13 grudnia 2018

Rozdział 13: Opowiadanie 1

— Ile razy mam ci mówić, że takie gapienie się jest przerażające? — wymamrotałem zaspany i zakryłem twarz ramieniem. Zaraz poczułem delikatne dłonie próbujące odciągnąć moją rękę na bok. Pozwoliłem na to i omiotłem wzrokiem dziewczynę przede mną. Szczupła szatynka z wielkimi zielonymi oczami wpatrywała się we mnie tym swoim psotnym spojrzeniem. Leżała na brzuchu opierając głowę na dłoniach. Długie włosy spływały jej po ramionach w dół nagich pleców. Uniosłem dłoń i przejechałem opuszkami palców po jej odsłoniętej skórze.  Ona z kolei przejechała mi po szyi i wczepiła palce w moje lekko za długie włosy. Złapałem ją w talii i przyciągnąłem na tyle blisko, że nasze ciała przylegały do siebie na całej długości. Chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. W końcu nachyliłem się złożyłem pocałunek na jej wilgotnych wargach. Szybko zwiększaliśmy tempo. W parę sekund byłem nad nią i pocałunkami wyznaczałem ścieżkę do jej piersi. Dziewczyna odchyliła głowę, by ułatwić mi dostęp, za co byłem jej dozgonnie wdzięczny. Schodziłem co raz niżej, lecz w kulminacyjnym momencie wróciłem do jej ust i wpiłem się w nie zachłannie. Oddała pocałunek z równym zaangażowaniem. Zjechałem dłonią w dół i ścisnąłem jej pośladek. Nie mogłem się doczekać aż znajdę się w środku tego seksownego ciała. Już miałem wyjmować z szafki nocnej gumkę, gdy szaleńczo rozdzwonił się mój telefon. Po dzwonku rozpoznałem, że to ojciec. Nigdy nie dzwonił z błahymi sprawami, więc to musiało być coś ważnego. Westchnąłem i cmoknąłem dziewczynę w skroń, szepcząc ciche przeprosiny. Wygramoliłem się z pościeli, chwyciłem telefon z szafki nocnej, a potem wstałem i skierowałem się na balkon. Balustrada wykonana była z nieprzeźroczystego szkła, więc nie musiałem się przejmować, że ktoś zobaczy więcej niż bym chciał. Przesunąłem palcem po ekranie, by odebrać połączenie.
— Tak? — odezwałem się.
— Gdzie jesteś? — spytał ojciec.
— U Kiary. Co jest?
— Musisz wrócić do domu, synu. Mamy sprawy do załatwienia — usłyszałem. Nie spodobał mi się ton, w którym ojciec mówił.
— Jakie sprawy? — spytałem, więc zaniepokojony.
— Wytłumaczę ci jak przyjedziesz. Spiesz się, nie ma czasu.
Po tych słowach rozłączył się, a ja stałem jeszcze chwilę z telefonem przyciśniętym do ucha. Odwróciłem się powoli, opuszczając rękę. Kiara wpatrywała się we mnie zaciekawiona. Nie miała pojęcia w jakim głębokim gównie siedzi mój ojciec. Powiedziałem jej, że jest biznesmenem, ale nie wiem czym dokładnie się zajmuje. Musiałem jakoś wytłumaczyć skąd mamy kasę na duży dom z basenem w tak biednej dzielnicy, w której mieszkaliśmy. Pewnie uciekłaby z krzykiem, gdybym wyznał, że ojciec jest wpływowym mafiozem w gangu siejącym postrach w całej okolicy.  Nikt nie mógł wiedzieć.
— Wszystko ok? — spytała marszcząc nosek.
— Jasne, tylko muszę wrócić wcześniej niż planowałem — powiedziałem.
Podszedłem z powrotem do łóżka i usiadłem na skraju materaca. Pogładziłem Kiarę po policzku, a ta przysunęła się do mnie i weszła mi na kolana.
— Zostań — wyszeptała mi do ucha tym swoim seksownym głosem.
— Dzwonił ojciec, a wiesz, że to się raczej nie zdarza.. — mruknąłem próbując się skupić, bo dziewczyna zaczęła przygryzać skórę ma mojej szyi, a jej ręce zmierzały w obiecującym kierunku.
— W takim razie pojadę z tobą. Gdy już załatwisz sprawę z tatą możemy przenieść się do twojego pokoju.. — urwała i sugestywnie poruszyła brwiami. Zaśmiałem się i pocałowałem ją lekko.
— Nie musisz mnie namawiać — powiedziałem zadowolony — prysznic?
Dziewczyna skinęła i uśmiechnęła się zadziornie.
Gdy dwadzieścia minut później wyszliśmy z domu znów zadzwoniła moja komórka. Ponownie dzwonił ojciec. Nie zdążyłem nic powiedzieć, gdy w słuchawce usłyszałem zniecierpliwione warknięcie.
— Czego w ‘pospiesz się’ nie zrozumiałeś? — rzucił.
— Chryste, uspokój się, właśnie wsiadamy do auta — powiedziałem zaskoczony.
— Wsiadamy? Kiara jedzie z tobą? — spytał.
— Noo.. tak.
— To sprawa między nami, masz wrócić bez niej. Zrozumiałeś? — warknął.
— Zrozumiałem — powiedziałem wkurwiony. Rozłączyłem się i rzuciłem telefonem w głąb auta. Oparłem ramiona o maskę i policzyłem do dziesięciu. Poczułem jak ramiona Kiary oplatają mnie w pasie.
— Co się stało? Co powiedział twój ojciec? — spytała cicho. Odwróciłem się w jej stronę i oparłem się o samochód.  
— Musisz zostać. Kazał mi przyjechać bez ciebie.. Przepraszam, nie wiem co mu odbiło. Obiecuję, że zadzwonię jak tylko to załatwię. Spotkamy się później — cmoknąłem ją głośno w usta na co oboje się roześmialiśmy.
— Kocham cię, Calebie-z-wkurwionym-ojcem.
— Ja ciebie też, Kiaro-z-najlepszym-zadkiem-na-świecie — odpowiedziałem za co zarobiłem uderzenie w żebra.
— Tylko za mój tyłek mnie lubisz? — spytała oburzona, lecz widziałem, że próbuje się nie uśmiechać. Żeby zaznaczyć moje uwielbienie, chwyciłem ją za wyżej wymienioną część ciała i mocno ścisnąłem.
— A myślisz, że niby za co? — powiedziałem arogancko i puściłem jej oko.
Dotarcie do domu zajęło mi niecałe piętnaście minut. Na schodach stał już ojciec i groźnym wzrokiem patrzył, jak wysiadam z auta i podchodzę do niego.
— No więc? Co było takie pilne? — spytałem składając ramiona na piersi i opierając się o kolumnę na werandzie domu.
Ojciec rozejrzał się po okolicy i wskazał bym podążył za nim. Weszliśmy do domu i skierowaliśmy się do salonu. Usiadłem na kanapie i patrzyłem. Ojciec nalał sobie whiskey i usiadł na przeciwko mnie.
— Pamiętasz, jak kiedyś mówiłem ci, że chce skończyć z tym co robię? — skinąłem głową i przyjrzałem mu się uważniej. Wyglądał na zestresowanego.
— Masz kłopoty? — spiąłem się.
— Mogę mieć. Dlatego musisz mi pomóc.. — powiedział poważnie.
— Ja?! Chcesz mnie wjebać w to swoje gówno? — spytałem jednocześnie zaskoczony i wkurzony, że mnie o to prosi.
— Tak, ale posłuchaj.. — zaczął, lecz byłem za bardzo wkurwiony, żeby słuchać.
— Najpierw wmieszałeś w to mamę, a teraz chcesz poświęcić i mnie!? Ile za to dostaniesz, co? Dziesięć milionów? Dwadzieścia? — wstałem i krążyłem po salonie.
— Usiądź i słuchaj! — ojciec wstał i krzyknął. Przyjął minę i postawę, której nigdy u niego nie widziałem. Teraz rozumiałem, jak utrzymał się w czołówce gangu przez tyle lat. Zamknąłem się i usiadłem.
— Ugadałem się z Carterem, jeśli skończę tę fuchę będę wolny, synu.. Ale sam nie dam rady. Termin jest za szybko, bym mógł sam zorganizować kogoś zaufanego.
— I ja miałbym ci w tym transporcie pomóc, tak? — spytałem z powątpiewaniem.
— To proste. Musisz tylko przewieźć coś z jednego miejsca w drugie, jutro w nocy. Ja załatwię wszystko inne łącznie z glinami — przekonywał.
— Jaką masz pewność, że dadzą ci po tym wszystkim spokój? Przecież to mordercy i psychopaci, nie wierzę, że od tak pozwolą ci żyć dalej — roześmiałem się nerwowo. 
— Mamy zasady, a jedną z nich jest dotrzymywanie obietnic. Poza tym Carter wie, że z moim zdrowiem nie jest najlepiej. Spójrzmy prawdzie w oczy – nie nadaję się na postrach okolicy z moimi strzelającymi kośćmi i chuj wie czy jeszcze.
To skłoniło mnie, aby pierwszy raz od dłuższego czasu przyjrzeć się staruszkowi. Jego włosy już dawno stały się siwe, a twarz pokryła się zmarszczkami i przebarwieniami od tony wypalonych papierosów. Jego postawa też się zmieniła. Nie był już tęgim facetem z wypiętą piersią. Teraz stał przede mną lekko zgarbiony, starszy człowiek. Czas nikogo nie oszczędza.
— Niech będzie. Ufam, że po tylu latach wiesz, co robisz — powiedziałem, a niepokój wypełniał moją klatkę piersiową.
Ojciec klasnął w dłonie jakby był podekscytowany. Kompletnie nie podzielałem tego entuzjazmu. Dotąd nie mieszałem się w żadne z kryminalnych akcji ojca. Moim największym przewinieniem był mandat za przekroczenie prędkości. Tą jedną akcją mogłem zrujnować sobie życie, lecz postanowiłem mu zaufać. W końcu, co takiego mogło się stać?
Ojciec wytłumaczył mi, gdzie mam się udać jutrzejszej nocy. Były to stare magazyny, niewynajmowane od wielu lat z powodu wysokiej przestępczości w tym rejonie. Znałem to miejsce – kilka razy pojechaliśmy tam z chłopakami kilka lat temu, lecz gdy jednego razu natchnęliśmy się na jakiś pojebanych typów ze spluwami, którzy wstrzykiwali sobie here, więcej tam nie wróciliśmy. A teraz mam jechać tam całkiem sam i przewozić towar ojca za, podejrzewam, ładnych kilka tysięcy. O ironio.  Celem była stara część portu, z której nie korzystało wiele statków – głównie małe łodzie. Domyślałem się, że z samochodu załadują wszystko na pokład i wywiozą. Ojciec wytłumaczył, że załatwi osobne auto, w które przesiądę się od razu po przejęciu ciężarówki. Na tym kończyłaby się moja rola. Gdy już wszystko zostało powiedziane siedzieliśmy przez chwilę w ciszy, zastanawiając się nad potencjalnymi niepowodzeniami oraz nad tym, czy to wszystko jest warte ryzyka. W końcu wstałem i poszedłem do swojego pokoju. Dyskusja o planie trwała dłużej niż myślałem, bo na dworze robiło się szaro. Miałem zadzwonić do Kiary i powiedzieć, że jestem wolny, lecz nie chciałem jej okłamywać w żywe oczy, dlatego postanowiłem wysłać jej sms, że wszystko załatwione i że jutro mam parę spraw, więc zobaczymy się dopiero pojutrze. Odpowiedziała mi smutną buźką i serduszkiem. Uśmiechnąłem się pod nosem i postanowiłem skoczyć na siłownie, na którą przerobiliśmy piwnice. Przebrałem się w dresy i zbiegłem na dół. Przez długi czas boksowałem i wyciskałem na sztandze. Gdy pot lał się ze mnie strumieniami, a w ramionach czułem totalny bezwład skończyłem trening. Wziąłem gorący prysznic, by rozluźnić mięśnie, a potem rzuciłem się na łóżko i praktycznie od razu odpłynąłem.
Obudziłem się po trzynastej. Poprzedniej nocy niewiele spaliśmy z Kiarą, więc tak tłumaczyłem sobie spanie do tej godziny. Poczłapałem do kuchni, by zrobić jakieś śniadanie. Celowałem w coś szybkiego, po czym nie będę musiał zmywać naczyń. Całe szczęście w kuchni zastałem Rachelę, naszą sąsiadkę, która postanowiła zaopiekować się nami po tym, jak mama odeszła. Przychodziła trzy razy w tygodniu i gotowała nam tyle jedzenia, że nie mieściło się w lodówce. Uśmiechnąłem się pełną gębą i przywitałem.
— Tak myślałam, że długo ci zejdzie. Jajecznica z bekonem plus duży kubek kawy może być? — spytała.
— Niech ci Bóg w dzieciach wynagrodzi — powiedziałem z miłością do starszej pani.
— Niech tylko spróbuje — wymamrotała pod nosem i pokręciła głową z niechęcią. Sama miała już piątkę swoich, w większości dorosłych, dzieci. Zachichotałem i rzuciłem się na kawę.
Nie miałem szczególnych planów na dziś, tak więc postanowiłem, że pójdę pomóc znajomemu mechanikowi w warsztacie. Może przy okazji wpadnie mi kilka dolców. Gdy myślałem, co czeka mnie wieczorem czułem ciarki i uścisk w piersi. Chciałem mieć to już za sobą i nigdy nie wracać do tej strony życia.
Mike przywitał mnie z otwartymi ramionami. Dał mi tyle roboty, że nawet nie zorientowałem się, gdy zrobiło się ciemno. Cały upaprany w smarze poszedłem do swojego auta i wróciłem do domu. Wziąłem szybki prysznic, a potem odgrzałem kurczaka w ziołach zostawionego przez Rachelę. Włączyłem mecz w telewizji, lecz nie mogłem się skupić. Nosiło mnie z nerwów. Mało brakowało, a wystukałbym stopą dziurę w podłodze. W końcu koło północy dostałem SMS od ojca, w którym informował mnie, że wszystko gotowe. Zgarnąłem kluczyki i ruszyłem w drogę. Gdy zbliżałem się do magazynów wyłączyłem światła i z uwagą skanowałem okolice. Nikt nie mógł mnie zobaczyć, bo miałbym przesrane. Pod jednym z budynków zobaczyłem mały, czarny dostawczak. Zaparkowałem swój samochód kawałek dalej i po cichu go zamknąłem. Wyglądało na to, że jestem sam. To mnie trochę uspokoiło i dodało pewności. Dostawczak był otwarty zatem na bank w pobliżu czaili się ludzie ojca. Wsiadłem i odpaliłem zapłon. Ostatni raz rzuciłem okiem na przestrzeń wokół i powoli ruszyłem. W najgorszym przypadku do doków miałem jakieś dwadzieścia minut drogi. Jechałem wcześniej ustaloną trasą. Drogi były puste, co utwierdzało mnie w przekonaniu, że plan może wypalić. Byłem w połowie drogi, kiedy jechałem ciemną uliczką niedaleko cmentarza. Nic nie widziałem, więc stwierdziłem, że jeśli włączę na chwilę światła to nic się nie stanie. Zbliżałem się do ostrego zakrętu, gdy w lusterku wstecznym zobaczyłem zbliżające się samochody. Zwolniłem i cierpliwie czekałem aż mnie wyminą. Nic takiego się jednak nie stało. Skręciłem i dalej jechałem ciemną ulicą. W momencie, gdy droga się rozszerzyła samochody za mną znacznie przyspieszyły. Jeden z nich wyprzedził mnie i zajechał mi drogę. Drugi trzymał się z boku. Gwałtownie wcisnąłem hamulce.
— Kurwa! — zacząłem panikować. Zrobiło mi się gorąco, a mózg pracował na najwyższych obrotach. Nie wiedziałem co teraz. Mam bawić się w ‘Szybkich i wściekłych’? Dzwonić do ojca?
Nie, na to zdecydowanie nie masz czasu.
Drzwi jednego z aut otworzyły się. Zobaczyłem faceta całego w tatuażach z twarzą, która na bank wiele już przeszła. Najlepsze było to, że facet trzymał pierdolony karabin. Czułem jak krew buzuje mi w żyłach. Podjąłem decyzję. Wrzuciłem jedynkę i z impetem ruszyłem przed siebie. Facet odskoczył w bok. Nie dało rady ominąć ich wozu, więc głośnym trzaskiem rozległo się zderzenie metalu. Jechałem dalej. Przyspieszałem co raz bardziej, lecz dostawczak nie miał zniewalających możliwości. Powyżej osiemdziesięciu na godzinę zaczął wydawać dźwięki jednoznaczne z konaniem.
— Jedź do kurwy nędzy! — wrzasnąłem i walnąłem pięścią w kierownice. Widziałem, że tamci siedzą mi na ogonie. Wjechałem na dwupasmówkę gorączkowo myśląc, jak ich zgubić. W dokach ekipa ojca na pewno jest uzbrojona po zęby, ale czy to dobry pomysł zdradzać miejsce przemytu towaru? Nie znałem się na tym, a obecna sytuacja nie sprzyjała logicznemu myśleniu. Nagle zza rogu przede mną wyłonił się kolejny czarny wóz. Zrównał się ze mną, a zaraz potem walnął mnie w bok. Zarzuciło mnie w prawo, lecz udało mi się opanować kierownicę. W przypływie odwagi sam ostro skręciłem w lewo prosto w jadących obok napastników. Nie wyszło to jednak tak, jak zakładałem. W lusterku zobaczyłem jak szyba po stronie pasażera zjeżdża w dół, a na jej miejscu pojawia się kolejny facet z bronią.
— Kurwa, kurwa, kurwa — mamrotałem, czekając na to co zaraz się stanie. Próbowałem przypomnieć sobie to wszystkie filmy akcji, które oglądałem. Jednak nic, co przychodziło mi do głowy nie wydawało się możliwe do zrealizowania w realnym świecie. Usłyszałem huk wystrzału. Jeden, potem drugi. Za trzecim razem oberwało boczne lusterko. Teraz nie miałem pojęcia, co tam się dzieje. Rozglądałem się gorączkowo za możliwą drogą ucieczki. Kojarzyłem tę okolicę miasta, dlatego gdy zobaczyłem najbliższy skręt w prawo wiedziałem, że tam miałbym okazję uciec. Usłyszałem kolejny wystrzał. Tym razem celny. Samochodem rzuciło, a ja poczułem, jak wszystko wokół mnie wiruje. Hałas był ogłuszający. W końcu wszystko ustało i nastała grobowa cisza. Słyszałem tylko swój urywany oddech. Bolała mnie głowa. Centralnie koło mojego ucha usłyszałem chrzęst rozbitego szkła. Obróciłem głowę w stronę dźwięku. Zobaczyłem czarne, pozdzierane trapery wprost na linii mojego wzroku.
— Na co kurwa czekacie? Brać towar.
Brać towar? Nie, nie, nie, nie... Nie mogą. Chciałem wyrazić swój sprzeciw, ale wyszedł z tego tylko jakiś bliżej nieokreślony jęk.
— Co z chłopakiem? — powiedział inny.
Wtedy szkło znów zachrzęściło, a po chwili z oknie pojawiła się twarz gościa z wielką blizną biegnącą przez całą twarz. Przyjrzał mi się, a potem zniknął na powrót zastąpiony traperami.
— To jakaś płotka, olać go. Jak dowiedzą się, co stracił, Carter sam się nim zajmie — odpowiedział.
Obraz zaczął mi się rozmazywać. Próbowałem zachować przytomność, ale głowa tak mnie bolała, że marzyłem, by chwilę odpocząć. Zamknąłem, więc oczy i odpłynąłem.

***

Obudziłem się z przerażającym bólem głowy. Chciałem unieść rękę, by pomasować czoło, lecz to zabolało mnie jeszcze bardziej. Uchyliłem powieki sprawdzając gdzie jestem. Po kolorze ścian i ogólnym bałaganie poznałem, że to mój pokój. Powoli podniosłem się i popatrzyłem na zabandażowaną rękę i zakrwawioną koszulkę. Po chwili dotarło do mnie, co się wydarzyło. Przerażony zerwałem się z łóżka i zbiegłem na dół, by poszukać ojca. Znalazłem go pogrążonego w myślach w salonie, sączącego bursztynowego drinka.
— Tato? — spytałem cicho.
Podniósł na mnie wzrok, który nie mówił nic dobrego.
— Jak bardzo źle? — spytałem ponownie.
— Spróbuję, wybłagać u Cartera, by tym razem cię oszczędził, ale nie będzie łatwo. Towar przejął konkurencyjny gang, z którym od kilku miesięcy mieliśmy bardzo na pieńku. Tym skokiem oficjalnie zaczęli wojnę. Carter szykuje ludzi. To będzie rzeź.. — powiedział powoli ojciec, rozmasowując czoło — chciał się z tobą widzieć. Tego niestety nie udało mi się obejść. Gdy tylko się ogarniesz, jedziemy..
Po jego minie widziałem, że nie ma co liczyć na miłą pogadankę. Przeczesałem włosy zdrową ręką, a następnie wyjąłem z kieszeni telefon.
— Do kogo dzwonisz? — ożywił się ojciec.
— Spokojnie, przecież nie na policję. Muszę powiedzieć Kiarze, że nie mogę się dziś z nią spotkać. Byliśmy umówieni.. — wytłumaczyłem.
Wybrałem jej numer i czekałem, aż odbierze. To jednak nie nastąpiło. Spróbowałem jeszcze dwa razy, ale dalej nie uzyskałem odpowiedzi. Zdziwiony napisałem SMSa i schowałem telefon. Ojciec przyglądał mi się ze zmarszczonym czołem. Wzruszyłem ramionami i poszedłem się umyć. Oczywiście bandaż nadawał się do wyrzucenia. Całą twarz i ciało pokrywały czerwone ślady, bądź świeże siniaki. Pomacałem te na twarzy, lecz każde dotknięcie powodowało grymas. Ubrałem się w czarną koszulkę i stare jeansy, a potem zszedłem zameldować swoją gotowość do wycieczki swojego życia. W aucie siedziałem jak na szpilkach i błagałem wszechświat o przeżycie. Ojciec dojechał do opuszczonej willi na obrzeżach miasta. Teren wyglądałby na kompletnie bezludny, gdyby nie uzbrojony osiłek na warcie przy metalowych drzwiach. Podeszliśmy wolnym krokiem do wejścia, a ojciec tylko skinął głową do strażnika. Ten odsunął się natychmiast i spuścił wzrok.
Wow, ojczulek nieźle się ustawił.
W środku czuć było zapach stęchlizny. Było chłodniej niż na zewnątrz, a dookoła panował półmrok. Szedłem za ojcem, który przystanął przy kolejnych metalowych drzwiach. Te wyglądały na solidniejsze. Wytarłem spocone ręce o spodnie.
Ogarnij się mięczaku. Zachowujesz się jak skończona pizda.
Skarciłem się w duchu. Szliśmy w dół. Drewniane deski uginały się pod nami, a każdy krok wzbijał kłęby kurzu. Im niżej schodziliśmy tym wyraźniej słyszałem głosy. W końcu znaleźliśmy się w pomieszczeniu przypominającym luksusową piwnice. Przestrzeń diametralnie różniła się od budynku na górze. Po prawo od wejścia znajdował się oświetlony bar z ścianą pełną przeróżnych alkoholi. Na lewo stały ciemnobrązowe, skórzane sofy. W powietrzu unosił się zapach papierosów i czegoś trudnego do opisania – jakby metalicznego. Na sofach siedziało dwóch mężczyzn w garniturach. Pochłonięci byli w rozmowie i nie zwracali na nas najmniejszej uwagi. Ojciec zwrócił się do barmana.
— Carter u siebie?
Barman spojrzał na ojca dziwnym wzrokiem, ale nic nie mówiąc skinął głową na znak potwierdzenia.
— Gotowy? — spytał, tym razem kierując pytanie do mnie.
— Nie — powiedziałem szczerze.
— Trudno — usłyszałem w odpowiedzi. Normalnie bym się zaśmiał, ale teraz jakoś mi to nie wyszło. Poszedłem za ojcem kolejnym korytarzem, który jak się okazało, znajdował się za barem. Mijaliśmy po drodze kilka drzwi, lecz zatrzymaliśmy się dopiero przy drewnianych, wyglądających na droższe niż wszystkie pozostałe. Ojciec zapukał i usłyszawszy polecenie, by wejść pchnął drewno, które uchyliło się pod naporem. Moim oczom ukazał się duży pokój z brązowymi ścianami. Podłoga wyłożona była czymś w rodzaju marmurowych płyt. Parę metrów od nas stało biurko ogromnych rozmiarów a przed nim dwa krzesła. Przy wejściu stał kolejny umięśniony facet z bronią na biodrze. Nie wyglądał na godnego zaufania. Nic tu tak nie wyglądało. W końcu spojrzałem na osobę siedzącą za biurkiem. Facet wyglądem różnił się od całej reszty. Był szczupły, nie miał żadnych widocznych mięśni, a na nosie nosił czarne okulary. Był ubrany w koszulę, a rękawy podwinął do łokci. Ciemne włosy zachodziły mu na czoło, lecz nie przysłaniały oczu.
Weszliśmy głębiej.
— Witaj, Carterze. Przyprowadziłem syna zgodnie z twoją prośbą.. — zaczął ojciec.
— Oh, czyli to jest ten sławny Caden Casey, syn Damiena Caseya, który przejebał towar na pięć milionów. Miło poznać — Carter wstał i jakby nigdy nic podszedł do mnie z wyciągniętą dłonią, którą machinalnie uścisnąłem. Ale zaraz, zaraz.. Czy on powiedział pięć milionów? PIĘĆ JEBANYCH MILIONÓW?! Spojrzałem z furią na ojca. Zacisnąłem szczęki, by się opanować i nie zabić go tu i teraz. Prawdopodobnie Carter i tak nas wyręczy i zarżnie nas obu. Wróciłem wzrokiem do mojego głównego problemu. Ten zaś wrócił na swoje miejsce i rozsiadł się w fotelu.
— Przyznam Damien, że średnio podobał mi się ten twój pomysł z zostawieniem nas. Trudno teraz znaleźć ludzi, którzy z taką wprawą radzą sobie z... problemami.
— Jestem stary, na wszystkich przychodzi pora, a ja nie chcę spędzić emerytury sprzątając „problemy” — odpowiedział ojciec.
— Stary, teraz, gdy już wkręciłeś chłopaka, z powodzeniem możesz uczyć go na swojego zastępce — Carter roześmiał się zadowolony.
— Chłopaka w to nie mieszaj. Nie pamiętasz umowy? — wzburzył się ojciec.
— Damien, Damien.. umowa była, ale taka, że dowieziesz towar do portu. Gdy ostatnio sprawdzałem żadna dostawa nie dotarła w miejsce przeznaczenia. Za to ktoś zapracował sobie na etat u mnie — Carter wymownie spojrzał na mnie. Włos zjeżył mi się na głowie na samą myśl jaką przyszłość sam sobie zapewniłem.
— Jestem gotów puścić w niepamięć te pięć milionów, jednak jakoś muszę zapełnić tę dziurę w budżecie.. — westchnął przeciągle, jakby wcale nie chodziło o tonę narkotyków.
— Nie ma mowy. Nie wplączesz w to mojego syna — warknął ojciec.
— Nie zaprosiłem was, by dyskutować o upodobaniach. Tu nie ma wielu opcji do wyboru, Damienie. Albo chłopak zostaje i odpracowuje swój dług, albo czekam na moje pięć milionów z odsetkami za każdą minutę mojego smutku spowodowaną ich brakiem — powiedział Carter i uśmiechnął się żmijowato. Wiedział, że nie pozostawia żadnego wyboru. Ojciec na pewno nie miał takich pieniędzy.
— Carter, proszę, przedyskutujmy to. W cztery oczy — powiedział ojciec, a ja spojrzałem na niego zdezorientowany. Szef przyjrzał się ojcu. Widocznie zobaczył coś obiecującego w wyrazie twarzy ojca, co poskutkowało skinieniem na zgodę.
— Frank, wyprowadź proszę tego młodzieńca, niech poczeka za drzwiami — usłyszałem, jak zwraca się do goryla przy drzwiach. W chwilę potem poczułem uścisk na ramieniu ciągnący mnie w stronę wyjścia. Gdy drzwi się zamknęły miałem wrażenie, że czekam tam całymi godzinami. Byłem blisko wydeptania ścieżki w betonie. W końcu drzwi uchyliły się i wprowadzono mnie z powrotem. Carter wyglądał na zadowolonego, a ojciec patrzył na mnie smutnym wzrokiem.
— Z dobrych wiadomości mam dla ciebie tyle, że ojciec cię kocha, a z tych złych.. no cóż, chyba czeka cię przeprowadzka.
Nic nie rozumiałem. Skakałem wzrokiem między ojcem a tą szują, lecz żaden nie kwapił się do wyjaśnienia mi, o co do cholery chodzi.
— Co? — zdołałem tylko wykrztusić.
— Zawarliśmy pewną umowę, która niestety spowoduje, że przez jakiś czas pomieszkasz sam, daleko stąd.
— Co ty pieprzysz!? Nigdzie nie jadę, tu mam swoje życie — powiedziałem śmiało.
— Oh, tę całą Kiarę na przykład? — zapytał szyderczo.
Zachłysnąłem się powietrzem, gdy usłyszałem imię mojej dziewczyny w ustach tego skurwiela.
— Zostaw ją w spokoju pojebie — wysyczałem.
— Tę księżniczkę? Niezła jest. Trochę się opierała dziś rano, ale dałem jej co nieco na uspokojenie i całkiem dobrze się bawiliśmy — Carter spojrzał na mnie i uśmiechnął się z taką podłością, że aż się wzdrygnąłem.
Nikt nie był na tyle szybki, by powstrzymać mnie przed dotarciem do celu. Rzuciłem się na Cartera i obaj upadliśmy na podłogę. Zdążyłem przyłożyć mu pięć czy sześć razy, zanim ochroniarz dopadł do mnie i odciągnął na znaczną odległość. Carter podniósł się wolno. Nie było mu już do śmiechu. Nacisnął przycisk na telefonie i powiedział:
— Przyprowadź ją.
Ponownie szarpnąłem się gotów zabić tego sukinsyna. Po chwili w drzwiach zobaczyłem, jak inny ochroniarz ciągnie za sobą dziewczynę podobną do Kiary. Ta była cała posiniaczona, twarz miała spuchniętą, a na nogach widać było zaschniętą krew.
— Nie.. — wyszeptałem załamany, gdy dotarło do mnie, że to jednak jest moja Kiara. Chciałam do niej podbiec i przytulić, lecz Frank trzymał mnie w żelaznym uścisku. Kiara podniosła wzrok i gdy tylko mnie spostrzegła z jej piersi wyrwał się szloch.
— Caden! — wychrypiała.
— Zabiję cię za to! — wrzasnąłem do Cartera, lecz ten stał niewzruszony, uśmiechając się złowrogo.
— Ze wszystkich możliwych opcji, to nie ja dziś umieram — powiedział, a potem skinął ochroniarzowi głową. Wszystko potoczyło się tak szybko, że nawet nie zdołałem zareagować. Mięśniak chwycił broń i bez mrugnięcia okiem przystawił ją dziewczynie do głowy. Zobaczyłem tylko pojedynczą łzę spływającą po jej policzku, a potem widziałem już tylko jej ciało, dookoła którego z każdą sekundą powiększała się czerwona kałuża krwi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz