Nie mam się w co ubrać.
Banał, a jednak. Stałam przed otworzoną szafą i nie mogłam uwierzyć, że chodzę
w takich szmatach. Wszystko wydawało mi się albo za sportowe, albo za
eleganckie, albo po prostu żałosne. Nie mogę iść tak na randkę. Wystarczył mi
sam stres związany z wyjściem gdziekolwiek. Nie mogłam pozwolić sobie na martwienie
się tym, że wyglądam beznadziejnie. Do czasu, gdy Artur stanie pod moimi
drzwiami miałam jeszcze kilka godzin. Postanowiłam przedsięwziąć zdecydowane
działania na wyjątkowe okazje – poszłam do mamy. Znalazłam ją czytającą na
kanapie z kubkiem w ręku. Okulary zsunęły jej się nisko na nos, więc gdy
podniosła wzrok, by na mnie spojrzeć wyglądała komicznie. Trochę jak
zmarszczony kret.
— Pomocy
— powiedziałam z jękiem.
— Hm? — mruknęła
pytająco.
— Nie mam się w co
ubrać na randevu z Arturem.
Mama zrobiła zdziwioną minę i odłożyła
książkę na stolik, patrząc na mnie z ekscytacją.
— Ojej, nie wiedziałam,
że cię zaprosił. Czemu się nie chwaliłaś? — zapytała z lekkim wyrzutem.
Wzruszyłam tylko ramionami i klapnęłam
na pobliski fotel.
— No to już wiesz. Ale
żadnej randki nie będzie, bo nie mam w czym na nią iść.
— Dziecko, co ty
wygadujesz?! Masz szafę pełną ubrań! — zaśmiała się mama.
— Nic się nie nadaje.
Nigdy nie kupowałam ciuchów z myślą, że mogę ich kiedyś potrzebować na wyjście
z kimś...
— Tak się kończy to, że
sama siebie nie doceniasz Audrey. Od lat mówię jaka jesteś ładna i zdolna, to
ty nigdy nie chcesz słuchać. Nawet, kiedy ten uroczy chłopak w gimnazjum się do
ciebie zalecał, pamiętasz? Jak on miał na imię?
— Eeee.. że Krzysiek? —
spytałam skrzywiona.
— O! Krzysiek! Mówiłam,
że to ładny chłopak i żebyś się za niego brała, to ty wydziwiałaś.. — zaczęła
się nakręcać.
— Mamo.. — powiedziałam
ostrzegawczym głosem — stop. Wróćmy do dzisiejszego problemu, co? Pożyczysz mi
tę niebieską sukienkę z koronką na górze?
— Ha, czyli po to
przyszłaś.. — parsknęła. Wyszczerzyłam się, próbując robić słodkie oczy.
— Jest w praniu,
skarbie. A nie możesz założyć swojej niebieskiej? Tej z falbankowymi rękawami?
— Ma dwa lata i to po
niej widać — mówię.
— Miałaś ją dwa razy na
sobie Audrey.
— To co?
— To, że jej wiek nie
ma to znaczenia.
— Ma.
— Nie.
— No mamo!
— No dobrze! Czego niby
ode mnie oczekujesz w tym momencie, co? — powiedziała, rozkładając ręce.
— Chodź ze mną na
szybkie zakupy.. — powiedziałam niepewnie, licząc na to, że nie będzie jej się
chciało i po prostu da mi pieniądze.
— Teraz? Nie planowałam
dziś nigdzie wychodzić. Z resztą zobacz w jakim stanie mam włosy i twarz. Nie
ma opcji, że opuszczam dziś to domostwo, moja droga — powiedziała i rozsiadła
się wygodniej na kanapie, patrząc przepraszająco.
Nic nie odpowiedziałam, licząc, że
przekona ją niezręczna cisza i wlepienie w nią wzroku.
— Dobra, dam ci kasę i
idź sama — złamała się i wstała po torebkę.
Przybiłam sobie mentalną piątkę i
uśmiechnęłam się pod nosem.
Zaadoptowałam dwie stówy i ruszyłam do
pokoju po torebkę i kurtkę. Pięć minut i byłam w drodze do galerii. Modliłam
się w duchu, by znaleźć coś przyzwoitego. Rundka po sklepach zajęła mi więcej
czasu niż się spodziewałam. Na szczęście znalazłam outfit, który w pełni mnie
satysfakcjonował. W autobusie wysłałam wiadomość Laurze, czy przypadkiem nie ma
ochoty zrobić mi make upu na randkę z jej bratem. Długo nie musiałam czekać na
twierdzącą odpowiedź z długim rzędem wykrzykników.
W domu wzięłam prysznic, a gdy wróciłam
do pokoju przyjaciółka już na mnie czekała.
— Nie wierzę, że
doczekałam się randki własnego brata z przyjaciółką — powiedziała
podekscytowana i usadziła mnie na pufie przed toaletką. Zapaliła światła
oświetlając mi twarz i chwyciła za wielki kufer leżący na łóżku.
— Wow, przyszłaś
przygotowana — stwierdziłam przytłoczona ogromem kosmetyków.
— Musiałam. Twoja
kolekcja to podkład, puder i maskara — rzuciła ze zgrozą w oczach.
— Wolę spać niż
nakładać tonę tapety codziennie rano — odpowiedziałam prosto.
— Szkoda, że nie każda
z nas może sobie na to pozwolić — mruknęła pod nosem, na co tylko przewróciłam
oczami nie chcąc ponownie wdawać się w dyskusję o tym, że bez tapety jest
szkaradą. To straszne, w jakim stopniu kobiety się nie doceniają i na siłę wmawiają
sobie, że coś z nimi jest nie tak. Rządziłybyśmy światem, gdyby każda z nas
była odpowiednio pewna siebie i znała swoją wartość. Nikt nas szczerze nie
doceni, jeśli same siebie nie docenimy.
Wpatrywałam się w swoje odbicie podczas,
gdy Laura używała swoich magicznych rączek do zmienienia mnie z kopciuszka na..
trochę lepszą wersję kopciuszka. Na głowie pojawił mi się artystycznie ułożony
kok, a luźne kosmyki okalały mi twarz. Podkład zakrył dużą część piegów, a
cienie optycznie powiększyły mi oczy. Wyglądałam całkiem nieźle. Przyszedł czas
na pochwalenie się Laurze, co kupiłam. Chwyciłam dużą papierową torbę i wyjęłam
z niej czarne rurki z wysokim stanem (lubię wysoki stan, bo dobrze modeluje
fałdki) oraz lekko oversizowy, wełniany sweter w kolorowe, szerokie pasy.
Dodatkowo wyposażony był w sterczące randomowo na całej powierzchni szare
pomponiki. Byłam szczerze zadowolona z mojego wyboru. Strój był jednocześnie
uroczy i wyluzowany. Odcięłam metki i szybko skoczyłam do łazienki się
przebrać. Gdy wyszłam, by pokazać się przyjaciółce zobaczyłam na jej twarzy
wyraz uznania.
— No nieźle laska.. —
powiedziała i gwizdnęła pod nosem.
— Też myślę, że nie
wyglądam najgorzej — stwierdziłam z psotnym uśmiechem. Rozległ się dzwonek do
drzwi. W popłochu spojrzałam na telefon, by sprawdzić godzinę. O nie – to on.
Zestresowana spojrzałam na Laurę.
— Nie dam rady —
powiedziałam.
— Co ty gadasz, dasz.
To nic trudnego. Gdzie idziecie?
— Nie mam pojęcia.
— Tajemniczo, brawo
Arturro — mruknęła.
— Nie wiem, o czym mam
z nim gadać i w ogóle, jak się zachowywać, żeby nie zrobić z siebie idiotki.. —
zaczęłam kanonadę niepewności.
— Ej ej ej! Wyluzuj!
Powiedz sobie, że to zwykłe koleżeńskie wyjście i bądź sobą. Nie myśl o tym,
jak o czymś szczególnym, a nie będziesz się spinać.
Wzięłam głęboki wdech i powoli
wypuściłam powietrze.
— Masz rację. Tylko
spokój nas uratuje.
Przybiłam jej piątkę i wyszłyśmy z
pokoju. Szłyśmy po schodach w dół, gdy na dole pojawił się Artur. Miał
starannie ułożone włosy, co pierwsze rzuciło mi się w oczy. Uśmiechał się
szeroko, śledząc nas sunące w dół. W końcu stanęłam przed nim i również uśmiechnęłam
się szeroko.
— Witam piękne panie —
powiedział i ukłonił się nisko. Spojrzałyśmy na siebie z Laurą i stłumiłyśmy
parsknięcie.
— Witaj, waść panie —
dla zwiększenia efektu wysunęłam dłoń i czekałam. Artur również próbując
utrzymać powagę chwycił moją dłoń i złożył na niej soczysty pocałunek.
Skrzywiłam się i w końcu zaśmiałam, cofając rękę i wycierając dłoń o spodnie.
— Widzę, że wiele
musisz się jeszcze nauczyć — powiedziała Laura z przekąsem.
— Zazdrościsz i tyle —
odpowiedział jej Artur i wrócił wzrokiem do mnie — gotowa na przygody?
— Zależy. Jeśli idziemy
na safari, albo nielegalne wyścigi to miałabym pewne obiekcje w tej kwestii —
powiedziałam z zastanowieniem.
— Dobry pomysł na
randkę numer dwa, psze pani.
Zawstydziłam się, gdy serce zabiło mi
szybciej usłyszawszy słowo na ‘r’.
— W takim razie jaki
jest plan na dziś? — spytałam.
— Zobaczysz —
powiedział tylko i wzruszył ramionami.
Przewróciłam oczami, ale zaraz
uśmiechnęłam się miło.
— No niech będzie.
Chodźmy w takim razie — rzuciłam wesoło i chwyciłam płaszcz i torebkę. Wszyscy
troje wyszliśmy z domu, lecz na podjeździe Laura ruszyła chodnikiem na autobus,
a ja wsiadłam do Audi Artura.
Jechaliśmy w stronę centrum, a lista
opcji dokąd mógł mnie zabrać rosła z każdym pokonywanym metrem. Był początek
grudnia, co oznaczało sukcesywne zwiększanie ilości lampek i świątecznych ozdób
na ulicach. Okoliczne drzewa owinięte zostały kilometrami światełek przez co
przestrzeń wokół wydawała się być spowita jakimś bliżej nieokreślonym rodzajem
magii. Z zachwytem spoglądałam przez szybę, gdy z zamyślenia wyrwał mnie głos
Halsey w radio. Grali akurat piosenkę, której ostatnio słuchałam na
okrągło.
I said I'd catch you if you fall
And
if they laugh, then fuck 'em all (All)
And
then I got you off your knees
Put
you right back on your feet
Just
so you can take advantage of me
Zaczęłam bezgłośnie poruszać ustami w
rytm piosenki, co nie umknęło uwadze chłopaka obok. Wyciągnął dłoń i podkręcił
głośność uśmiechając się do mnie chłopięco. Odwzajemniłam uśmiech i nuciłam
dalej.
Akurat kiedy piosenka dobiegła końca
samochód zatrzymał się, a Artur zgasił silnik i popatrzył na mnie. Rozejrzałam
się dookoła. Byliśmy niedaleko galerii handlowej.
— Idziemy na zakupy? —
spytałam sceptycznie.
— Nie doceniasz mnie —
oburzył się — wysiadaj.
Posłusznie wysiadłam z auta i obeszłam
je, by stanąć koło Artura. On z kolei, gdy tylko podeszłam, wyciągnął dłoń w
moim kierunku. Spojrzałam na nią nie bardzo wiedząc, o co mu chodzi.
— No dalej, to randka,
daj łapę — powiedział śmiejąc się.
Zaczerwieniłam się, ale spełniłam
życzenie i nieśmiało ujęłam jego dłoń.
— Sam masz łapy —
mruknęłam udając urażoną.
W odpowiedzi tylko mocniej ścisnął moją
dłoń i pociągnął mnie w stronę galerii. Okrążyliśmy ją, a moim oczom ukazało
się ogromne lodowisko. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
— Łyżwy? Jeździsz? —
spytałam zaskoczona.
— Trochę — odpowiedział
choć jego mina nie wyrażała zbyt wielkiej pewności siebie. To urocze, że zabrał
mnie na łyżwy mimo, że nie czuje się w nich mocny.
— Wymyśliłem, że będzie
śmiesznie, jeśli się trochę poprzewracamy — powiedział.
— Z góry założyłeś, że
nie umiem jeździć? — zaśmiałam się.
— A umiesz? — spytał z
niepokojem.
— Trochę — ograniczyłam
się do powtórzenia jego odpowiedzi. Nie chciałam stresować go i przyznawać się,
że tak naprawdę jestem zajebista w te klocki. Gdy byłam mała ubzdurało mi się,
że będę łyżwiarką figurową, więc chodziłam przez dwa lata na treningi, gdzie
nauczono mnie kilku imponujących dla laika trików. Stłumiłam chichot
wyobrażając sobie minę Artura, kiedy zobaczy, jak robię axla.
Podeszliśmy do kasy, by wypożyczyć
sprzęt. Na tafli nie było tłumów, więc szafki oraz rozmiary łyżew nie stanowiły
problemu.
Szybko przebrałam się i sprawdziłam
ostrość łyżew. Artura ciągle coś upijało, więc postanowił wymienić swoją parę.
Gdy w końcu wszystko było w porządku obsługa życzyła nam dobrej zabawy, a my
dziękując zaczęliśmy pokraczny marsz do barierek. Postanowiłam chwilę poudawać,
że nie wiem, jak się jeździ. Na drżących nogach, ciągle trzymając się barierek,
jechałam powoli przed siebie. Artur nie wyglądał lepiej, a wręcz gorzej.
Pomyślałam, że przed nim długa godzina męki i zaśmiałam się pod nosem.
Poczekałam, aż podjedzie do mnie i wzięłam go za rękę.
— Spróbujmy razem, może
będzie łatwiej — powiedziałam, wiedząc, że to totalna bzdura. Artur bez namysłu
chwycił moją rękę i odbił się od barierki. Nie zrobił trzech kroków, gdy
wylądował na tyłku. Niestety przed upadkiem nie puścił mnie, przez co
poleciałam na lód razem z nim. Chyba wbiłam mu łokieć w żebra, bo jęknął
głośniej niż bym się tego spodziewała.
— O boże! Przepraszam!
— wydusiłam, chichocząc z wyrazu jego twarzy. Podniosłam się, otrzepałam kurtkę
i spodnie, a potem wyciągnęłam w jego stronę pomocną dłoń.
— Ja chwilę tu poleżę i
popatrzę na ciebie — powiedział również rozbawiony.
— Na pewno?
— Zrób kółko i wróć po
mnie.
Uśmiechnęłam się psotliwie i zaczęłam
powoli jechać tyłem. Kątem oka patrzyłam, czy przypadkiem na kogoś nie
wjeżdżam. Zaczęłam przyspieszać i wykonałam zwrot, by jechać przodem. Gładko
rozpędziłam się do znacznej prędkości. Spojrzałam na Artura, który teraz był w
znacznej odległości i już nie leżał tylko wstał i opierał się o barierkę z
oszołomioną miną. Zaśmiałam się i rozejrzałam w około. Poza nami na lodowisku
było może dziesięć osób, które umiejętnościami zbliżone były do poziomu Artura.
Cały środek, więc pozostawał pusty. Skierowałam się w tamtym kierunku i
przygotowałam do skoku. Zawsze dobrze wychodziły mi podstawowe figury, więc
byłam dosyć pewna siebie. Wybiłam się i zrobiłam podwójny obrót, gładko
lądując. Przepełniło mnie zadowolenie z siebie. Z chytrym uśmiechem podjechałam
do Artura, który gapił się na mnie z otwartymi ustami.
— Gotowy? — spytałam
jakby nigdy nic.
— Trochę? Jeździsz
tylko trochę? Jakim cudem? Jak.. Jak ty to zrobiłaś? — dukał.
— Trenowałam łyżwiarstwo,
gdy byłam młodsza — wyjaśniłam.
— Ze wszystkich opcji
musiałem wybrać taką, w której robię z siebie kompletnego niemotę. Dzięki
Artur, nie ma za co Artur — powiedział z niedowierzaniem. Roześmiałam się tylko
i wyciągnęłam rękę. Ujął ją, a ja odciągnęłam go od barierki i złapałam również
za drugą rękę jadąc tyłem. Przez resztę czasu próbowałam uczyć go postawy i
wyzbycia się lęku przed upadkiem. Nie obyło się bez wpadek. Domyślałam się, że
następnego dnia wiele części ciała będzie go boleć, ale tyłek wyjątkowo. Czas
się skończył, a my poszliśmy wrócić do zwykłego obuwia. Znacie to świetne
uczucie, gdy zmieniacie łyżwy lub buty narciarskie na Wasze zwykłe buty i macie
wrażenie, że chodzicie po wacie? Westchnęliśmy z ulgą.
— To co teraz
łyżwiarzu? — spytałam przedrzeźniając go.
— Drugi raz nie
zaryzykuję i idziemy gdzieś, gdzie oboje mamy równe szanse.
Przewróciłam oczami.
— Pod koniec całkiem
dobrze ci szło — powiedziałam pocieszającym tonem.
— Dzięki, pani
zrobię-sobie-axel-od-tak-bo-mogę — drażnił się ze mną.
Pokręciłam tylko z rezygnacją głową i
ruszyliśmy do samochodu. Jak się okazało, następnym przystankiem był park.
— Spacer? Jesteś pewny,
że chodzisz tak samo dobrze, jak ja? — zażartowałam. W odpowiedzi dostałam
tylko wystawiony język, z czego oboje prychnęliśmy śmiechem.
Alejki parku zostały pięknie
udekorowane, a drzewa owinięte światełkami podobnie, jak na całym terenie
miasta. Chwyciliśmy się za ręce, co już nie stresowało mnie tak bardzo. Szliśmy
powoli rozglądając się dookoła.
— Jakim cudem przez ten
cały czas nie widziałam, że Laura to twoja siostra? — spytałam, by jakoś
przerwać ciszę.
— Bo to w sumie wcale
nie jest moja siostra – tylko kuzynka. Jesteśmy blisko, dlatego mówimy na
siebie brat i siostra — wytłumaczył.
— Oh, no dobra —
odpowiedziałam — siostra od strony twojej mamy czy taty? — dopytywałam z braku
laku.
— Od strony mamy — powiedział
cicho.
— Masz dużą rodzinę?
— Nie bardzo. Jeszcze
tylko jednego kuzyna. Nie utrzymujemy kontaktu z dużą częścią rodziny... A ty?
Masz dużą szczęśliwą rodzinkę? — spytał już bardziej wesoło.
— Można tak powiedzieć.
Rodzina mamy jest nam bliższa, bo jest na miejscu. Druga połowa jest w Ameryce,
bo mój tata pochodzi z Nowego Jorku — powiedziałam i wzruszyłam ramionami.
— Każdy marzy o takiej
sytuacji! — powiedział z podekscytowaniem.
— Nie ma czego
zazdrościć, poza poziomem angielskiego. Bilety są drogie, więc do drugiej babci
jeżdżę maksymalnie raz na rok, jak nie rzadziej.
— Niby tak, jednak
Stany to cel wielu emigrantów. Lepiej się tam żyje — powiedział.
— Nie bardzo. Miliony
żyją w ubóstwie tak samo jak wszędzie, a ceny są dla nich równie wysokie jak
dla nas, bo koszty utrzymania są wyższe. To wszystko się redukuje — wyraziłam
swoje zdanie.
— Taka ekonomistka z
ciebie? — spytał z uśmiechem.
— Nie wiedziałeś, że
mam magistra z ekonomii? — zażartowałam.
— Łyżwiarka
ekonomistka. Czego jeszcze nie wiem, co?
— Wiele przed tobą —
powiedziałam figlarnie.
Cześć. 😊
OdpowiedzUsuńSzukając czegoś nowego do czytania. Znalazłam się tutaj z czego bardzo się cieszę, bo już od samego początku bardzo spodobała mi się ta historia.
Przede wszystkim oryginalny sposób narracji.
Audrey jest bardzo ciekawą i niezwykle zabawną bohaterką. Nie było chyba rozdziału w którym nie wybuchnęłabym głośnym śmiechem z powodu jej kolejnej "ciekawej" przygody.
Poza tym w wielu kwestiach się z nią utożsamiam, dlatego też jest mi jeszcze bliższa.
Strasznie mnie ciekawi, jak dalej potoczy się jej relacja z Arturem. Którego też, jak na razie darzę sporą sympatią.
Czekam więc z niecierpliwością na następny rozdział. 😊
😍😍😍😍 ojej jak miło! Dziękuję!
Usuń