13 grudnia 2018

Rozdzia艂 13: Opowiadanie 1

— Ile razy mam ci m贸wi膰, 偶e takie gapienie si臋 jest przera偶aj膮ce? — wymamrota艂em zaspany i zakry艂em twarz ramieniem. Zaraz poczu艂em delikatne d艂onie pr贸buj膮ce odci膮gn膮膰 moj膮 r臋k臋 na bok. Pozwoli艂em na to i omiot艂em wzrokiem dziewczyn臋 przede mn膮. Szczup艂a szatynka z wielkimi zielonymi oczami wpatrywa艂a si臋 we mnie tym swoim psotnym spojrzeniem. Le偶a艂a na brzuchu opieraj膮c g艂ow臋 na d艂oniach. D艂ugie w艂osy sp艂ywa艂y jej po ramionach w d贸艂 nagich plec贸w. Unios艂em d艂o艅 i przejecha艂em opuszkami palc贸w po jej ods艂oni臋tej sk贸rze.  Ona z kolei przejecha艂a mi po szyi i wczepi艂a palce w moje lekko za d艂ugie w艂osy. Z艂apa艂em j膮 w talii i przyci膮gn膮艂em na tyle blisko, 偶e nasze cia艂a przylega艂y do siebie na ca艂ej d艂ugo艣ci. Chwil臋 patrzyli艣my sobie w oczy. W ko艅cu nachyli艂em si臋 z艂o偶y艂em poca艂unek na jej wilgotnych wargach. Szybko zwi臋kszali艣my tempo. W par臋 sekund by艂em nad ni膮 i poca艂unkami wyznacza艂em 艣cie偶k臋 do jej piersi. Dziewczyna odchyli艂a g艂ow臋, by u艂atwi膰 mi dost臋p, za co by艂em jej dozgonnie wdzi臋czny. Schodzi艂em co raz ni偶ej, lecz w kulminacyjnym momencie wr贸ci艂em do jej ust i wpi艂em si臋 w nie zach艂annie. Odda艂a poca艂unek z r贸wnym zaanga偶owaniem. Zjecha艂em d艂oni膮 w d贸艂 i 艣cisn膮艂em jej po艣ladek. Nie mog艂em si臋 doczeka膰 a偶 znajd臋 si臋 w 艣rodku tego seksownego cia艂a. Ju偶 mia艂em wyjmowa膰 z szafki nocnej gumk臋, gdy szale艅czo rozdzwoni艂 si臋 m贸j telefon. Po dzwonku rozpozna艂em, 偶e to ojciec. Nigdy nie dzwoni艂 z b艂ahymi sprawami, wi臋c to musia艂o by膰 co艣 wa偶nego. Westchn膮艂em i cmokn膮艂em dziewczyn臋 w skro艅, szepcz膮c ciche przeprosiny. Wygramoli艂em si臋 z po艣cieli, chwyci艂em telefon z szafki nocnej, a potem wsta艂em i skierowa艂em si臋 na balkon. Balustrada wykonana by艂a z nieprze藕roczystego szk艂a, wi臋c nie musia艂em si臋 przejmowa膰, 偶e kto艣 zobaczy wi臋cej ni偶 bym chcia艂. Przesun膮艂em palcem po ekranie, by odebra膰 po艂膮czenie.
— Tak? — odezwa艂em si臋.
— Gdzie jeste艣? — spyta艂 ojciec.
— U Kiary. Co jest?
— Musisz wr贸ci膰 do domu, synu. Mamy sprawy do za艂atwienia — us艂ysza艂em. Nie spodoba艂 mi si臋 ton, w kt贸rym ojciec m贸wi艂.
— Jakie sprawy? — spyta艂em, wi臋c zaniepokojony.
— Wyt艂umacz臋 ci jak przyjedziesz. Spiesz si臋, nie ma czasu.
Po tych s艂owach roz艂膮czy艂 si臋, a ja sta艂em jeszcze chwil臋 z telefonem przyci艣ni臋tym do ucha. Odwr贸ci艂em si臋 powoli, opuszczaj膮c r臋k臋. Kiara wpatrywa艂a si臋 we mnie zaciekawiona. Nie mia艂a poj臋cia w jakim g艂臋bokim g贸wnie siedzi m贸j ojciec. Powiedzia艂em jej, 偶e jest biznesmenem, ale nie wiem czym dok艂adnie si臋 zajmuje. Musia艂em jako艣 wyt艂umaczy膰 sk膮d mamy kas臋 na du偶y dom z basenem w tak biednej dzielnicy, w kt贸rej mieszkali艣my. Pewnie uciek艂aby z krzykiem, gdybym wyzna艂, 偶e ojciec jest wp艂ywowym mafiozem w gangu siej膮cym postrach w ca艂ej okolicy.  Nikt nie m贸g艂 wiedzie膰.
— Wszystko ok? — spyta艂a marszcz膮c nosek.
— Jasne, tylko musz臋 wr贸ci膰 wcze艣niej ni偶 planowa艂em — powiedzia艂em.
Podszed艂em z powrotem do 艂贸偶ka i usiad艂em na skraju materaca. Pog艂adzi艂em Kiar臋 po policzku, a ta przysun臋艂a si臋 do mnie i wesz艂a mi na kolana.
— Zosta艅 — wyszepta艂a mi do ucha tym swoim seksownym g艂osem.
— Dzwoni艂 ojciec, a wiesz, 偶e to si臋 raczej nie zdarza.. — mrukn膮艂em pr贸buj膮c si臋 skupi膰, bo dziewczyna zacz臋艂a przygryza膰 sk贸r臋 ma mojej szyi, a jej r臋ce zmierza艂y w obiecuj膮cym kierunku.
— W takim razie pojad臋 z tob膮. Gdy ju偶 za艂atwisz spraw臋 z tat膮 mo偶emy przenie艣膰 si臋 do twojego pokoju.. — urwa艂a i sugestywnie poruszy艂a brwiami. Za艣mia艂em si臋 i poca艂owa艂em j膮 lekko.
— Nie musisz mnie namawia膰 — powiedzia艂em zadowolony — prysznic?
Dziewczyna skin臋艂a i u艣miechn臋艂a si臋 zadziornie.
Gdy dwadzie艣cia minut p贸藕niej wyszli艣my z domu zn贸w zadzwoni艂a moja kom贸rka. Ponownie dzwoni艂 ojciec. Nie zd膮偶y艂em nic powiedzie膰, gdy w s艂uchawce us艂ysza艂em zniecierpliwione warkni臋cie.
— Czego w ‘pospiesz si臋’ nie zrozumia艂e艣? — rzuci艂.
— Chryste, uspok贸j si臋, w艂a艣nie wsiadamy do auta — powiedzia艂em zaskoczony.
— Wsiadamy? Kiara jedzie z tob膮? — spyta艂.
— Noo.. tak.
— To sprawa mi臋dzy nami, masz wr贸ci膰 bez niej. Zrozumia艂e艣? — warkn膮艂.
— Zrozumia艂em — powiedzia艂em wkurwiony. Roz艂膮czy艂em si臋 i rzuci艂em telefonem w g艂膮b auta. Opar艂em ramiona o mask臋 i policzy艂em do dziesi臋ciu. Poczu艂em jak ramiona Kiary oplataj膮 mnie w pasie.
— Co si臋 sta艂o? Co powiedzia艂 tw贸j ojciec? — spyta艂a cicho. Odwr贸ci艂em si臋 w jej stron臋 i opar艂em si臋 o samoch贸d.  
— Musisz zosta膰. Kaza艂 mi przyjecha膰 bez ciebie.. Przepraszam, nie wiem co mu odbi艂o. Obiecuj臋, 偶e zadzwoni臋 jak tylko to za艂atwi臋. Spotkamy si臋 p贸藕niej — cmokn膮艂em j膮 g艂o艣no w usta na co oboje si臋 roze艣miali艣my.
— Kocham ci臋, Calebie-z-wkurwionym-ojcem.
— Ja ciebie te偶, Kiaro-z-najlepszym-zadkiem-na-艣wiecie — odpowiedzia艂em za co zarobi艂em uderzenie w 偶ebra.
— Tylko za m贸j ty艂ek mnie lubisz? — spyta艂a oburzona, lecz widzia艂em, 偶e pr贸buje si臋 nie u艣miecha膰. 呕eby zaznaczy膰 moje uwielbienie, chwyci艂em j膮 za wy偶ej wymienion膮 cz臋艣膰 cia艂a i mocno 艣cisn膮艂em.
— A my艣lisz, 偶e niby za co? — powiedzia艂em arogancko i pu艣ci艂em jej oko.
Dotarcie do domu zaj臋艂o mi nieca艂e pi臋tna艣cie minut. Na schodach sta艂 ju偶 ojciec i gro藕nym wzrokiem patrzy艂, jak wysiadam z auta i podchodz臋 do niego.
— No wi臋c? Co by艂o takie pilne? — spyta艂em sk艂adaj膮c ramiona na piersi i opieraj膮c si臋 o kolumn臋 na werandzie domu.
Ojciec rozejrza艂 si臋 po okolicy i wskaza艂 bym pod膮偶y艂 za nim. Weszli艣my do domu i skierowali艣my si臋 do salonu. Usiad艂em na kanapie i patrzy艂em. Ojciec nala艂 sobie whiskey i usiad艂 na przeciwko mnie.
— Pami臋tasz, jak kiedy艣 m贸wi艂em ci, 偶e chce sko艅czy膰 z tym co robi臋? — skin膮艂em g艂ow膮 i przyjrza艂em mu si臋 uwa偶niej. Wygl膮da艂 na zestresowanego.
— Masz k艂opoty? — spi膮艂em si臋.
— Mog臋 mie膰. Dlatego musisz mi pom贸c.. — powiedzia艂 powa偶nie.
— Ja?! Chcesz mnie wjeba膰 w to swoje g贸wno? — spyta艂em jednocze艣nie zaskoczony i wkurzony, 偶e mnie o to prosi.
— Tak, ale pos艂uchaj.. — zacz膮艂, lecz by艂em za bardzo wkurwiony, 偶eby s艂ucha膰.
— Najpierw wmiesza艂e艣 w to mam臋, a teraz chcesz po艣wi臋ci膰 i mnie!? Ile za to dostaniesz, co? Dziesi臋膰 milion贸w? Dwadzie艣cia? — wsta艂em i kr膮偶y艂em po salonie.
— Usi膮d藕 i s艂uchaj! — ojciec wsta艂 i krzykn膮艂. Przyj膮艂 min臋 i postaw臋, kt贸rej nigdy u niego nie widzia艂em. Teraz rozumia艂em, jak utrzyma艂 si臋 w czo艂贸wce gangu przez tyle lat. Zamkn膮艂em si臋 i usiad艂em.
— Ugada艂em si臋 z Carterem, je艣li sko艅cz臋 t臋 fuch臋 b臋d臋 wolny, synu.. Ale sam nie dam rady. Termin jest za szybko, bym m贸g艂 sam zorganizowa膰 kogo艣 zaufanego.
— I ja mia艂bym ci w tym transporcie pom贸c, tak? — spyta艂em z pow膮tpiewaniem.
— To proste. Musisz tylko przewie藕膰 co艣 z jednego miejsca w drugie, jutro w nocy. Ja za艂atwi臋 wszystko inne 艂膮cznie z glinami — przekonywa艂.
— Jak膮 masz pewno艣膰, 偶e dadz膮 ci po tym wszystkim spok贸j? Przecie偶 to mordercy i psychopaci, nie wierz臋, 偶e od tak pozwol膮 ci 偶y膰 dalej — roze艣mia艂em si臋 nerwowo. 
— Mamy zasady, a jedn膮 z nich jest dotrzymywanie obietnic. Poza tym Carter wie, 偶e z moim zdrowiem nie jest najlepiej. Sp贸jrzmy prawdzie w oczy – nie nadaj臋 si臋 na postrach okolicy z moimi strzelaj膮cymi ko艣膰mi i chuj wie czy jeszcze.
To sk艂oni艂o mnie, aby pierwszy raz od d艂u偶szego czasu przyjrze膰 si臋 staruszkowi. Jego w艂osy ju偶 dawno sta艂y si臋 siwe, a twarz pokry艂a si臋 zmarszczkami i przebarwieniami od tony wypalonych papieros贸w. Jego postawa te偶 si臋 zmieni艂a. Nie by艂 ju偶 t臋gim facetem z wypi臋t膮 piersi膮. Teraz sta艂 przede mn膮 lekko zgarbiony, starszy cz艂owiek. Czas nikogo nie oszcz臋dza.
— Niech b臋dzie. Ufam, 偶e po tylu latach wiesz, co robisz — powiedzia艂em, a niepok贸j wype艂nia艂 moj膮 klatk臋 piersiow膮.
Ojciec klasn膮艂 w d艂onie jakby by艂 podekscytowany. Kompletnie nie podziela艂em tego entuzjazmu. Dot膮d nie miesza艂em si臋 w 偶adne z kryminalnych akcji ojca. Moim najwi臋kszym przewinieniem by艂 mandat za przekroczenie pr臋dko艣ci. T膮 jedn膮 akcj膮 mog艂em zrujnowa膰 sobie 偶ycie, lecz postanowi艂em mu zaufa膰. W ko艅cu, co takiego mog艂o si臋 sta膰?
Ojciec wyt艂umaczy艂 mi, gdzie mam si臋 uda膰 jutrzejszej nocy. By艂y to stare magazyny, niewynajmowane od wielu lat z powodu wysokiej przest臋pczo艣ci w tym rejonie. Zna艂em to miejsce – kilka razy pojechali艣my tam z ch艂opakami kilka lat temu, lecz gdy jednego razu natchn臋li艣my si臋 na jaki艣 pojebanych typ贸w ze spluwami, kt贸rzy wstrzykiwali sobie here, wi臋cej tam nie wr贸cili艣my. A teraz mam jecha膰 tam ca艂kiem sam i przewozi膰 towar ojca za, podejrzewam, 艂adnych kilka tysi臋cy. O ironio.  Celem by艂a stara cz臋艣膰 portu, z kt贸rej nie korzysta艂o wiele statk贸w – g艂贸wnie ma艂e 艂odzie. Domy艣la艂em si臋, 偶e z samochodu za艂aduj膮 wszystko na pok艂ad i wywioz膮. Ojciec wyt艂umaczy艂, 偶e za艂atwi osobne auto, w kt贸re przesi膮d臋 si臋 od razu po przej臋ciu ci臋偶ar贸wki. Na tym ko艅czy艂aby si臋 moja rola. Gdy ju偶 wszystko zosta艂o powiedziane siedzieli艣my przez chwil臋 w ciszy, zastanawiaj膮c si臋 nad potencjalnymi niepowodzeniami oraz nad tym, czy to wszystko jest warte ryzyka. W ko艅cu wsta艂em i poszed艂em do swojego pokoju. Dyskusja o planie trwa艂a d艂u偶ej ni偶 my艣la艂em, bo na dworze robi艂o si臋 szaro. Mia艂em zadzwoni膰 do Kiary i powiedzie膰, 偶e jestem wolny, lecz nie chcia艂em jej ok艂amywa膰 w 偶ywe oczy, dlatego postanowi艂em wys艂a膰 jej sms, 偶e wszystko za艂atwione i 偶e jutro mam par臋 spraw, wi臋c zobaczymy si臋 dopiero pojutrze. Odpowiedzia艂a mi smutn膮 bu藕k膮 i serduszkiem. U艣miechn膮艂em si臋 pod nosem i postanowi艂em skoczy膰 na si艂ownie, na kt贸r膮 przerobili艣my piwnice. Przebra艂em si臋 w dresy i zbieg艂em na d贸艂. Przez d艂ugi czas boksowa艂em i wyciska艂em na sztandze. Gdy pot la艂 si臋 ze mnie strumieniami, a w ramionach czu艂em totalny bezw艂ad sko艅czy艂em trening. Wzi膮艂em gor膮cy prysznic, by rozlu藕ni膰 mi臋艣nie, a potem rzuci艂em si臋 na 艂贸偶ko i praktycznie od razu odp艂yn膮艂em.
Obudzi艂em si臋 po trzynastej. Poprzedniej nocy niewiele spali艣my z Kiar膮, wi臋c tak t艂umaczy艂em sobie spanie do tej godziny. Pocz艂apa艂em do kuchni, by zrobi膰 jakie艣 艣niadanie. Celowa艂em w co艣 szybkiego, po czym nie b臋d臋 musia艂 zmywa膰 naczy艅. Ca艂e szcz臋艣cie w kuchni zasta艂em Rachel臋, nasz膮 s膮siadk臋, kt贸ra postanowi艂a zaopiekowa膰 si臋 nami po tym, jak mama odesz艂a. Przychodzi艂a trzy razy w tygodniu i gotowa艂a nam tyle jedzenia, 偶e nie mie艣ci艂o si臋 w lod贸wce. U艣miechn膮艂em si臋 pe艂n膮 g臋b膮 i przywita艂em.
— Tak my艣la艂am, 偶e d艂ugo ci zejdzie. Jajecznica z bekonem plus du偶y kubek kawy mo偶e by膰? — spyta艂a.
— Niech ci B贸g w dzieciach wynagrodzi — powiedzia艂em z mi艂o艣ci膮 do starszej pani.
— Niech tylko spr贸buje — wymamrota艂a pod nosem i pokr臋ci艂a g艂ow膮 z niech臋ci膮. Sama mia艂a ju偶 pi膮tk臋 swoich, w wi臋kszo艣ci doros艂ych, dzieci. Zachichota艂em i rzuci艂em si臋 na kaw臋.
Nie mia艂em szczeg贸lnych plan贸w na dzi艣, tak wi臋c postanowi艂em, 偶e p贸jd臋 pom贸c znajomemu mechanikowi w warsztacie. Mo偶e przy okazji wpadnie mi kilka dolc贸w. Gdy my艣la艂em, co czeka mnie wieczorem czu艂em ciarki i u艣cisk w piersi. Chcia艂em mie膰 to ju偶 za sob膮 i nigdy nie wraca膰 do tej strony 偶ycia.
Mike przywita艂 mnie z otwartymi ramionami. Da艂 mi tyle roboty, 偶e nawet nie zorientowa艂em si臋, gdy zrobi艂o si臋 ciemno. Ca艂y upaprany w smarze poszed艂em do swojego auta i wr贸ci艂em do domu. Wzi膮艂em szybki prysznic, a potem odgrza艂em kurczaka w zio艂ach zostawionego przez Rachel臋. W艂膮czy艂em mecz w telewizji, lecz nie mog艂em si臋 skupi膰. Nosi艂o mnie z nerw贸w. Ma艂o brakowa艂o, a wystuka艂bym stop膮 dziur臋 w pod艂odze. W ko艅cu ko艂o p贸艂nocy dosta艂em SMS od ojca, w kt贸rym informowa艂 mnie, 偶e wszystko gotowe. Zgarn膮艂em kluczyki i ruszy艂em w drog臋. Gdy zbli偶a艂em si臋 do magazyn贸w wy艂膮czy艂em 艣wiat艂a i z uwag膮 skanowa艂em okolice. Nikt nie m贸g艂 mnie zobaczy膰, bo mia艂bym przesrane. Pod jednym z budynk贸w zobaczy艂em ma艂y, czarny dostawczak. Zaparkowa艂em sw贸j samoch贸d kawa艂ek dalej i po cichu go zamkn膮艂em. Wygl膮da艂o na to, 偶e jestem sam. To mnie troch臋 uspokoi艂o i doda艂o pewno艣ci. Dostawczak by艂 otwarty zatem na bank w pobli偶u czaili si臋 ludzie ojca. Wsiad艂em i odpali艂em zap艂on. Ostatni raz rzuci艂em okiem na przestrze艅 wok贸艂 i powoli ruszy艂em. W najgorszym przypadku do dok贸w mia艂em jakie艣 dwadzie艣cia minut drogi. Jecha艂em wcze艣niej ustalon膮 tras膮. Drogi by艂y puste, co utwierdza艂o mnie w przekonaniu, 偶e plan mo偶e wypali膰. By艂em w po艂owie drogi, kiedy jecha艂em ciemn膮 uliczk膮 niedaleko cmentarza. Nic nie widzia艂em, wi臋c stwierdzi艂em, 偶e je艣li w艂膮cz臋 na chwil臋 艣wiat艂a to nic si臋 nie stanie. Zbli偶a艂em si臋 do ostrego zakr臋tu, gdy w lusterku wstecznym zobaczy艂em zbli偶aj膮ce si臋 samochody. Zwolni艂em i cierpliwie czeka艂em a偶 mnie wymin膮. Nic takiego si臋 jednak nie sta艂o. Skr臋ci艂em i dalej jecha艂em ciemn膮 ulic膮. W momencie, gdy droga si臋 rozszerzy艂a samochody za mn膮 znacznie przyspieszy艂y. Jeden z nich wyprzedzi艂 mnie i zajecha艂 mi drog臋. Drugi trzyma艂 si臋 z boku. Gwa艂townie wcisn膮艂em hamulce.
— Kurwa! — zacz膮艂em panikowa膰. Zrobi艂o mi si臋 gor膮co, a m贸zg pracowa艂 na najwy偶szych obrotach. Nie wiedzia艂em co teraz. Mam bawi膰 si臋 w ‘Szybkich i w艣ciek艂ych’? Dzwoni膰 do ojca?
Nie, na to zdecydowanie nie masz czasu.
Drzwi jednego z aut otworzy艂y si臋. Zobaczy艂em faceta ca艂ego w tatua偶ach z twarz膮, kt贸ra na bank wiele ju偶 przesz艂a. Najlepsze by艂o to, 偶e facet trzyma艂 pierdolony karabin. Czu艂em jak krew buzuje mi w 偶y艂ach. Podj膮艂em decyzj臋. Wrzuci艂em jedynk臋 i z impetem ruszy艂em przed siebie. Facet odskoczy艂 w bok. Nie da艂o rady omin膮膰 ich wozu, wi臋c g艂o艣nym trzaskiem rozleg艂o si臋 zderzenie metalu. Jecha艂em dalej. Przyspiesza艂em co raz bardziej, lecz dostawczak nie mia艂 zniewalaj膮cych mo偶liwo艣ci. Powy偶ej osiemdziesi臋ciu na godzin臋 zacz膮艂 wydawa膰 d藕wi臋ki jednoznaczne z konaniem.
— Jed藕 do kurwy n臋dzy! — wrzasn膮艂em i waln膮艂em pi臋艣ci膮 w kierownice. Widzia艂em, 偶e tamci siedz膮 mi na ogonie. Wjecha艂em na dwupasm贸wk臋 gor膮czkowo my艣l膮c, jak ich zgubi膰. W dokach ekipa ojca na pewno jest uzbrojona po z臋by, ale czy to dobry pomys艂 zdradza膰 miejsce przemytu towaru? Nie zna艂em si臋 na tym, a obecna sytuacja nie sprzyja艂a logicznemu my艣leniu. Nagle zza rogu przede mn膮 wy艂oni艂 si臋 kolejny czarny w贸z. Zr贸wna艂 si臋 ze mn膮, a zaraz potem waln膮艂 mnie w bok. Zarzuci艂o mnie w prawo, lecz uda艂o mi si臋 opanowa膰 kierownic臋. W przyp艂ywie odwagi sam ostro skr臋ci艂em w lewo prosto w jad膮cych obok napastnik贸w. Nie wysz艂o to jednak tak, jak zak艂ada艂em. W lusterku zobaczy艂em jak szyba po stronie pasa偶era zje偶d偶a w d贸艂, a na jej miejscu pojawia si臋 kolejny facet z broni膮.
— Kurwa, kurwa, kurwa — mamrota艂em, czekaj膮c na to co zaraz si臋 stanie. Pr贸bowa艂em przypomnie膰 sobie to wszystkie filmy akcji, kt贸re ogl膮da艂em. Jednak nic, co przychodzi艂o mi do g艂owy nie wydawa艂o si臋 mo偶liwe do zrealizowania w realnym 艣wiecie. Us艂ysza艂em huk wystrza艂u. Jeden, potem drugi. Za trzecim razem oberwa艂o boczne lusterko. Teraz nie mia艂em poj臋cia, co tam si臋 dzieje. Rozgl膮da艂em si臋 gor膮czkowo za mo偶liw膮 drog膮 ucieczki. Kojarzy艂em t臋 okolic臋 miasta, dlatego gdy zobaczy艂em najbli偶szy skr臋t w prawo wiedzia艂em, 偶e tam mia艂bym okazj臋 uciec. Us艂ysza艂em kolejny wystrza艂. Tym razem celny. Samochodem rzuci艂o, a ja poczu艂em, jak wszystko wok贸艂 mnie wiruje. Ha艂as by艂 og艂uszaj膮cy. W ko艅cu wszystko usta艂o i nasta艂a grobowa cisza. S艂ysza艂em tylko sw贸j urywany oddech. Bola艂a mnie g艂owa. Centralnie ko艂o mojego ucha us艂ysza艂em chrz臋st rozbitego szk艂a. Obr贸ci艂em g艂ow臋 w stron臋 d藕wi臋ku. Zobaczy艂em czarne, pozdzierane trapery wprost na linii mojego wzroku.
— Na co kurwa czekacie? Bra膰 towar.
Bra膰 towar? Nie, nie, nie, nie... Nie mog膮. Chcia艂em wyrazi膰 sw贸j sprzeciw, ale wyszed艂 z tego tylko jaki艣 bli偶ej nieokre艣lony j臋k.
— Co z ch艂opakiem? — powiedzia艂 inny.
Wtedy szk艂o zn贸w zachrz臋艣ci艂o, a po chwili z oknie pojawi艂a si臋 twarz go艣cia z wielk膮 blizn膮 biegn膮c膮 przez ca艂膮 twarz. Przyjrza艂 mi si臋, a potem znikn膮艂 na powr贸t zast膮piony traperami.
— To jaka艣 p艂otka, ola膰 go. Jak dowiedz膮 si臋, co straci艂, Carter sam si臋 nim zajmie — odpowiedzia艂.
Obraz zacz膮艂 mi si臋 rozmazywa膰. Pr贸bowa艂em zachowa膰 przytomno艣膰, ale g艂owa tak mnie bola艂a, 偶e marzy艂em, by chwil臋 odpocz膮膰. Zamkn膮艂em, wi臋c oczy i odp艂yn膮艂em.

***

Obudzi艂em si臋 z przera偶aj膮cym b贸lem g艂owy. Chcia艂em unie艣膰 r臋k臋, by pomasowa膰 czo艂o, lecz to zabola艂o mnie jeszcze bardziej. Uchyli艂em powieki sprawdzaj膮c gdzie jestem. Po kolorze 艣cian i og贸lnym ba艂aganie pozna艂em, 偶e to m贸j pok贸j. Powoli podnios艂em si臋 i popatrzy艂em na zabanda偶owan膮 r臋k臋 i zakrwawion膮 koszulk臋. Po chwili dotar艂o do mnie, co si臋 wydarzy艂o. Przera偶ony zerwa艂em si臋 z 艂贸偶ka i zbieg艂em na d贸艂, by poszuka膰 ojca. Znalaz艂em go pogr膮偶onego w my艣lach w salonie, s膮cz膮cego bursztynowego drinka.
— Tato? — spyta艂em cicho.
Podni贸s艂 na mnie wzrok, kt贸ry nie m贸wi艂 nic dobrego.
— Jak bardzo 藕le? — spyta艂em ponownie.
— Spr贸buj臋, wyb艂aga膰 u Cartera, by tym razem ci臋 oszcz臋dzi艂, ale nie b臋dzie 艂atwo. Towar przej膮艂 konkurencyjny gang, z kt贸rym od kilku miesi臋cy mieli艣my bardzo na pie艅ku. Tym skokiem oficjalnie zacz臋li wojn臋. Carter szykuje ludzi. To b臋dzie rze藕.. — powiedzia艂 powoli ojciec, rozmasowuj膮c czo艂o — chcia艂 si臋 z tob膮 widzie膰. Tego niestety nie uda艂o mi si臋 obej艣膰. Gdy tylko si臋 ogarniesz, jedziemy..
Po jego minie widzia艂em, 偶e nie ma co liczy膰 na mi艂膮 pogadank臋. Przeczesa艂em w艂osy zdrow膮 r臋k膮, a nast臋pnie wyj膮艂em z kieszeni telefon.
— Do kogo dzwonisz? — o偶ywi艂 si臋 ojciec.
— Spokojnie, przecie偶 nie na policj臋. Musz臋 powiedzie膰 Kiarze, 偶e nie mog臋 si臋 dzi艣 z ni膮 spotka膰. Byli艣my um贸wieni.. — wyt艂umaczy艂em.
Wybra艂em jej numer i czeka艂em, a偶 odbierze. To jednak nie nast膮pi艂o. Spr贸bowa艂em jeszcze dwa razy, ale dalej nie uzyska艂em odpowiedzi. Zdziwiony napisa艂em SMSa i schowa艂em telefon. Ojciec przygl膮da艂 mi si臋 ze zmarszczonym czo艂em. Wzruszy艂em ramionami i poszed艂em si臋 umy膰. Oczywi艣cie banda偶 nadawa艂 si臋 do wyrzucenia. Ca艂膮 twarz i cia艂o pokrywa艂y czerwone 艣lady, b膮d藕 艣wie偶e siniaki. Pomaca艂em te na twarzy, lecz ka偶de dotkni臋cie powodowa艂o grymas. Ubra艂em si臋 w czarn膮 koszulk臋 i stare jeansy, a potem zszed艂em zameldowa膰 swoj膮 gotowo艣膰 do wycieczki swojego 偶ycia. W aucie siedzia艂em jak na szpilkach i b艂aga艂em wszech艣wiat o prze偶ycie. Ojciec dojecha艂 do opuszczonej willi na obrze偶ach miasta. Teren wygl膮da艂by na kompletnie bezludny, gdyby nie uzbrojony osi艂ek na warcie przy metalowych drzwiach. Podeszli艣my wolnym krokiem do wej艣cia, a ojciec tylko skin膮艂 g艂ow膮 do stra偶nika. Ten odsun膮艂 si臋 natychmiast i spu艣ci艂 wzrok.
Wow, ojczulek nie藕le si臋 ustawi艂.
W 艣rodku czu膰 by艂o zapach st臋chlizny. By艂o ch艂odniej ni偶 na zewn膮trz, a dooko艂a panowa艂 p贸艂mrok. Szed艂em za ojcem, kt贸ry przystan膮艂 przy kolejnych metalowych drzwiach. Te wygl膮da艂y na solidniejsze. Wytar艂em spocone r臋ce o spodnie.
Ogarnij si臋 mi臋czaku. Zachowujesz si臋 jak sko艅czona pizda.
Skarci艂em si臋 w duchu. Szli艣my w d贸艂. Drewniane deski ugina艂y si臋 pod nami, a ka偶dy krok wzbija艂 k艂臋by kurzu. Im ni偶ej schodzili艣my tym wyra藕niej s艂ysza艂em g艂osy. W ko艅cu znale藕li艣my si臋 w pomieszczeniu przypominaj膮cym luksusow膮 piwnice. Przestrze艅 diametralnie r贸偶ni艂a si臋 od budynku na g贸rze. Po prawo od wej艣cia znajdowa艂 si臋 o艣wietlony bar z 艣cian膮 pe艂n膮 przer贸偶nych alkoholi. Na lewo sta艂y ciemnobr膮zowe, sk贸rzane sofy. W powietrzu unosi艂 si臋 zapach papieros贸w i czego艣 trudnego do opisania – jakby metalicznego. Na sofach siedzia艂o dw贸ch m臋偶czyzn w garniturach. Poch艂oni臋ci byli w rozmowie i nie zwracali na nas najmniejszej uwagi. Ojciec zwr贸ci艂 si臋 do barmana.
— Carter u siebie?
Barman spojrza艂 na ojca dziwnym wzrokiem, ale nic nie m贸wi膮c skin膮艂 g艂ow膮 na znak potwierdzenia.
— Gotowy? — spyta艂, tym razem kieruj膮c pytanie do mnie.
— Nie — powiedzia艂em szczerze.
— Trudno — us艂ysza艂em w odpowiedzi. Normalnie bym si臋 za艣mia艂, ale teraz jako艣 mi to nie wysz艂o. Poszed艂em za ojcem kolejnym korytarzem, kt贸ry jak si臋 okaza艂o, znajdowa艂 si臋 za barem. Mijali艣my po drodze kilka drzwi, lecz zatrzymali艣my si臋 dopiero przy drewnianych, wygl膮daj膮cych na dro偶sze ni偶 wszystkie pozosta艂e. Ojciec zapuka艂 i us艂yszawszy polecenie, by wej艣膰 pchn膮艂 drewno, kt贸re uchyli艂o si臋 pod naporem. Moim oczom ukaza艂 si臋 du偶y pok贸j z br膮zowymi 艣cianami. Pod艂oga wy艂o偶ona by艂a czym艣 w rodzaju marmurowych p艂yt. Par臋 metr贸w od nas sta艂o biurko ogromnych rozmiar贸w a przed nim dwa krzes艂a. Przy wej艣ciu sta艂 kolejny umi臋艣niony facet z broni膮 na biodrze. Nie wygl膮da艂 na godnego zaufania. Nic tu tak nie wygl膮da艂o. W ko艅cu spojrza艂em na osob臋 siedz膮c膮 za biurkiem. Facet wygl膮dem r贸偶ni艂 si臋 od ca艂ej reszty. By艂 szczup艂y, nie mia艂 偶adnych widocznych mi臋艣ni, a na nosie nosi艂 czarne okulary. By艂 ubrany w koszul臋, a r臋kawy podwin膮艂 do 艂okci. Ciemne w艂osy zachodzi艂y mu na czo艂o, lecz nie przys艂ania艂y oczu.
Weszli艣my g艂臋biej.
— Witaj, Carterze. Przyprowadzi艂em syna zgodnie z twoj膮 pro艣b膮.. — zacz膮艂 ojciec.
— Oh, czyli to jest ten s艂awny Caden Casey, syn Damiena Caseya, kt贸ry przejeba艂 towar na pi臋膰 milion贸w. Mi艂o pozna膰 — Carter wsta艂 i jakby nigdy nic podszed艂 do mnie z wyci膮gni臋t膮 d艂oni膮, kt贸r膮 machinalnie u艣cisn膮艂em. Ale zaraz, zaraz.. Czy on powiedzia艂 pi臋膰 milion贸w? PI臉膯 JEBANYCH MILION脫W?! Spojrza艂em z furi膮 na ojca. Zacisn膮艂em szcz臋ki, by si臋 opanowa膰 i nie zabi膰 go tu i teraz. Prawdopodobnie Carter i tak nas wyr臋czy i zar偶nie nas obu. Wr贸ci艂em wzrokiem do mojego g艂贸wnego problemu. Ten za艣 wr贸ci艂 na swoje miejsce i rozsiad艂 si臋 w fotelu.
— Przyznam Damien, 偶e 艣rednio podoba艂 mi si臋 ten tw贸j pomys艂 z zostawieniem nas. Trudno teraz znale藕膰 ludzi, kt贸rzy z tak膮 wpraw膮 radz膮 sobie z... problemami.
— Jestem stary, na wszystkich przychodzi pora, a ja nie chc臋 sp臋dzi膰 emerytury sprz膮taj膮c „problemy” — odpowiedzia艂 ojciec.
— Stary, teraz, gdy ju偶 wkr臋ci艂e艣 ch艂opaka, z powodzeniem mo偶esz uczy膰 go na swojego zast臋pce — Carter roze艣mia艂 si臋 zadowolony.
— Ch艂opaka w to nie mieszaj. Nie pami臋tasz umowy? — wzburzy艂 si臋 ojciec.
— Damien, Damien.. umowa by艂a, ale taka, 偶e dowieziesz towar do portu. Gdy ostatnio sprawdza艂em 偶adna dostawa nie dotar艂a w miejsce przeznaczenia. Za to kto艣 zapracowa艂 sobie na etat u mnie — Carter wymownie spojrza艂 na mnie. W艂os zje偶y艂 mi si臋 na g艂owie na sam膮 my艣l jak膮 przysz艂o艣膰 sam sobie zapewni艂em.
— Jestem got贸w pu艣ci膰 w niepami臋膰 te pi臋膰 milion贸w, jednak jako艣 musz臋 zape艂ni膰 t臋 dziur臋 w bud偶ecie.. — westchn膮艂 przeci膮gle, jakby wcale nie chodzi艂o o ton臋 narkotyk贸w.
— Nie ma mowy. Nie wpl膮czesz w to mojego syna — warkn膮艂 ojciec.
— Nie zaprosi艂em was, by dyskutowa膰 o upodobaniach. Tu nie ma wielu opcji do wyboru, Damienie. Albo ch艂opak zostaje i odpracowuje sw贸j d艂ug, albo czekam na moje pi臋膰 milion贸w z odsetkami za ka偶d膮 minut臋 mojego smutku spowodowan膮 ich brakiem — powiedzia艂 Carter i u艣miechn膮艂 si臋 偶mijowato. Wiedzia艂, 偶e nie pozostawia 偶adnego wyboru. Ojciec na pewno nie mia艂 takich pieni臋dzy.
— Carter, prosz臋, przedyskutujmy to. W cztery oczy — powiedzia艂 ojciec, a ja spojrza艂em na niego zdezorientowany. Szef przyjrza艂 si臋 ojcu. Widocznie zobaczy艂 co艣 obiecuj膮cego w wyrazie twarzy ojca, co poskutkowa艂o skinieniem na zgod臋.
— Frank, wyprowad藕 prosz臋 tego m艂odzie艅ca, niech poczeka za drzwiami — us艂ysza艂em, jak zwraca si臋 do goryla przy drzwiach. W chwil臋 potem poczu艂em u艣cisk na ramieniu ci膮gn膮cy mnie w stron臋 wyj艣cia. Gdy drzwi si臋 zamkn臋艂y mia艂em wra偶enie, 偶e czekam tam ca艂ymi godzinami. By艂em blisko wydeptania 艣cie偶ki w betonie. W ko艅cu drzwi uchyli艂y si臋 i wprowadzono mnie z powrotem. Carter wygl膮da艂 na zadowolonego, a ojciec patrzy艂 na mnie smutnym wzrokiem.
— Z dobrych wiadomo艣ci mam dla ciebie tyle, 偶e ojciec ci臋 kocha, a z tych z艂ych.. no c贸偶, chyba czeka ci臋 przeprowadzka.
Nic nie rozumia艂em. Skaka艂em wzrokiem mi臋dzy ojcem a t膮 szuj膮, lecz 偶aden nie kwapi艂 si臋 do wyja艣nienia mi, o co do cholery chodzi.
— Co? — zdo艂a艂em tylko wykrztusi膰.
— Zawarli艣my pewn膮 umow臋, kt贸ra niestety spowoduje, 偶e przez jaki艣 czas pomieszkasz sam, daleko st膮d.
— Co ty pieprzysz!? Nigdzie nie jad臋, tu mam swoje 偶ycie — powiedzia艂em 艣mia艂o.
— Oh, t臋 ca艂膮 Kiar臋 na przyk艂ad? — zapyta艂 szyderczo.
Zach艂ysn膮艂em si臋 powietrzem, gdy us艂ysza艂em imi臋 mojej dziewczyny w ustach tego skurwiela.
— Zostaw j膮 w spokoju pojebie — wysycza艂em.
— T臋 ksi臋偶niczk臋? Niez艂a jest. Troch臋 si臋 opiera艂a dzi艣 rano, ale da艂em jej co nieco na uspokojenie i ca艂kiem dobrze si臋 bawili艣my — Carter spojrza艂 na mnie i u艣miechn膮艂 si臋 z tak膮 pod艂o艣ci膮, 偶e a偶 si臋 wzdrygn膮艂em.
Nikt nie by艂 na tyle szybki, by powstrzyma膰 mnie przed dotarciem do celu. Rzuci艂em si臋 na Cartera i obaj upadli艣my na pod艂og臋. Zd膮偶y艂em przy艂o偶y膰 mu pi臋膰 czy sze艣膰 razy, zanim ochroniarz dopad艂 do mnie i odci膮gn膮艂 na znaczn膮 odleg艂o艣膰. Carter podni贸s艂 si臋 wolno. Nie by艂o mu ju偶 do 艣miechu. Nacisn膮艂 przycisk na telefonie i powiedzia艂:
— Przyprowad藕 j膮.
Ponownie szarpn膮艂em si臋 got贸w zabi膰 tego sukinsyna. Po chwili w drzwiach zobaczy艂em, jak inny ochroniarz ci膮gnie za sob膮 dziewczyn臋 podobn膮 do Kiary. Ta by艂a ca艂a posiniaczona, twarz mia艂a spuchni臋t膮, a na nogach wida膰 by艂o zaschni臋t膮 krew.
— Nie.. — wyszepta艂em za艂amany, gdy dotar艂o do mnie, 偶e to jednak jest moja Kiara. Chcia艂am do niej podbiec i przytuli膰, lecz Frank trzyma艂 mnie w 偶elaznym u艣cisku. Kiara podnios艂a wzrok i gdy tylko mnie spostrzeg艂a z jej piersi wyrwa艂 si臋 szloch.
— Caden! — wychrypia艂a.
— Zabij臋 ci臋 za to! — wrzasn膮艂em do Cartera, lecz ten sta艂 niewzruszony, u艣miechaj膮c si臋 z艂owrogo.
— Ze wszystkich mo偶liwych opcji, to nie ja dzi艣 umieram — powiedzia艂, a potem skin膮艂 ochroniarzowi g艂ow膮. Wszystko potoczy艂o si臋 tak szybko, 偶e nawet nie zdo艂a艂em zareagowa膰. Mi臋艣niak chwyci艂 bro艅 i bez mrugni臋cia okiem przystawi艂 j膮 dziewczynie do g艂owy. Zobaczy艂em tylko pojedyncz膮 艂z臋 sp艂ywaj膮c膮 po jej policzku, a potem widzia艂em ju偶 tylko jej cia艂o, dooko艂a kt贸rego z ka偶d膮 sekund膮 powi臋ksza艂a si臋 czerwona ka艂u偶a krwi.

Brak komentarzy:

Prze艣lij komentarz