28 grudnia 2018

Rozdzia艂 14

Nie mam si臋 w co ubra膰. Bana艂, a jednak. Sta艂am przed otworzon膮 szaf膮 i nie mog艂am uwierzy膰, 偶e chodz臋 w takich szmatach. Wszystko wydawa艂o mi si臋 albo za sportowe, albo za eleganckie, albo po prostu 偶a艂osne. Nie mog臋 i艣膰 tak na randk臋. Wystarczy艂 mi sam stres zwi膮zany z wyj艣ciem gdziekolwiek. Nie mog艂am pozwoli膰 sobie na martwienie si臋 tym, 偶e wygl膮dam beznadziejnie. Do czasu, gdy Artur stanie pod moimi drzwiami mia艂am jeszcze kilka godzin. Postanowi艂am przedsi臋wzi膮膰 zdecydowane dzia艂ania na wyj膮tkowe okazje – posz艂am do mamy. Znalaz艂am j膮 czytaj膮c膮 na kanapie z kubkiem w r臋ku. Okulary zsun臋艂y jej si臋 nisko na nos, wi臋c gdy podnios艂a wzrok, by na mnie spojrze膰 wygl膮da艂a komicznie. Troch臋 jak zmarszczony kret.
— Pomocy — powiedzia艂am z j臋kiem.
— Hm? — mrukn臋艂a pytaj膮co.
— Nie mam si臋 w co ubra膰 na randevu z Arturem.
Mama zrobi艂a zdziwion膮 min臋 i od艂o偶y艂a ksi膮偶k臋 na stolik, patrz膮c na mnie z ekscytacj膮.
— Ojej, nie wiedzia艂am, 偶e ci臋 zaprosi艂. Czemu si臋 nie chwali艂a艣? — zapyta艂a z lekkim wyrzutem.
Wzruszy艂am tylko ramionami i klapn臋艂am na pobliski fotel.
— No to ju偶 wiesz. Ale 偶adnej randki nie b臋dzie, bo nie mam w czym na ni膮 i艣膰.
— Dziecko, co ty wygadujesz?! Masz szaf臋 pe艂n膮 ubra艅! — za艣mia艂a si臋 mama.
— Nic si臋 nie nadaje. Nigdy nie kupowa艂am ciuch贸w z my艣l膮, 偶e mog臋 ich kiedy艣 potrzebowa膰 na wyj艣cie z kim艣...
— Tak si臋 ko艅czy to, 偶e sama siebie nie doceniasz Audrey. Od lat m贸wi臋 jaka jeste艣 艂adna i zdolna, to ty nigdy nie chcesz s艂ucha膰. Nawet, kiedy ten uroczy ch艂opak w gimnazjum si臋 do ciebie zaleca艂, pami臋tasz? Jak on mia艂 na imi臋?
— Eeee.. 偶e Krzysiek? — spyta艂am skrzywiona.
— O! Krzysiek! M贸wi艂am, 偶e to 艂adny ch艂opak i 偶eby艣 si臋 za niego bra艂a, to ty wydziwia艂a艣.. — zacz臋艂a si臋 nakr臋ca膰.
— Mamo.. — powiedzia艂am ostrzegawczym g艂osem — stop. Wr贸膰my do dzisiejszego problemu, co? Po偶yczysz mi t臋 niebiesk膮 sukienk臋 z koronk膮 na g贸rze?
— Ha, czyli po to przysz艂a艣.. — parskn臋艂a. Wyszczerzy艂am si臋, pr贸buj膮c robi膰 s艂odkie oczy.
— Jest w praniu, skarbie. A nie mo偶esz za艂o偶y膰 swojej niebieskiej? Tej z falbankowymi r臋kawami?
— Ma dwa lata i to po niej wida膰 — m贸wi臋.
— Mia艂a艣 j膮 dwa razy na sobie Audrey.
— To co?
— To, 偶e jej wiek nie ma to znaczenia.
— Ma.
— Nie.
— No mamo!
— No dobrze! Czego niby ode mnie oczekujesz w tym momencie, co? — powiedzia艂a, rozk艂adaj膮c r臋ce.
— Chod藕 ze mn膮 na szybkie zakupy.. — powiedzia艂am niepewnie, licz膮c na to, 偶e nie b臋dzie jej si臋 chcia艂o i po prostu da mi pieni膮dze.
— Teraz? Nie planowa艂am dzi艣 nigdzie wychodzi膰. Z reszt膮 zobacz w jakim stanie mam w艂osy i twarz. Nie ma opcji, 偶e opuszczam dzi艣 to domostwo, moja droga — powiedzia艂a i rozsiad艂a si臋 wygodniej na kanapie, patrz膮c przepraszaj膮co.
Nic nie odpowiedzia艂am, licz膮c, 偶e przekona j膮 niezr臋czna cisza i wlepienie w ni膮 wzroku.
— Dobra, dam ci kas臋 i id藕 sama — z艂ama艂a si臋 i wsta艂a po torebk臋.
Przybi艂am sobie mentaln膮 pi膮tk臋 i u艣miechn臋艂am si臋 pod nosem.
Zaadoptowa艂am dwie st贸wy i ruszy艂am do pokoju po torebk臋 i kurtk臋. Pi臋膰 minut i by艂am w drodze do galerii. Modli艂am si臋 w duchu, by znale藕膰 co艣 przyzwoitego. Rundka po sklepach zaj臋艂a mi wi臋cej czasu ni偶 si臋 spodziewa艂am. Na szcz臋艣cie znalaz艂am outfit, kt贸ry w pe艂ni mnie satysfakcjonowa艂. W autobusie wys艂a艂am wiadomo艣膰 Laurze, czy przypadkiem nie ma ochoty zrobi膰 mi make upu na randk臋 z jej bratem. D艂ugo nie musia艂am czeka膰 na twierdz膮c膮 odpowied藕 z d艂ugim rz臋dem wykrzyknik贸w.
W domu wzi臋艂am prysznic, a gdy wr贸ci艂am do pokoju przyjaci贸艂ka ju偶 na mnie czeka艂a.
— Nie wierz臋, 偶e doczeka艂am si臋 randki w艂asnego brata z przyjaci贸艂k膮 — powiedzia艂a podekscytowana i usadzi艂a mnie na pufie przed toaletk膮. Zapali艂a 艣wiat艂a o艣wietlaj膮c mi twarz i chwyci艂a za wielki kufer le偶膮cy na 艂贸偶ku.
— Wow, przysz艂a艣 przygotowana — stwierdzi艂am przyt艂oczona ogromem kosmetyk贸w.
— Musia艂am. Twoja kolekcja to podk艂ad, puder i maskara — rzuci艂a ze zgroz膮 w oczach.
— Wol臋 spa膰 ni偶 nak艂ada膰 ton臋 tapety codziennie rano — odpowiedzia艂am prosto.
— Szkoda, 偶e nie ka偶da z nas mo偶e sobie na to pozwoli膰 — mrukn臋艂a pod nosem, na co tylko przewr贸ci艂am oczami nie chc膮c ponownie wdawa膰 si臋 w dyskusj臋 o tym, 偶e bez tapety jest szkarad膮. To straszne, w jakim stopniu kobiety si臋 nie doceniaj膮 i na si艂臋 wmawiaj膮 sobie, 偶e co艣 z nimi jest nie tak. Rz膮dzi艂yby艣my 艣wiatem, gdyby ka偶da z nas by艂a odpowiednio pewna siebie i zna艂a swoj膮 warto艣膰. Nikt nas szczerze nie doceni, je艣li same siebie nie docenimy.
Wpatrywa艂am si臋 w swoje odbicie podczas, gdy Laura u偶ywa艂a swoich magicznych r膮czek do zmienienia mnie z kopciuszka na.. troch臋 lepsz膮 wersj臋 kopciuszka. Na g艂owie pojawi艂 mi si臋 artystycznie u艂o偶ony kok, a lu藕ne kosmyki okala艂y mi twarz. Podk艂ad zakry艂 du偶膮 cz臋艣膰 pieg贸w, a cienie optycznie powi臋kszy艂y mi oczy. Wygl膮da艂am ca艂kiem nie藕le. Przyszed艂 czas na pochwalenie si臋 Laurze, co kupi艂am. Chwyci艂am du偶膮 papierow膮 torb臋 i wyj臋艂am z niej czarne rurki z wysokim stanem (lubi臋 wysoki stan, bo dobrze modeluje fa艂dki) oraz lekko oversizowy, we艂niany sweter w kolorowe, szerokie pasy. Dodatkowo wyposa偶ony by艂 w stercz膮ce randomowo na ca艂ej powierzchni szare pomponiki. By艂am szczerze zadowolona z mojego wyboru. Str贸j by艂 jednocze艣nie uroczy i wyluzowany. Odci臋艂am metki i szybko skoczy艂am do 艂azienki si臋 przebra膰. Gdy wysz艂am, by pokaza膰 si臋 przyjaci贸艂ce zobaczy艂am na jej twarzy wyraz uznania.
— No nie藕le laska.. — powiedzia艂a i gwizdn臋艂a pod nosem.
— Te偶 my艣l臋, 偶e nie wygl膮dam najgorzej — stwierdzi艂am z psotnym u艣miechem. Rozleg艂 si臋 dzwonek do drzwi. W pop艂ochu spojrza艂am na telefon, by sprawdzi膰 godzin臋. O nie – to on. Zestresowana spojrza艂am na Laur臋.
— Nie dam rady — powiedzia艂am.
— Co ty gadasz, dasz. To nic trudnego. Gdzie idziecie?
— Nie mam poj臋cia.
— Tajemniczo, brawo Arturro — mrukn臋艂a.
— Nie wiem, o czym mam z nim gada膰 i w og贸le, jak si臋 zachowywa膰, 偶eby nie zrobi膰 z siebie idiotki.. — zacz臋艂am kanonad臋 niepewno艣ci.
— Ej ej ej! Wyluzuj! Powiedz sobie, 偶e to zwyk艂e kole偶e艅skie wyj艣cie i b膮d藕 sob膮. Nie my艣l o tym, jak o czym艣 szczeg贸lnym, a nie b臋dziesz si臋 spina膰.
Wzi臋艂am g艂臋boki wdech i powoli wypu艣ci艂am powietrze.
— Masz racj臋. Tylko spok贸j nas uratuje.
Przybi艂am jej pi膮tk臋 i wysz艂y艣my z pokoju. Sz艂y艣my po schodach w d贸艂, gdy na dole pojawi艂 si臋 Artur. Mia艂 starannie u艂o偶one w艂osy, co pierwsze rzuci艂o mi si臋 w oczy. U艣miecha艂 si臋 szeroko, 艣ledz膮c nas sun膮ce w d贸艂. W ko艅cu stan臋艂am przed nim i r贸wnie偶 u艣miechn臋艂am si臋 szeroko.
— Witam pi臋kne panie — powiedzia艂 i uk艂oni艂 si臋 nisko. Spojrza艂y艣my na siebie z Laur膮 i st艂umi艂y艣my parskni臋cie.
— Witaj, wa艣膰 panie — dla zwi臋kszenia efektu wysun臋艂am d艂o艅 i czeka艂am. Artur r贸wnie偶 pr贸buj膮c utrzyma膰 powag臋 chwyci艂 moj膮 d艂o艅 i z艂o偶y艂 na niej soczysty poca艂unek. Skrzywi艂am si臋 i w ko艅cu za艣mia艂am, cofaj膮c r臋k臋 i wycieraj膮c d艂o艅 o spodnie.
— Widz臋, 偶e wiele musisz si臋 jeszcze nauczy膰 — powiedzia艂a Laura z przek膮sem.
— Zazdro艣cisz i tyle — odpowiedzia艂 jej Artur i wr贸ci艂 wzrokiem do mnie — gotowa na przygody?
— Zale偶y. Je艣li idziemy na safari, albo nielegalne wy艣cigi to mia艂abym pewne obiekcje w tej kwestii — powiedzia艂am z zastanowieniem.  
— Dobry pomys艂 na randk臋 numer dwa, psze pani.
Zawstydzi艂am si臋, gdy serce zabi艂o mi szybciej us艂yszawszy s艂owo na ‘r’.
— W takim razie jaki jest plan na dzi艣? — spyta艂am.
— Zobaczysz — powiedzia艂 tylko i wzruszy艂 ramionami.
Przewr贸ci艂am oczami, ale zaraz u艣miechn臋艂am si臋 mi艂o.
— No niech b臋dzie. Chod藕my w takim razie — rzuci艂am weso艂o i chwyci艂am p艂aszcz i torebk臋. Wszyscy troje wyszli艣my z domu, lecz na podje藕dzie Laura ruszy艂a chodnikiem na autobus, a ja wsiad艂am do Audi Artura.
Jechali艣my w stron臋 centrum, a lista opcji dok膮d m贸g艂 mnie zabra膰 ros艂a z ka偶dym pokonywanym metrem. By艂 pocz膮tek grudnia, co oznacza艂o sukcesywne zwi臋kszanie ilo艣ci lampek i 艣wi膮tecznych ozd贸b na ulicach. Okoliczne drzewa owini臋te zosta艂y kilometrami 艣wiate艂ek przez co przestrze艅 wok贸艂 wydawa艂a si臋 by膰 spowita jakim艣 bli偶ej nieokre艣lonym rodzajem magii. Z zachwytem spogl膮da艂am przez szyb臋, gdy z zamy艣lenia wyrwa艂 mnie g艂os Halsey w radio. Grali akurat piosenk臋, kt贸rej ostatnio s艂ucha艂am na okr膮g艂o.

I said I'd catch you if you fall
And if they laugh, then fuck 'em all (All)
And then I got you off your knees
Put you right back on your feet
Just so you can take advantage of me       

Zacz臋艂am bezg艂o艣nie porusza膰 ustami w rytm piosenki, co nie umkn臋艂o uwadze ch艂opaka obok. Wyci膮gn膮艂 d艂o艅 i podkr臋ci艂 g艂o艣no艣膰 u艣miechaj膮c si臋 do mnie ch艂opi臋co. Odwzajemni艂am u艣miech i nuci艂am dalej.
Akurat kiedy piosenka dobieg艂a ko艅ca samoch贸d zatrzyma艂 si臋, a Artur zgasi艂 silnik i popatrzy艂 na mnie. Rozejrza艂am si臋 dooko艂a. Byli艣my niedaleko galerii handlowej.
— Idziemy na zakupy? — spyta艂am sceptycznie.
— Nie doceniasz mnie — oburzy艂 si臋 — wysiadaj.
Pos艂usznie wysiad艂am z auta i obesz艂am je, by stan膮膰 ko艂o Artura. On z kolei, gdy tylko podesz艂am, wyci膮gn膮艂 d艂o艅 w moim kierunku. Spojrza艂am na ni膮 nie bardzo wiedz膮c, o co mu chodzi.
— No dalej, to randka, daj 艂ap臋 — powiedzia艂 艣miej膮c si臋.
Zaczerwieni艂am si臋, ale spe艂ni艂am 偶yczenie i nie艣mia艂o uj臋艂am jego d艂o艅.
— Sam masz 艂apy — mrukn臋艂am udaj膮c ura偶on膮.
W odpowiedzi tylko mocniej 艣cisn膮艂 moj膮 d艂o艅 i poci膮gn膮艂 mnie w stron臋 galerii. Okr膮偶yli艣my j膮, a moim oczom ukaza艂o si臋 ogromne lodowisko. Spojrza艂am na niego ze zdziwieniem.
— 艁y偶wy? Je藕dzisz? — spyta艂am zaskoczona.
— Troch臋 — odpowiedzia艂 cho膰 jego mina nie wyra偶a艂a zbyt wielkiej pewno艣ci siebie. To urocze, 偶e zabra艂 mnie na 艂y偶wy mimo, 偶e nie czuje si臋 w nich mocny.
— Wymy艣li艂em, 偶e b臋dzie 艣miesznie, je艣li si臋 troch臋 poprzewracamy — powiedzia艂.
— Z g贸ry za艂o偶y艂e艣, 偶e nie umiem je藕dzi膰? — za艣mia艂am si臋.
— A umiesz? — spyta艂 z niepokojem.
— Troch臋 — ograniczy艂am si臋 do powt贸rzenia jego odpowiedzi. Nie chcia艂am stresowa膰 go i przyznawa膰 si臋, 偶e tak naprawd臋 jestem zajebista w te klocki. Gdy by艂am ma艂a ubzdura艂o mi si臋, 偶e b臋d臋 艂y偶wiark膮 figurow膮, wi臋c chodzi艂am przez dwa lata na treningi, gdzie nauczono mnie kilku imponuj膮cych dla laika trik贸w. St艂umi艂am chichot wyobra偶aj膮c sobie min臋 Artura, kiedy zobaczy, jak robi臋 axla.
Podeszli艣my do kasy, by wypo偶yczy膰 sprz臋t. Na tafli nie by艂o t艂um贸w, wi臋c szafki oraz rozmiary 艂y偶ew nie stanowi艂y problemu.
Szybko przebra艂am si臋 i sprawdzi艂am ostro艣膰 艂y偶ew. Artura ci膮gle co艣 upija艂o, wi臋c postanowi艂 wymieni膰 swoj膮 par臋. Gdy w ko艅cu wszystko by艂o w porz膮dku obs艂uga 偶yczy艂a nam dobrej zabawy, a my dzi臋kuj膮c zacz臋li艣my pokraczny marsz do barierek. Postanowi艂am chwil臋 poudawa膰, 偶e nie wiem, jak si臋 je藕dzi. Na dr偶膮cych nogach, ci膮gle trzymaj膮c si臋 barierek, jecha艂am powoli przed siebie. Artur nie wygl膮da艂 lepiej, a wr臋cz gorzej. Pomy艣la艂am, 偶e przed nim d艂uga godzina m臋ki i za艣mia艂am si臋 pod nosem. Poczeka艂am, a偶 podjedzie do mnie i wzi臋艂am go za r臋k臋.
— Spr贸bujmy razem, mo偶e b臋dzie 艂atwiej — powiedzia艂am, wiedz膮c, 偶e to totalna bzdura. Artur bez namys艂u chwyci艂 moj膮 r臋k臋 i odbi艂 si臋 od barierki. Nie zrobi艂 trzech krok贸w, gdy wyl膮dowa艂 na ty艂ku. Niestety przed upadkiem nie pu艣ci艂 mnie, przez co polecia艂am na l贸d razem z nim. Chyba wbi艂am mu 艂okie膰 w 偶ebra, bo j臋kn膮艂 g艂o艣niej ni偶 bym si臋 tego spodziewa艂a.
— O bo偶e! Przepraszam! — wydusi艂am, chichocz膮c z wyrazu jego twarzy. Podnios艂am si臋, otrzepa艂am kurtk臋 i spodnie, a potem wyci膮gn臋艂am w jego stron臋 pomocn膮 d艂o艅.
— Ja chwil臋 tu pole偶臋 i popatrz臋 na ciebie — powiedzia艂 r贸wnie偶 rozbawiony.
— Na pewno?
— Zr贸b k贸艂ko i wr贸膰 po mnie.
U艣miechn臋艂am si臋 psotliwie i zacz臋艂am powoli jecha膰 ty艂em. K膮tem oka patrzy艂am, czy przypadkiem na kogo艣 nie wje偶d偶am. Zacz臋艂am przyspiesza膰 i wykona艂am zwrot, by jecha膰 przodem. G艂adko rozp臋dzi艂am si臋 do znacznej pr臋dko艣ci. Spojrza艂am na Artura, kt贸ry teraz by艂 w znacznej odleg艂o艣ci i ju偶 nie le偶a艂 tylko wsta艂 i opiera艂 si臋 o barierk臋 z oszo艂omion膮 min膮. Za艣mia艂am si臋 i rozejrza艂am w oko艂o. Poza nami na lodowisku by艂o mo偶e dziesi臋膰 os贸b, kt贸re umiej臋tno艣ciami zbli偶one by艂y do poziomu Artura. Ca艂y 艣rodek, wi臋c pozostawa艂 pusty. Skierowa艂am si臋 w tamtym kierunku i przygotowa艂am do skoku. Zawsze dobrze wychodzi艂y mi podstawowe figury, wi臋c by艂am dosy膰 pewna siebie. Wybi艂am si臋 i zrobi艂am podw贸jny obr贸t, g艂adko l膮duj膮c. Przepe艂ni艂o mnie zadowolenie z siebie. Z chytrym u艣miechem podjecha艂am do Artura, kt贸ry gapi艂 si臋 na mnie z otwartymi ustami.
— Gotowy? — spyta艂am jakby nigdy nic.
— Troch臋? Je藕dzisz tylko troch臋? Jakim cudem? Jak.. Jak ty to zrobi艂a艣? — duka艂. 
— Trenowa艂am 艂y偶wiarstwo, gdy by艂am m艂odsza — wyja艣ni艂am.
— Ze wszystkich opcji musia艂em wybra膰 tak膮, w kt贸rej robi臋 z siebie kompletnego niemot臋. Dzi臋ki Artur, nie ma za co Artur — powiedzia艂 z niedowierzaniem. Roze艣mia艂am si臋 tylko i wyci膮gn臋艂am r臋k臋. Uj膮艂 j膮, a ja odci膮gn臋艂am go od barierki i z艂apa艂am r贸wnie偶 za drug膮 r臋k臋 jad膮c ty艂em. Przez reszt臋 czasu pr贸bowa艂am uczy膰 go postawy i wyzbycia si臋 l臋ku przed upadkiem. Nie oby艂o si臋 bez wpadek. Domy艣la艂am si臋, 偶e nast臋pnego dnia wiele cz臋艣ci cia艂a b臋dzie go bole膰, ale ty艂ek wyj膮tkowo. Czas si臋 sko艅czy艂, a my poszli艣my wr贸ci膰 do zwyk艂ego obuwia. Znacie to 艣wietne uczucie, gdy zmieniacie 艂y偶wy lub buty narciarskie na Wasze zwyk艂e buty i macie wra偶enie, 偶e chodzicie po wacie? Westchn臋li艣my z ulg膮.
— To co teraz 艂y偶wiarzu? — spyta艂am przedrze藕niaj膮c go.
— Drugi raz nie zaryzykuj臋 i idziemy gdzie艣, gdzie oboje mamy r贸wne szanse.
Przewr贸ci艂am oczami.
— Pod koniec ca艂kiem dobrze ci sz艂o — powiedzia艂am pocieszaj膮cym tonem.
— Dzi臋ki, pani zrobi臋-sobie-axel-od-tak-bo-mog臋 — dra偶ni艂 si臋 ze mn膮.
Pokr臋ci艂am tylko z rezygnacj膮 g艂ow膮 i ruszyli艣my do samochodu. Jak si臋 okaza艂o, nast臋pnym przystankiem by艂 park.
— Spacer? Jeste艣 pewny, 偶e chodzisz tak samo dobrze, jak ja? — za偶artowa艂am. W odpowiedzi dosta艂am tylko wystawiony j臋zyk, z czego oboje prychn臋li艣my 艣miechem.
Alejki parku zosta艂y pi臋knie udekorowane, a drzewa owini臋te 艣wiate艂kami podobnie, jak na ca艂ym terenie miasta. Chwycili艣my si臋 za r臋ce, co ju偶 nie stresowa艂o mnie tak bardzo. Szli艣my powoli rozgl膮daj膮c si臋 dooko艂a.
— Jakim cudem przez ten ca艂y czas nie widzia艂am, 偶e Laura to twoja siostra? — spyta艂am, by jako艣 przerwa膰 cisz臋.
— Bo to w sumie wcale nie jest moja siostra – tylko kuzynka. Jeste艣my blisko, dlatego m贸wimy na siebie brat i siostra — wyt艂umaczy艂.
— Oh, no dobra — odpowiedzia艂am — siostra od strony twojej mamy czy taty? — dopytywa艂am z braku laku.
— Od strony mamy — powiedzia艂 cicho.
— Masz du偶膮 rodzin臋?
— Nie bardzo. Jeszcze tylko jednego kuzyna. Nie utrzymujemy kontaktu z du偶膮 cz臋艣ci膮 rodziny... A ty? Masz du偶膮 szcz臋艣liw膮 rodzink臋? — spyta艂 ju偶 bardziej weso艂o.
— Mo偶na tak powiedzie膰. Rodzina mamy jest nam bli偶sza, bo jest na miejscu. Druga po艂owa jest w Ameryce, bo m贸j tata pochodzi z Nowego Jorku — powiedzia艂am i wzruszy艂am ramionami.
— Ka偶dy marzy o takiej sytuacji! — powiedzia艂 z podekscytowaniem.
— Nie ma czego zazdro艣ci膰, poza poziomem angielskiego. Bilety s膮 drogie, wi臋c do drugiej babci je偶d偶臋 maksymalnie raz na rok, jak nie rzadziej.
— Niby tak, jednak Stany to cel wielu emigrant贸w. Lepiej si臋 tam 偶yje — powiedzia艂.
— Nie bardzo. Miliony 偶yj膮 w ub贸stwie tak samo jak wsz臋dzie, a ceny s膮 dla nich r贸wnie wysokie jak dla nas, bo koszty utrzymania s膮 wy偶sze. To wszystko si臋 redukuje — wyrazi艂am swoje zdanie.
— Taka ekonomistka z ciebie? — spyta艂 z u艣miechem.
— Nie wiedzia艂e艣, 偶e mam magistra z ekonomii? — za偶artowa艂am.
— 艁y偶wiarka ekonomistka. Czego jeszcze nie wiem, co?
— Wiele przed tob膮 — powiedzia艂am figlarnie.

2 komentarze:

  1. Cze艣膰. 馃槉
    Szukaj膮c czego艣 nowego do czytania. Znalaz艂am si臋 tutaj z czego bardzo si臋 ciesz臋, bo ju偶 od samego pocz膮tku bardzo spodoba艂a mi si臋 ta historia.
    Przede wszystkim oryginalny spos贸b narracji.
    Audrey jest bardzo ciekaw膮 i niezwykle zabawn膮 bohaterk膮. Nie by艂o chyba rozdzia艂u w kt贸rym nie wybuchn臋艂abym g艂o艣nym 艣miechem z powodu jej kolejnej "ciekawej" przygody.
    Poza tym w wielu kwestiach si臋 z ni膮 uto偶samiam, dlatego te偶 jest mi jeszcze bli偶sza.
    Strasznie mnie ciekawi, jak dalej potoczy si臋 jej relacja z Arturem. Kt贸rego te偶, jak na razie darz臋 spor膮 sympati膮.
    Czekam wi臋c z niecierpliwo艣ci膮 na nast臋pny rozdzia艂. 馃槉

    OdpowiedzUsu艅
    Odpowiedzi
    1. 馃槏馃槏馃槏馃槏 ojej jak mi艂o! Dzi臋kuj臋!

      Usu艅