27 września 2018

Rozdział 4


'Gdyby śmierć można było odespać na raty'
~Stanisław Jerzy Lec


***


Zawsze fascynowały mnie sny. No bo pomyślcie, czy to nie jest niesamowite co nasz mózg może wymyślić? Pojawiają się w nich osoby, o których w sumie nigdy nie myślimy, robimy w nich rzeczy, których wystrzegamy się na co dzień, jesteśmy w miejscach, w których prawdopodobnie nigdy nie będziemy. Zawsze miałam wyjątkowo rozrywkowe sny. Dziś dla przykładu śniło mi się, jestem w związku z kuzynem (była tam cała długa historia, ale na szczęście mózg to wyparł i nie pamiętam). Chore co nie? (dla jasności- nie lecę na swojego kuzyna). Mogłabym je zapisywać, ale jak zwykle mi się nie chce (mówiłam, że mój tata zaraża). Między innymi dlatego kocham spać. Jak śpię to o wiele lepiej się bawię. Smutne, ale prawdziwe. Tej nocy jednak nie bawiłam się najlepiej.
Zamiast spać rozmyślałam czy jest jakiś sposób, by Go znaleźć i odebrać dokument. Nie znalazłam żadnego sensownego rozwiązania (mogłabym okraść szpital z danych osobowych, ale nie czuję aż tak szalonej desperacji). Wstałam i wzięłam się w garść.
— Przecież mogę wyrobić nową, na to jeszcze mnie stać — mruknęłam do siebie.
Kiedy zeszłam na dół na stole czekały cieplutkie tosty z serem. Oho, mama coś chce. Usiadłam i wsłuchałam się w grające radio. Leciało akurat New Rules. Nucąc pod nosem kończyłam śniadanie kierując się do wyjścia. Kiedy zakładałam swoje ulubione czarne buty na obcasie i platformach zjawiła się mama.
— Audrey, musisz dzisiaj zostać z Alice — powiedziała milutkim głosem i przepraszająco się uśmiechnęła.
— Żartujesz? Ona ma 12 lat. Może zostać sama w domu z dużą szansą, że przeżyje — wyjęczałam krzywiąc się na perspektywę pilnowania siostry.
— Oh, czyli już zapomniałaś jak dwa tygodnie temu chciała zrobić frytki? — spytała mnie przekornie.
W głowie pojawiły mi się obrazy sprzed dwóch tygodni. Telefon od sąsiadów, że dziwnie dymi nam się z okna w kuchni i czy oby na pewno wszystko tam w porządku. Cóż, było blisko pożaru, ale tak, wszystko super.
— Jak to się dzieje, że zawsze kiedy mam mieć wolne nigdy go nie mam, jak uważasz? — gniewnie zapytałam.
— Wiem, wiem. Miałaś dziś mieć luz, ale dostałam zaproszenie na kolację z szefową i muszę tam być dziś wieczór. Przykro mi.
— Czyżby?
Mama uśmiechnęła się, poklepała mnie po głowie jak pieska.
— Pomyśl i powiedz mi jak mogę ci to wynagrodzić.
— Nie obiecuję, że będzie to rozsądne i tanie życzenie — zachichotałam, wiedząc już o co poproszę.
— Cóż, ufam że się opamiętasz.
— Ha! Dobre — powiedziałam i machnęłam ręką na pożegnanie.
Zostałam obdarzona kuksańcem w ramię. Złapałam płaszcz, ostatnie spojrzenie w lustro i jestem gotowa na następny cudowny wtorek w moim życiu. Byle nie był jak poniedziałek, bo nie wiem czy przeżyję więcej atrakcji w tym roku. Widocznie w nocy nieźle lało, bo wszędzie były kałuże. Idąc chodnikiem starałam się je omijać, lecz nie zawsze się to udawało. Efektem były upaprane w błocie buty i nogawki spodni. Byłam pięć minut od szkoły kiedy nagle na moim ciele wylądowała fala brudnej wody. Stanęłam jak wryta. Z otwartą buzią i furią w oczach spojrzałam przed siebie gdzie zatrzymał się winowajca. Na poboczu przystanęło imponujące czarne audi.
— No wysiądź ty skończony debilu — warknęłam do siebie pod nosem.
Jak na życzenie, drzwi otworzyły się i tu moja odwaga się skończyła (no co!? Nie spodziewałam się, że mam taką moc!). Z auta wysiadł wysoki brunet w dopasowanych, modnych rurkach, szmaragdowej koszulce i skórzanej kurtce. Matko i córko oraz reszto rodziny. Może i wyglądał lepiej niż ustawa przewiduje, lecz nadal byłam mokra (w ten gorszy sposób niestety, ale mało brakuje) oraz zirytowana. Chłopak zbliżał się do mnie raźnym, seksownym krokiem (oj mógłby przestać, ja tu próbuję myśleć).
— Hej! Bardzo Cię przepraszam! Zamyśliłem się i nie zauważyłem ani Ciebie ani kałuży.
Stałam i tylko patrzyłam w jego śliczne, niebieskie oczyska.
— Wszystko ok? — spytał, bo nie doczekał się odpowiedzi.
— Mokro mi, więc nie bardzo? — brawa dla tej pani, chyba się ogarnęła.
— Jeszcze raz przepraszam — odpowiedział ze zmarszczonym czołem i uroczym uśmiechem.
— W ramach zadośćuczynienia wieziesz mnie do domu. I to teraz.
— Tak. Myślę, że to całkiem niezły pomysł. Wyglądasz, no.. tak jakby.. okropnie.
— Aha, no przepraszam, że psuje ci widok.
Zmierzyłam go wzrokiem unosząc wysoko brwi. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Oszalałam! On mówi, że wyglądam strasznie, a ja się śmieje. Nie wierzę. Wsiadłam do pięknego auta i wpisałam swój adres w jego GPSa. Obdarował mnie ślicznym uśmiechem numer dwa. Przewróciłam oczami. Oby nie był psychopatą. Byłam speszona i jednocześnie przytłoczona, więc nie odzywałam się przez całą drogę. Udawałam, że widoki z okna widzę pierwszy raz  w życiu.
Kiedy dojechaliśmy do mojego domu powiedziałam, żeby wszedł i poczekał na mnie. Wbiegłam po schodach i dopadłam do drzwi. Zdjęłam przemoczone buty w holu i poleciałam do łazienki. Jedno spojrzenie w lustro i wszystko jasne. Audrey- wyglądasz wstrętnie. Zrzuciłam brudne ubranie i wskoczyłam pod prysznic. Tu doczekaliście się opisu głównej bohaterki. Gratulacje, za dotrwanie do tego momentu.
Ogólnie to do wysokich nie należę, ale karły mają gorzej. Kasztanowe włosy sięgają mi ramion i w zależności jaki mają nastrój są albo lekko pokręcone albo kompletnie płaskie. Na pewno myślicie ‘o no to fajnie, że ci się układają, masz prostsze życie’. Ha! Nic bardziej mylnego. Nie mogę z nimi zrobić nic do tego stopnia, że zawsze zostawiam je związane. Ograniczam się do wysokich kucyków lub warkoczy. Mam naturalnie ciemną oprawę oczu, co akurat uwielbiam, bo dzień bez make-upu mogę aktywować częściej niż bym sobie to mogła wymarzyć (najczęściej to dzień, kiedy wolałam spać). Mam kilka kilo nadwagi nad czym usilnie pracuję od gimnazjum i jeszcze nic z tego nie wynikło (pewnie dlatego, że wolę się głodzić niż trenować, ale głodzić też się nie mogę, bo za bardzo kocham jeść; impas co nie?) Co jeszcze chcielibyście wiedzieć? Nie uważam się za mega ładną, ale jednocześnie zdaje sobie sprawę, że mogłoby być o wiele gorzej (tak, tak.. liczy się bycie pięknym w środku bla bla, okej). Nie przepadam za biżuterią, rzadko maluję paznokcie. Daleko mi do ikonu stylu jak wspomniałam kiedyś tam wcześniej. Chyba starczy Wam tyle jak na pierwszy raz. Dajcie popracować wyobraźni i wróćmy do ciekawszych aspektów opowiadania.
Spieszyłam się jak mogłam. Zużyłam ostatek kokosowego szamponu odnotowując w myślach, żeby kupić nowy po zajęciach, na które może jeszcze dzisiaj dotrę. Kiedy wyszłam z kabiny, ze zgrozą zobaczyłam, że w łazience nie ma mojego dużego ręcznika ani nawet szlafroku. Zaśmiałam się nie wierząc, że to się dzieje akurat teraz. Nie miałam wyjścia - przebiegnę do pokoju w kusym ręczniczku odkrywającym więcej niż bym chciała. Oby nie stał w korytarzu i nie wgapiał się w drzwi od łazienki. Proszę! Powoli wychyliłam głowę na zewnątrz. Na szczęście na horyzoncie nie było żywej duszy a w domu panowała cisza. Odetchnęłam z ulgą. Żwawym krokiem ruszyłam do swojego pokoju. Pewnie został na dworze przy samochodzie i tam czeka -pomyślałam już całkiem wyluzowana. Szybkim ruchem otworzyłam drzwi do pokoju.
— FUCK! — krzyknęłam, a moje małe wielkie serce na chwile się zatrzymało. No zgadnijcie kogo zobaczyłam (i nie, to nie był Brad Pitt).

Artur
Dzień nie zapowiadał się na interesujący. Ponowna kłótnia z ojcem, wyzwiska i trzaskanie drzwiami. Wsiadłem do samochodu z przekonaniem, że w szkolę oderwę się od tego chociaż na chwilę. Pogoda wtórowała mojemu nastrojowi. Mokro, zimno, ponuro. Cud, że mam własny samochód. Może nie byłoby to tak satysfakcjonujące, gdybym nie zarobił na niego sam. Skąd wziąłem tyle kasy? Mama od małego postanowiła uczyć mnie języków. Chodziłem na angielski, hiszpański i włoski. Wtedy uważałem to za przekleństwo, buntowałem się i wykłócałem, że to moje życie i będę z nim robił co zechcę. Cóż, jesteśmy całkiem głupi jako dzieci. Teraz jestem jej dozgonnie wdzięczny, bo gdyby nie ona zostałbym z niczym. Z angielskim radzę sobie najlepiej, więc trzy lata z rzędu jeździłem do Anglii zarabiać. Mam tam ciocię, która załatwiała mi fuchy typu zmywanie naczyń w jej restauracji czy im byłem starszy tym lepiej płatne zajęcia. Może nie było to legalne, ale w końcu czego policja nie wie to ją nie boli. W końcu uzbierałem tyle, że stać mnie było na zrobienie prawka i w efekcie dalszych starań własne auto. Gdy stuknęła mi dziewiętnastka w internecie natchnąłem się na ogłoszenie z kilkuletnim Audi A3/S3 8P TFSI Sportback za sumę, na którą mogłem sobie pozwolić. Właściciel okazał się świetnym człowiekiem i pozwolił mi płacić w ratach. Żeby zebrać całą sumę weekendami dorabiałem w warsztacie samochodowym u kumpla. Nie wiązałem planów na przyszłość z zawodem mechanika, ale nic nie stało na przeszkodzie, na dorobieniu całkiem dobrych pieniędzy jeszcze w liceum. Znam się na tym i jestem w tym dobry, więc czego więcej wymagać?
Jechałem do szkoły i myślałem o tym jak miło spędzałem czas w Anglii. Przypomniały mi się wieczorne wyjścia do klubów z moją ekipą, chodzenie na koncerty mało znanych kapel, włóczenie się po Londynie całymi nocami. Co rok żal mi było wyjeżdżać. Przejeżdżałem właśnie koło starej kamienicy kilka minut od szkoły, kiedy wielka fala wody z szosy, z mojej winy, chlusnęła na drobną dziewczynę z kasztanowymi włosami. O nie... Zatrzymałem się na poboczu i wysiadłem z auta. Dziewczyna stała nieruchomo z otwartymi ustami cała spięta i przemoczona.
— Stary, zdecydowanie mogłeś trafić gorzej — mruknąłem patrząc na swoją ofiarę. Była ubrana w jasne jeansy i jasnoniebieski płaszcz sięgający jej lekko za pupę. Podszedłem i przeprosiłem. Dziewczyna kazała mi podwieźć się do domu w ramach pokuty. Przynajmniej mam wymówkę, żeby opuścić sprawdzian z fizyki. Nie byliśmy najbardziej rozgadanym duetem na Ziemi, co nie przeszkodziło mi mieć nadziei na poznanie jej bliżej. Poza tym ślicznie się uśmiechała, a ja jestem prostym facetem. Laska z zajebistym uśmiechem = moje pełne zainteresowanie.
Kiedy ona, jak sądziłem, pobiegła do łazienki, ja stanąłem w holu. Trochę długo nie wracała, więc zdjąłem buty i rozejrzałem się po mieszkaniu, uważając czy przypadkiem nikt mnie nie przyłapie. Dotarłem w końcu do ładnego, dużego pokoju. Na ścianie za łóżkiem była wielka fototapeta Grecji. Usiadłem na niebiesko-białym nakryciu w kratkę i patrzyłem. Pokój był utrzymany w odcieniach błękitu. Miał dwa ogromne okna od drewnianej podłogi aż po sufit, jedno bezpośrednio za łóżkiem, a drugie po lewo od niego, które oświetlało jasne biurko zawalone książkami i notatkami. Pozostałe ściany były nieskazitelnie białe. Naprzeciwko mnie stała szafka w kolorze biurka a na niej płaski telewizor, ale raczej przeciętnych rozmiarów. Po obu stronach posłania stały pasujące do siebie szafki nocne a na nich lampka, mały bukiet kwiatów i jakieś drobiazgi. W samym rogu po prawo stała sporych rozmiarów rozsuwana szafa, której drzwi stanowiły lustra. Całość idealnie pasowała do lekko różowego, puszystego dywanu pokrywającego większą część podłogi. Dodać jeszcze światełka gdzie się da i będzie tu chyba najprzytulniej na świecie- stwierdziłem z ironią wyobrażając sobie jak obecnie wygląda mój pokój.
Nie usłyszałem kroków, a kiedy w drzwiach stanęła ona w samym ręczniku, wykrzykując przekleństwo, nie wiedziałem na co patrzeć. Na jej przerażoną twarz, czy na resztę..? Wraz z dziewczyną przestrzeń wypełnił przyjemny zapach kokosa. Był to mój ulubiony smak lodów, słodyczy i wszystkiego co piękne na tym świeciewięc z trudem się otrząsnąłem.
— Bo ja... Nie było cię, więc pomyślałem.... znalazłem pokój... — zacząłem jąkać, nie wiedząc co miałbym innego w tej sytuacji powiedzieć.
Dziewczyna stała z szeroko otwartymi oczami jedną ręką przytrzymując ręcznik, drugą obciągając jego dół.
— Ja chyba powinienem.. — odkaszlnąłem — poczekam w samochodzie — po czym szybko wyszedłem. Mijając ją w progu otarłem się o nią, co wcale nie polepszyło mojej sytuacji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz