spóźniona na co najmniej dwie lekcje i nie miałam pojęcia jak to
wytłumaczę. Odwróciłam głowę w kierunku Artura i wtedy dotarło do
mnie, że czeka na jakąś odpowiedź z mojej strony. Nie przychodziło mi nic
mądrego, jak zawsze w takich sytuacjach, więc wymamrotałam tylko:
— No taak,
zapomniałam jakie szalone ze mnie dziewczę — zerknęłam na ekran
telefonu sprawdzając godzinę — Przepraszam cię, ale muszę już lecieć.
W końcu nikt się za mnie na lekcjach nie wynudzi.
— Za mnie
również — odpowiedział zrezygnowany i westchnął.
— No to cóż, do
zobaczenia na przerwach - powiedziałam i lekko się uśmiechnęłam (oby nie, limit
upokorzeń mi się wyczerpał). Zaczęłam otwierać drzwi i wysiadać. Kiedy stałam
już na mokrym, szarym chodniku dostałam zastrzyku odwagi i rzuciłam mu jeszcze
przez ramię:
— A ja, tak w
ogóle, jestem Audrey — wyszczerzyłam się i zamknęłam drzwi nie dając
mu dojść do głosu. Szybszym niż normalnie krokiem udałam się do szkoły. Dwa do
zera mózgu.
Wieczorem tego samego dnia szłam po
kolejną książkę Claudii Grey — jest to obecnie jedna z moich
ulubionych autorek. Czytaniem zaraziłam także dziewczyny z mojej ekipy, które w
wolnym czasie siadały przy laptopie i pochłaniały e-booka. Szłam do biblioteki
z wielką nadzieją, że został jeszcze jakiś egzemplarz i nie będę musiała czekać
aż ktoś dokona zwrotu. Kiedy weszłam do budynku od razu poczułam niesamowity
zapach setek książek, które tylko czekają, aby wziąć je do ręki i z każdą
przewracaną kartką zgłębiać ich tajemnice (ale popłynęłam). Przechadzałam się
między regałami zapełnionymi po brzegi. Mimo, że szukałam tej jedynej, po
drodze trafiło się kilka obiecujących dzieł, którym nie dałam rady się oprzeć.
Zastanowiłam się czy dam radę przytaszczyć je do domu w małym plecaku, jednak
nie bardzo mi się to uśmiechało. Wyjęłam reklamówki. Całe szczęście, że miałam
iść na zakupy w drodze do domu. Z wielką i ciężką torbą ruszyłam mokrym
chodnikiem. Dni były coraz krótsze, więc okolica z każdą minutą stawała się
bardziej ponura. Byłam bliska zamówienia taksówki, bo ręka zaczęła mi odpadać,
ale kochani - przecież mnie nie stać. Gdzie teraz jest ten książę w super
samochodzie, żeby mnie podwieźć? Kiedy byłam już blisko zauważyłam, że ktoś
stoi przy moim ogrodzeniu i niecierpliwie się rozgląda. Nie będę kłamać –
trochę się przestraszyłam. W końcu ciągle słyszy się o psychopatach mordujących
biedne, bezbronne dziewczyny. Pożałowałam, że nie poszłam na kurs samoobrony,
gdy nie tak dawno widziałam ulotki rozwieszone na słupach. Im bliżej byłam, tym
bardziej znajoma wydawała się postać.
— Skąd ja Cię
znam? — mruknęłam do siebie. Gdy podeszłam bliżej stało się jasne
skąd.
Artur
Praktycznie wyfrunąłem z jej mieszkania.
Piękna dziewczyna, mokra, ręcznik. Obrazy same odtwarzały mi się w głowie.
Oparłem się o swój samochód i założyłem ręce za głowę. Stałem tak chwilę,
aż w końcu zdzieliłem się w twarz. Artur, spokojnie, to nic takiego.
Umysł jednak żył swoim życiem. W końcu pozwoliłem mu robić co chce. Tak bardzo
się zamyśliłem, że nawet nie zauważyłem kiedy dziewczyna wsiadła do auta.
Usłyszałem dopiero jej wołanie. Kiedy spojrzałem jej w oczy nie mogłem się
oderwać. Od razu zauważyłem, że jest zdenerwowana, bo kto by nie był na jej
miejscu? Nie ma głupich, nie zmylił mnie jej wesoły ton głosu. Wsiadłem do audi
i ruszyłem do szkoły. Przez całą drogę nie myślałem o niczym innym tylko o tym,
że ona siedzi koło mnie. Cudem nie spowodowałem żadnego wypadku. Kiedy
dojechałem pod szkołę dotarło do mnie, że nawet nie znam jej imienia. Kiedy wysiądzie
możemy się już nie zobaczyć, a szkolne przerwy to nie to samo. Musiałem
działać. Powiedziałem, że mam na imię Artur. Kiedy uśmiechnęła się i
zaczerwieniła każda komórka ciała chciała ją pocałować. Siedziałem jeszcze
kilka minut patrząc jak odchodzi.
Audrey
Zapomniałam wymyślić wymówki, więc gdy
weszłam do klasy a wszyscy spojrzeli się na mnie i koleżanka z ławki spytała co
stało mi się wczoraj, po prostu na nią zerknęłam i wzruszyłam ramionami. Nie
chciałam, żeby powstały plotki na mój temat. W końcu święta Audrey a wozi się z
obcym facetem i bierze go do domu? Brzmi jak niezła podstawa do gównoburzy. Nie
powiedziałam o tym nawet swojej paczce. Koniec końców i tak mnie o to zapytają,
więc po prostu poczekam. To ciekawe, prawda? No wiecie, cała ta mini akcja. Spokojnie
sobie egzystuję a tu nagle bum i mam tajemnicze tajemnice. Nie wiem jak sobie z
tym poradzę, bo przecież skąd miałabym mieć doświadczenie? Seriale poruszają te
tematy, ale to co innego oglądać ładne, pewne siebie laski na ekranie i
jednocześnie być ich przeciwieństwem z tym samym problemem. Nikt nie napisze mi
scenariusza do tego jak mam się zachować oraz co powiedzieć. W sumie szkoda, bo
życie byłoby o wiele prostsze. Chociaż może to nie jest taki zły pomysł? A
jakby tak powiedzieć Kornelii wszystko ze szczegółami i spytać co mam dalej
robić? Zawsze wydawała się być biegła w temacie chłopaków nawet pomimo bycia w
naszej ekipie nerdów. Postanowiłam zadzwonić do niej wieczorem i się
wyspowiadać.
Ale jak na razie koczowałam w więzieniu
zwanym szkołą. Byłam już po zajęciach, lecz coś mnie podkusiło i na początku
semestru zapisałam się na lekcje programowania. Dlaczego to zrobiłam? Też
pragnę się tego dowiedzieć. Po kilku tygodniach kompletnie przestałam cokolwiek
rozumieć i stało się jasne, że to był tragiczny błąd. Profesor prowadzący
zajęcia stara się jak może, by ulżyć mi w cierpieniu, ale jestem przegranym
przypadkiem.
— Audrey, możesz
zostać po zajęciach? — spytał z poważną miną. Zrobiło mi się głupio, bo
wszyscy w grupie wiedzieli, że mi nie idzie i pewnie domyślają się czego będzie
dotyczyć rozmowa.
— Oczywiście — odpowiedziałam
cicho i wróciłam wzrokiem do ekranu laptopa. Miałam przed oczami mnóstwo
linijek niezrozumiałych komend. Patrzyłam na nie do końca zajęć jakby to miało
rozwiązać problem (nie, nie rozwiązało jak coś). Gdy zadzwonił dzwonek a
wszyscy opuścili salę wstałam i podeszłam do biurka profesora. Spojrzałam na
niego wyczekująco nie bardzo wiedząc, co powiedzieć.
— Jak pewnie
zauważyłaś, programowanie to chyba nie jest twój konik, prawda? — spytał
retorycznie. Skinęłam głową i zaczęłam bawić się frędzelkami przy bluzce.
Czekałam na to co usłyszę dalej.
— Nie ma sensu,
żebyś się męczyła. Mogę cię wypisać z listy jeśli chcesz. Nie wiem czy są
jeszcze wolne miejsca w innych kołach, ale nie zaszkodzi spróbować. Myślałaś
nad spróbowaniem czegoś innego?
— Nie
bardzo — odpowiedziałam — kiedyś myślałam nad kursem
kreatywnego pisania,
ale nie wydaje mi się bym była dość kreatywna, by dać sobie tam radę.
ale nie wydaje mi się bym była dość kreatywna, by dać sobie tam radę.
— Jeśli o czymś
marzysz, to potrafisz też tego dokonać — orzekł mądrze profesor.
Wydaje mi się, że widziałam ten tekst gdzieś w Internecie, ale udałam, że
podziwiam jego mądrość.
— Dziękuję,
zastanowię się jeszcze. Może ma pan racje — uśmiechnęłam
się — tymczasem, faktycznie programowanie to raczej nie jest moja
pasja, więc byłabym wdzięczna za wykreślenie mnie z listy.
Profesor skinął głową i zaczął pakować
swoje rzeczy, czym dał do zrozumienia, że pogawędka skończona. Pożegnałam się i
wyszłam ze szkoły. Na dworze lał deszcz i było przeraźliwie zimno. Sięgnęłam do
torby po parasol, ale go nie znalazłam. Czy to jakiś żart? Jak mogłam zapomnieć
go zabrać? Wkurzona na siebie zaczęłam biec na przystanek mając nadzieje, że
chociaż autobus się nie spóźni i nie przemoknę na całego. Biegłam między samochodami
na parkingu krzywiąc się i stękając, gdy woda wlewała mi się do butów. Na sto
procent będę chora, nie ma bata. Byłam tak zaabsorbowana własnym nieszczęściem,
że nie zauważyłam nadjeżdżającego samochodu. Usłyszałam pisk opon i cała
skuliłam się w sobie przygotowując się na następną tragedię w tym tygodniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz