'Gdyby śmierć można było odespać na raty'
~Stanisław Jerzy Lec
***
Zawsze fascynowały mnie
sny. No bo pomyślcie, czy to nie jest niesamowite co nasz mózg może wymyślić?
Pojawiają się w nich osoby, o których w sumie nigdy nie myślimy, robimy w nich
rzeczy, których wystrzegamy się na co dzień, jesteśmy w miejscach, w których
prawdopodobnie nigdy nie będziemy. Zawsze miałam wyjątkowo rozrywkowe sny. Dziś
dla przykładu śniło mi się, jestem w związku z kuzynem (była tam cała długa
historia, ale na szczęście mózg to wyparł i nie pamiętam). Chore co nie? (dla
jasności- nie lecę na swojego kuzyna). Mogłabym je zapisywać, ale jak zwykle mi
się nie chce (mówiłam, że mój tata zaraża). Między innymi dlatego kocham spać.
Jak śpię to o wiele lepiej się bawię. Smutne, ale prawdziwe. Tej nocy jednak
nie bawiłam się najlepiej.
Zamiast spać rozmyślałam czy jest jakiś
sposób, by Go znaleźć i odebrać dokument. Nie znalazłam żadnego sensownego
rozwiązania (mogłabym okraść szpital z danych osobowych, ale nie czuję aż tak
szalonej desperacji). Wstałam i wzięłam się w garść.
— Przecież mogę
wyrobić nową, na to jeszcze mnie stać — mruknęłam do siebie.
Kiedy zeszłam na dół na stole czekały
cieplutkie tosty z serem. Oho, mama coś chce. Usiadłam i wsłuchałam się w
grające radio. Leciało akurat New Rules. Nucąc pod nosem kończyłam
śniadanie kierując się do wyjścia. Kiedy zakładałam swoje ulubione czarne buty
na obcasie i platformach zjawiła się mama.
— Audrey, musisz
dzisiaj zostać z Alice — powiedziała milutkim głosem i przepraszająco się
uśmiechnęła.
— Żartujesz? Ona ma 12
lat. Może zostać sama w domu z dużą szansą, że przeżyje — wyjęczałam
krzywiąc się na perspektywę pilnowania siostry.
— Oh, czyli już
zapomniałaś jak dwa tygodnie temu chciała zrobić frytki? — spytała mnie
przekornie.
W głowie pojawiły mi się obrazy sprzed
dwóch tygodni. Telefon od sąsiadów, że dziwnie dymi nam się z okna w kuchni i
czy oby na pewno wszystko tam w porządku. Cóż, było blisko pożaru, ale tak,
wszystko super.
— Jak to się dzieje, że
zawsze kiedy mam mieć wolne nigdy go nie mam, jak uważasz? — gniewnie
zapytałam.
— Wiem, wiem. Miałaś
dziś mieć luz, ale dostałam zaproszenie na kolację z szefową i muszę tam być
dziś wieczór. Przykro mi.
— Czyżby?
Mama uśmiechnęła się, poklepała mnie po
głowie jak pieska.
— Pomyśl i powiedz mi
jak mogę ci to wynagrodzić.
— Nie obiecuję, że
będzie to rozsądne i tanie życzenie — zachichotałam, wiedząc już o co
poproszę.
— Cóż, ufam że się
opamiętasz.
— Ha! Dobre
— powiedziałam i machnęłam ręką na pożegnanie.
Zostałam obdarzona kuksańcem w ramię.
Złapałam płaszcz, ostatnie spojrzenie w lustro i jestem gotowa na następny
cudowny wtorek w moim życiu. Byle nie był jak poniedziałek, bo nie wiem czy
przeżyję więcej atrakcji w tym roku. Widocznie w nocy nieźle lało, bo wszędzie
były kałuże. Idąc chodnikiem starałam się je omijać, lecz nie zawsze się to
udawało. Efektem były upaprane w błocie buty i nogawki spodni. Byłam pięć minut
od szkoły kiedy nagle na moim ciele wylądowała fala brudnej wody. Stanęłam jak
wryta. Z otwartą buzią i furią w oczach spojrzałam przed siebie gdzie zatrzymał
się winowajca. Na poboczu przystanęło imponujące czarne audi.
— No wysiądź ty
skończony debilu — warknęłam do siebie pod nosem.
Jak na życzenie, drzwi otworzyły się i
tu moja odwaga się skończyła (no co!? Nie spodziewałam się, że mam taką moc!).
Z auta wysiadł wysoki brunet w dopasowanych, modnych rurkach, szmaragdowej
koszulce i skórzanej kurtce. Matko i córko oraz reszto rodziny. Może i wyglądał
lepiej niż ustawa przewiduje, lecz nadal byłam mokra (w ten gorszy sposób
niestety, ale mało brakuje) oraz zirytowana. Chłopak zbliżał się do mnie
raźnym, seksownym krokiem (oj mógłby przestać, ja tu próbuję myśleć).
— Hej! Bardzo Cię
przepraszam! Zamyśliłem się i nie zauważyłem ani Ciebie ani kałuży.
Stałam i tylko patrzyłam w jego śliczne,
niebieskie oczyska.
— Wszystko ok?
— spytał, bo nie doczekał się odpowiedzi.
— Mokro mi, więc nie
bardzo? — brawa dla tej pani, chyba się ogarnęła.
— Jeszcze raz
przepraszam — odpowiedział ze zmarszczonym czołem i uroczym uśmiechem.
— W ramach
zadośćuczynienia wieziesz mnie do domu. I to teraz.
— Tak. Myślę, że to
całkiem niezły pomysł. Wyglądasz, no.. tak jakby.. okropnie.
— Aha, no przepraszam,
że psuje ci widok.
Zmierzyłam go wzrokiem unosząc wysoko
brwi. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Oszalałam! On mówi, że wyglądam strasznie, a
ja się śmieje. Nie wierzę. Wsiadłam do pięknego auta i wpisałam swój adres
w jego GPSa. Obdarował mnie ślicznym uśmiechem numer dwa. Przewróciłam oczami.
Oby nie był psychopatą. Byłam speszona i jednocześnie przytłoczona, więc nie
odzywałam się przez całą drogę. Udawałam, że widoki z okna widzę pierwszy
raz w życiu.
Kiedy dojechaliśmy do mojego domu
powiedziałam, żeby wszedł i poczekał na mnie. Wbiegłam po schodach i dopadłam
do drzwi. Zdjęłam przemoczone buty w holu i poleciałam do łazienki. Jedno
spojrzenie w lustro i wszystko jasne. Audrey- wyglądasz wstrętnie. Zrzuciłam
brudne ubranie i wskoczyłam pod prysznic. Tu doczekaliście się opisu głównej
bohaterki. Gratulacje, za dotrwanie do tego momentu.
Ogólnie to do wysokich nie należę, ale
karły mają gorzej. Kasztanowe włosy sięgają mi ramion i w zależności jaki mają
nastrój są albo lekko pokręcone albo kompletnie płaskie. Na pewno myślicie ‘o
no to fajnie, że ci się układają, masz prostsze życie’. Ha! Nic bardziej
mylnego. Nie mogę z nimi zrobić nic do tego stopnia, że zawsze zostawiam je
związane. Ograniczam się do wysokich kucyków lub warkoczy. Mam naturalnie
ciemną oprawę oczu, co akurat uwielbiam, bo dzień bez make-upu mogę aktywować
częściej niż bym sobie to mogła wymarzyć (najczęściej to dzień, kiedy wolałam
spać). Mam kilka kilo nadwagi nad czym usilnie pracuję od gimnazjum i jeszcze
nic z tego nie wynikło (pewnie dlatego, że wolę się głodzić niż trenować, ale
głodzić też się nie mogę, bo za bardzo kocham jeść; impas co nie?) Co jeszcze
chcielibyście wiedzieć? Nie uważam się za mega ładną, ale jednocześnie zdaje
sobie sprawę, że mogłoby być o wiele gorzej (tak, tak.. liczy się bycie pięknym
w środku bla bla, okej). Nie przepadam za biżuterią, rzadko maluję paznokcie.
Daleko mi do ikonu stylu jak wspomniałam kiedyś tam wcześniej. Chyba starczy
Wam tyle jak na pierwszy raz. Dajcie popracować wyobraźni i wróćmy do
ciekawszych aspektów opowiadania.
Spieszyłam się jak mogłam. Zużyłam
ostatek kokosowego szamponu odnotowując w myślach, żeby kupić nowy po
zajęciach, na które może jeszcze dzisiaj dotrę. Kiedy wyszłam z kabiny, ze
zgrozą zobaczyłam, że w łazience nie ma mojego dużego ręcznika ani nawet
szlafroku. Zaśmiałam się nie wierząc, że to się dzieje akurat teraz. Nie miałam
wyjścia - przebiegnę do pokoju w kusym ręczniczku odkrywającym więcej niż bym
chciała. Oby nie stał w korytarzu i nie wgapiał się w drzwi od łazienki. Proszę!
Powoli wychyliłam głowę na zewnątrz. Na szczęście na horyzoncie nie było żywej
duszy a w domu panowała cisza. Odetchnęłam z ulgą. Żwawym krokiem ruszyłam do
swojego pokoju. Pewnie został na dworze przy samochodzie i tam czeka
-pomyślałam już całkiem wyluzowana. Szybkim ruchem otworzyłam drzwi do pokoju.
—
FUCK! — krzyknęłam, a moje małe wielkie serce na chwile się
zatrzymało. No zgadnijcie kogo zobaczyłam (i nie, to nie był Brad Pitt).
Artur
Dzień nie zapowiadał się na
interesujący. Ponowna kłótnia z ojcem, wyzwiska i trzaskanie drzwiami. Wsiadłem
do samochodu z przekonaniem, że w szkolę oderwę się od tego chociaż na chwilę.
Pogoda wtórowała mojemu nastrojowi. Mokro, zimno, ponuro. Cud, że mam własny
samochód. Może nie byłoby to tak satysfakcjonujące, gdybym nie zarobił na niego
sam. Skąd wziąłem tyle kasy? Mama od małego postanowiła uczyć mnie języków.
Chodziłem na angielski, hiszpański i włoski. Wtedy uważałem to za przekleństwo,
buntowałem się i wykłócałem, że to moje życie i będę z nim robił co zechcę.
Cóż, jesteśmy całkiem głupi jako dzieci. Teraz jestem jej dozgonnie wdzięczny,
bo gdyby nie ona zostałbym z niczym. Z angielskim radzę sobie najlepiej, więc
trzy lata z rzędu jeździłem do Anglii zarabiać. Mam tam ciocię, która
załatwiała mi fuchy typu zmywanie naczyń w jej restauracji czy im byłem starszy
tym lepiej płatne zajęcia. Może nie było to legalne, ale w końcu czego policja
nie wie to ją nie boli. W końcu uzbierałem tyle, że stać mnie było na zrobienie
prawka i w efekcie dalszych starań własne auto. Gdy stuknęła mi dziewiętnastka
w internecie natchnąłem się na ogłoszenie z kilkuletnim Audi A3/S3 8P TFSI
Sportback za sumę, na którą mogłem sobie pozwolić. Właściciel okazał się
świetnym człowiekiem i pozwolił mi płacić w ratach. Żeby zebrać całą sumę
weekendami dorabiałem w warsztacie samochodowym u kumpla. Nie wiązałem planów
na przyszłość z zawodem mechanika, ale nic nie stało na przeszkodzie, na
dorobieniu całkiem dobrych pieniędzy jeszcze w liceum. Znam się na tym i jestem
w tym dobry, więc czego więcej wymagać?
Jechałem do szkoły i myślałem o tym jak
miło spędzałem czas w Anglii. Przypomniały mi się wieczorne wyjścia do klubów z
moją ekipą, chodzenie na koncerty mało znanych kapel, włóczenie się po Londynie
całymi nocami. Co rok żal mi było wyjeżdżać. Przejeżdżałem właśnie koło starej
kamienicy kilka minut od szkoły, kiedy wielka fala wody z szosy, z mojej winy,
chlusnęła na drobną dziewczynę z kasztanowymi włosami. O nie... Zatrzymałem się
na poboczu i wysiadłem z auta. Dziewczyna stała nieruchomo z otwartymi ustami
cała spięta i przemoczona.
— Stary, zdecydowanie
mogłeś trafić gorzej — mruknąłem patrząc na swoją ofiarę. Była ubrana w
jasne jeansy i jasnoniebieski płaszcz sięgający jej lekko za pupę. Podszedłem i
przeprosiłem. Dziewczyna kazała mi podwieźć się do domu w ramach pokuty.
Przynajmniej mam wymówkę, żeby opuścić sprawdzian z fizyki. Nie byliśmy
najbardziej rozgadanym duetem na Ziemi, co nie przeszkodziło mi mieć nadziei na
poznanie jej bliżej. Poza tym ślicznie się uśmiechała, a ja jestem prostym
facetem. Laska z zajebistym uśmiechem = moje pełne zainteresowanie.
Kiedy ona, jak sądziłem, pobiegła do
łazienki, ja stanąłem w holu. Trochę długo nie wracała, więc zdjąłem buty i
rozejrzałem się po mieszkaniu, uważając czy przypadkiem nikt mnie nie
przyłapie. Dotarłem w końcu do ładnego, dużego pokoju. Na ścianie za łóżkiem
była wielka fototapeta Grecji. Usiadłem na niebiesko-białym nakryciu w kratkę i
patrzyłem. Pokój był utrzymany w odcieniach błękitu. Miał dwa ogromne okna od
drewnianej podłogi aż po sufit, jedno bezpośrednio za łóżkiem, a drugie po lewo
od niego, które oświetlało jasne biurko zawalone książkami i notatkami.
Pozostałe ściany były nieskazitelnie białe. Naprzeciwko mnie stała szafka w
kolorze biurka a na niej płaski telewizor, ale raczej przeciętnych rozmiarów.
Po obu stronach posłania stały pasujące do siebie szafki nocne a na nich
lampka, mały bukiet kwiatów i jakieś drobiazgi. W samym rogu po prawo stała
sporych rozmiarów rozsuwana szafa, której drzwi stanowiły lustra. Całość idealnie
pasowała do lekko różowego, puszystego dywanu pokrywającego większą część
podłogi. Dodać jeszcze światełka gdzie się da i będzie tu chyba najprzytulniej
na świecie- stwierdziłem z ironią wyobrażając sobie jak obecnie wygląda mój
pokój.
Nie usłyszałem kroków, a kiedy w
drzwiach stanęła ona w samym ręczniku, wykrzykując przekleństwo, nie wiedziałem
na co patrzeć. Na jej przerażoną twarz, czy na resztę..? Wraz z dziewczyną
przestrzeń wypełnił przyjemny zapach kokosa. Był to mój ulubiony smak lodów, słodyczy
i wszystkiego co piękne na tym świecie, więc z trudem się
otrząsnąłem.
— Bo ja... Nie było
cię, więc pomyślałem.... znalazłem pokój... — zacząłem jąkać, nie wiedząc
co miałbym innego w tej sytuacji powiedzieć.
Dziewczyna stała z szeroko otwartymi oczami
jedną ręką przytrzymując ręcznik, drugą obciągając jego dół.
— Ja chyba powinienem..
— odkaszlnąłem — poczekam w samochodzie — po czym szybko
wyszedłem. Mijając ją w progu otarłem się o nią, co wcale nie polepszyło mojej
sytuacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz